Lipcowa data rozpoczęcia wymiany dowodów osobistych na nowe z chipem jest zagrożona.
Zgodnie z ustawą o dowodach osobistych operacja ich wymiany powinna się rozpocząć już za niecałych sześć miesięcy. Do końca roku nowy dokument tożsamości powinno mieć już 1,5 mln Polaków. Jednak – jak wynika z naszych informacji – szanse na dotrzymanie terminu topnieją. Nadal nierozstrzygnięty jest przetarg na wykonanie nowych dowodów. Na ich obsługę nie są też gotowe same urzędy.
– W tym momencie nie mówimy o ewentualnym nowym terminie wprowadzenia dowodów osobistych – zapewnia rzecznik MSWiA Małgorzata Woźniak. Co innego twierdzą firmy, które konkurują o warte 200 – 400 mln zł zamówienie. – Przy założeniu, że resort rozstrzygnie trwający przetarg wczesną wiosną, i tak nie widzę szans, żebyśmy zaczęli wydawać dowody przed końcem roku – przyznaje menedżer jednej z uczestniczących w konkursie firm.
Wprowadzenie nowego terminu wymagałoby zgody Sejmu. – Już raz przedłużyliśmy ten termin, więc nie widzę wielkiego problemu – uważa poseł PO z komisji spraw wewnętrznych i administracji. To pierwsze poważne opóźnienie miało związek z decyzją ministra Jerzego Millera o wyłonieniu producenta dokumentu nie w ramach zwykłego przetargu, ale w bardzo uproszczonej procedurze tzw. dialogu konkurencyjnego. Jako pierwsi poinformowaliśmy o tym na łamach „DGP” jeszcze w listopadzie.
Do dialogu przystąpiło sześć wiodących firm spieranych przez mniejszych konsorcjantów: Gildia, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, Consortia, DGT, Sygnity i Wasko. Wczoraj wśród tych firm krążyła niepotwierdzona informacja, że resort zakończył pierwszy etap postępowania, co oznacza, że w dalszej rozgrywce pozostaną tylko dwie firmy.
– Co z tego, że my wydrukujemy plastik z wtopionym czipem? Problem stanowią urzędy centralne, samorządowe i prywatne firmy, które są nieprzygotowane na obsługę nowego dowodu – przekonuje przedstawiciel jednej z firm uczestniczących w procedurze.
Zwraca uwagę, że w Niemczech testowanie systemu nowych dowodów przed ich oficjalnym wprowadzeniem trwało aż rok, a mimo to nie uniknięto chaosu. – Zakładając, że w marcu wygralibyśmy przetarg, to na testy mielibyśmy trzy miesiące. To nie może się dobrze skończyć – ostrzega i dodaje, że w dokumencie będzie można zakodować dwa rodzaje podpisu elektronicznego i żaden z polskich urzędów nie ma odpowiednich systemów, aby odczytać te dane.
Nowoczesny dowód ma np. pozwolić na załatwianie przez internet spraw w urzędach, ale wciąż żaden z nich nie ma pełnego systemu umożliwiającego obsługę wirtualnych petentów.
Podobnie jest z inną planowaną dla dowodu funkcją, czyli „kartą pacjenta”. – Za pomocą dowodu identyfikowalibyśmy się w każdej placówce, która ma podpisaną umowę z NFZ. Dane medyczne byłyby gromadzone w jednym miejscu, ale tu też jeszcze brak systemu – wyjaśnia nasz rozmówca i komentuje, że operacja może się skończyć „wariantem brytyjskim”. Na początku stycznia królowa Elżbieta II podpisała ustawę zawieszającą projekt wprowadzenia nowych dowodów. Powód – wydano na niego 292 mln funtów i oszacowano, że dokończenie operacji pochłonie kolejne 800 mln funtów.