Puste fabryki, porzucone łodzie rybackie, opuszczone place budowy - tak wyglądają niektóre libijskie miasta, z których w następstwie krwawej rewolty uciekły tysiące pracowników m.in. z Egiptu, Chin czy Bangladeszu - pisze w środę Reuters w korespondencji z Bengazi.

Ich exodus wywołał zamknięcie niektórych firm oraz sprawił, że wkrótce brakować może żywności.

W fabryce produktów spożywczych Abu Baker Albilah w drugim co do wielkości libijskim mieście Bengazi całkowicie wstrzymano produkcję, gdy syryjscy i egipscy pracownicy, którzy stanowili połowę zatrudnionych, opuścili kraj.

"Zazwyczaj to tak nie wygląda" - mówi Faradż Al-Bilah, syn właściciela fabryki, pokazując opustoszałe pomieszczenie, służące do przetrzymywania zapasów oraz ciemną halę produkcyjną.

Pracownicy z Egiptu zajmują się rolnictwem, więc kiedy opuścili kraj w sklepach brakuje świeżych produktów, a eksperci obawiają się, że za kilka tygodni skończą się zapasy jedzenia.

W jednym z portów w Bengazi stoją zacumowane i niewykorzystywane łodzie rybackie. Rybacy tłumaczą, że rybołówstwem zajmowali się głównie Egipcjanie i Syryjczycy, którzy uciekli, kiedy tylko rozpoczęły się niepokoje.

"Na tym terenie kiedyś były tysiące rybaków, teraz zostało jedynie pięciu lub sześciu"

"Na tym terenie kiedyś były tysiące rybaków, teraz zostało jedynie pięciu lub sześciu" - wyjaśnia rybak Samir el-Sury.

Zagraniczni pracownicy są niezbędni w kraju, mającym jedynie 6,4 mln mieszkańców. Według egipskiego MSZ, w Libii pracował co najmniej milion robotników z Egiptu.

Jednak nie wszyscy obcokrajowcy opuścili Libię. W elektrowni Zueitina pracownicy z Korei Południowej i Bangladeszu zapewniają, że czują się bezpieczni dzięki ochronie młodzieży z pobliskich wsi.

"Chcę tu zostać. (Mieszkańcy) zapewniają nam pożywienie i bezpieczeństwo" - mówi pracownik Daewoo Nam Kim.

Mimo to strażnicy z pobliskiego terminalu eksportu ropy naftowej informują, że uciekło stamtąd wielu zagranicznych pracowników.

Rewolta wstrzymała eksport ropy z niektórych regionów Libii, która w normalnych warunkach produkuje 1,6 mln baryłek ropy dziennie i jest dwunastym światowym eksporterem tego surowca.

Wolontariusze stoją na posterunkach wokół budowy, by zapobiec grabieżom

"Możemy pracować przez miesiąc lub dwa, ale nie dłużej. Jeśli mamy zwiększyć zdolności produkcyjne, będziemy potrzebowali pomocy z zewnątrz" - mówi Jusef Gherjo, menadżer firmy naftowej Agoco z Bengazi.

Na drodze w pobliżu Bengazi billboardy reklamują budowę nowej sieci szybkich kolei, jednak według świadków w następstwie ucieczki zagranicznych pracowników prace wstrzymano.

Na tej samej drodze widać rzędy niedokończonych betonowych bloków. Budowa 20 tysięcy mieszkań stanęła, gdy tysiące chińskich robotników opuściły kraj. O ich obecności świadczą jedynie leżące na ziemi opakowania po chińskim jedzeniu oraz napis po chińsku, który widnieje na bramie.

Wolontariusze stoją na posterunkach wokół budowy, by zapobiec grabieżom. Choć niektóre przedmioty zostały skradzione, cenne koparki, ciężarówki i inne maszyny są nietknięte.

"Jesteśmy tutaj, by chronić sprzętu, aż do powrotu Chińczyków. Mamy świetne stosunki z Chinami, chcemy, żeby (Chińczycy) wrócili i zakończyli projekt" - powiedział jeden ze strażników Mohammed Abdullah.