Wszelkie informacje na mój temat w publikacjach o ułaskawieniu Adama S. są nieprawdziwe - oświadczył we wtorek mąż Marty Kaczyńskiej, Marcin Dubieniecki. Zapewnił, że nie był wspólnikiem Adama S., kiedy ten został ułaskawiony. Uznał też, że w tej sprawie trwa "polowanie" na niego.

Rzecznik PiS Adam Hofman na wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie stwierdził, że stanowisko Dubienieckiego należy czytać "jako oświadczenie prywatnej osoby".

W poniedziałek szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski zlecił audyt "procedur i trybu przygotowywania projektu decyzji" przez urzędników prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie ułaskawienia przedsiębiorcy Adama S. W ubiegłym tygodniu media poinformowały, że Adam S., z którym - według nich - mąż Marty Kaczyńskiej założył spółkę, został w "trybie nadzwyczajnym" w czerwcu 2009 r. ułaskawiony przez Lecha Kaczyńskiego.

"Odnosząc się do zarzutów kierowanych w sprawie ułaskawienia Adama S. stwierdzić należy, że wszelkie informacje dotyczące w tym zakresie mojej osoby są nieprawdziwe. Z całą stanowczością podkreślam, że nie byłem wspólnikiem Adama S. w zarzucanym mi okresie kiedy otrzymał on prawo łaski. W spółce, w której występowałem reprezentowałem interesy innej osoby na zasadzie zawartej umowy powierniczego nabycia udziałów" - napisał w przekazanym we wtorek PAP oświadczeniu Dubieniecki.

"Wszystkie te sprawy, które otrzymały taki rozgłos, które powstały z nierzetelnego dziennikarstwa i insynuacji zawartych w tych artykułach, będą musiały być wyjaśnione przez niezawisłe Sądy a osoby i redakcje odpowiedzialne za nie będą musiały ponieść odpowiedzialność prawną" - zapowiedział Dubieniecki.

Jak zaznaczył, "brutalność ataków prasowych i swoistego rodzaju +polowanie+" na niego doprowadziły do sytuacji, w której nie może pozostać obojętny na te informacje.

Dubieniecki zaznaczył, że wtorkowe oświadczenie jest "jedynym przejawem" jego "obecności medialnej"

Dubieniecki ocenił, że ujawnienie tej sprawy oraz "kontekst sytuacyjny w jakiej ona się pojawia, jest najczystszym przejawem walki na wyborcze "haki", a pośrednio ma zmierzać do szkalowania osoby śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed zbliżającą się rocznicą katastrofy smoleńskiej".

"Sekwencja czasowa publikacji i nadania rozgłosu pewnym artykułom prasowym w stosunku do mojej osoby ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze ma uderzyć bezpośrednio we mnie i podjąć próbę zdezawuowania mojej osoby w środowisku zawodowym i wobec moich Klientów, a pośrednio ma uderzać w Jarosława Kaczyńskiego, a więc przybiera wymiar najczystszej walki politycznej za pośrednictwem rodziny. Nie przypominam sobie aby media koncentrowały się na czyimś powinowatym polityka tak jak na mojej osobie. To jest dowód tego, że karnawał zbierania +haków+ rozpoczął się" - napisał Dubieniecki.

"Nie może być tak, że poprzez przeinaczanie faktów, podawanie nieprawdziwych informacji, prowadzenie nieuczciwego i nierzetelnego dziennikarstwa, wywołuje się lawinę oszczerstw i naruszeń mojego dobrego imienia oraz imienia moich najbliższych osób" - stwierdził.

Dubieniecki zaznaczył też, że wtorkowe oświadczenie jest "jedynym przejawem" jego "obecności medialnej". "Dalsza korespondencja będzie dopuszczalna w trybie przepisów kodeksu postępowania cywilnego i przepisów kodeksu postępowania karnego" - oznajmił.