Pranie pieniędzy na wielką skalę zarzucają prokuratorzy firmom z branży hazardowej. Na celowniku śledczych są też ministrowie finansów, którzy nie zapobiegli nieprawidłowościom. W 50 największych firmach działających w branży jednorękich bandytów trwają właśnie kontrole skarbowe.
Pracownicy skarbówki przedstawili biorącym udział w śledztwie prokuratorom, policjantom z Centralnego Biura Śledczego oraz celnikom wstępne wyliczenia nieprawidłowości. – Padła kwota 670 mln zł, jednak kontrola trwa i rozszerza się na nowe podmioty. Szacujemy, że urośnie do miliarda złotych – mówi „DGP” jedna z osób znających ustalenia.

Pierwsze zarzuty

Są już też pierwsze efekty postępowania. W ostatnich dniach marca śledczy z białostockiej prokuratury postawili zarzuty prania brudnych pieniędzy szefom jednej z wiodących w tej branży spółek. – Podejrzewamy, że działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Jej celem było utrudnienie stwierdzenia przestępczego pochodzenia środków płatniczych, czyli właśnie pranie brudnych pieniędzy. Chodzi o kilkadziesiąt milionów złotych – mówi nam rzecznik białostockiej prokuratury apelacyjnej Janusz Kordulski.
Z dowodów zebranych przez śledczych wynika, że największe spółki stworzyły mechanizm, dzięki któremu nie występowały jako organizatorzy gier hazardowych. Potrzebowały takiego parawanu, gdyż same miały problemy ze zdobywaniem pozwoleń na organizowanie gier. – Nie spełniały warunków ustawy, bo np. nie były w stanie wykazać, że ich pieniądze na działalność pochodzą z legalnych źródeł albo ich właściciele mieli postawione zarzuty karne – tłumaczy jeden z naszych rozmówców.

Firmy parawany

Po znalezieniu firmy z ważnym zezwoleniem faktyczni właściciele automatów podpisywali serię umów np. o ich serwisowanie. – Firma, która służyła jako parawan, odprowadzała podatki, a prawdziwym właścicielom co miesiąc regulowała faktury w wysokości np. 300 lub 500 tys. zł miesięcznie – mówi inny z naszych rozmówców.
Sama wysokość faktur świadczy, że automaty nie działały zgodnie z ustawą, która zezwalała jedynie na hazard o małych stawkach. W rzeczywistości niemal wszystkie automaty działające w Polsce były nielegalnie przerobione i gwarantowały hazardzistom grę o wysokie stawki.
– Taki hazard powinien być objęty 45-procentowym podatkiem. Oni jednak płacili tylko ryczałtowy podatek za hazard o niskich wygranych. – Ten rynek funkcjonował tak od 2003 do 2009 roku, przynosząc miliardowe straty Skarbowi Państwa – tłumaczy nam oficer CBŚ.
Według śledczych gry o wysokie stawki łamały ustawę hazardową, zatem pieniądze krążące między firmami pochodziły z przestępstwa. Stąd zarzuty o pranie brudnych pieniędzy. Śledczy skupiają się teraz na ustaleniu, dokąd trafiły zyski, aby móc odzyskać utracone przez Skarb Państwa dochody.
Wśród ważnych wątków ich śledztwa są działania kolejnych ministrów finansów (od 2003 roku do 2009), którzy mieli sygnały o nieprawidłowościach na tym rynku, lecz tolerowali jego kształt. Pierwsze zarzuty usłyszała już Anna Cendrowska, która była zastępczynią szefa Służby Celnej Jacka Kapicy nadzorującego ostatnio branżę hazardową. Po usłyszeniu zarzutów straciła swoją funkcję, lecz nadal pracuje w Ministerstwie Finansów na stanowisku radcy ministra Jacka Rostowskiego.