Gdyby nie rozmowa premierów Donalda Tuska i Władimira Putina, prawdopodobnie nie mielibyśmy kluczowego dowodu - powiedział w środę w Sejmie przewodniczący komisji badającej katastrofę smoleńską Jerzy Miller. Zapowiedział też, że raport komisji będzie gotowy w lutym.

W środę posłowie wysłuchali informacji rządu o działaniach zmierzających do ustalenia przyczyn i okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem, w związku z publikacją raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK).

Miller w swojej wypowiedzi nawiązał do słów premiera Tuska, który mówił o trudnym "partnerze w badaniu" katastrofy. "Gdyby nie rozmowa pana premiera (Donalda Tuska) z panem premierem (Władimirem) Putinem, to prawdopodobnie do dzisiaj nie mielibyśmy kluczowego dowodu, który zmienił spojrzenie polskiej komisji na udział niektórych członków załogi w przebiegu wypadku w ostatniej fazie lotu" - mówił. Szef MSWiA nie sprecyzował, o jaki dowód chodzi.

Jak ocenił Rosja nie jest łatwym partnerem Polski w badaniu przyczyn katastrofy. "Mimo że nie łatwy partner, ale partner który, przy odpowiedniej argumentacji i stanowczości udostępnił dowody, które potrafiły dać szansę na otwarcie procesu analitycznego" - powiedział.

Przyznał też, że w pierwszych dniach po katastrofie w kierowanej przez niego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego była atmosfera, by zacząć analizę "nie od tego, co się działo w Polsce, tylko co działo się na terenie Federacji Rosyjskiej".

"Niecierpliwość jest wrogiem dokładności pracy komisji"

"Ale w komisji pracują ludzie, którzy kilka, kilkanaście lat zajmują się badaniem wypadków lotniczych. I to ich etyka zawodowa i bardzo dobry warsztat pracy bardzo szybko zapanowały nad jakąkolwiek pokusą podejścia do badania choć w części nieobiektywnie" - podkreślił Miller.

Jak dodał, strona rosyjska nie potrafiła do końca odczytać z rejestratora głosowego zapisu rozmów załogi polskiego tupolewa. "Ustalenia rosyjskie (w tej kwestii - PAP) są inne niż ustalenia polskie. Nie inne (...) że byłyby wygodne inne, tylko strona rosyjska nie mogła do końca odczytać zapisu z rejestratora głosu" - powiedział.

"Niecierpliwość jest wrogiem dokładności pracy komisji" - dodał Miller, wskazując na różnice w rosyjskiej i polskiej transkrypcji odczytanych zapisów rozmów załogi Tu-154M.

Podkreślił, że w wersji rosyjskiej słowo "odchodzimy" załoga wypowiedziała tylko raz - a konkretnie drugi pilot. Tymczasem polscy specjaliści ustalili, że to słowo padło dwa razy: pierwszy raz wypowiedział je dowódca załogi kpt. Arkadiusz Protasiuk, a drugi pilot powiedział to po raz drugi, potwierdzając komendę dowódcy.

Strona polska nie polemizuje z raportem MAK, ale ze sposobem potraktowania polskich uwag do niego

Miller poinformował, że taśma rejestratora ma 30 minut i eksperci Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego nadal nad nią pracują. "Są tam inne fragmenty (nieodczytane - PAP) nagrania, które też mogą w sposób bardzo istotny, zmienić pogląd nie tylko komisji, ale również wszystkich, którzy będą się chcieli zapoznać z końcowym raportem, na przebieg zdarzeń, na wolę tych, którzy na pokładzie się znajdowali i na wpływ (tych czynników - PAP) na katastrofę lub brak tego wpływu" - powiedział.

Odnosząc się do liczących 150 stron polskich uwag do raportu MAK Miller powiedział, że w sposób zwarty i "możliwie precyzyjnie i nienapastliwie, merytorycznie, bez żadnego komentarza" odnoszą się one do rosyjskich ustaleń. Zaznaczył, że strona rosyjska z tymi uwagami nie polemizuje. "Żadna uwaga nie została uznana za fałszywą, nie spotkała się z polemiką" - mówił.

Jak przypomniał, MAK włączył polskie uwagi techniczne do swego raportu końcowego, a resztę uwag potraktował jako nieistotne dla wyjaśnienia technicznych okoliczności katastrofy i dodał je jedynie jako załącznik do raportu. "Tego werdyktu nie można pozostawić bez odpowiedzi" - podkreślił minister. Zaznaczył, że strona polska nie polemizuje z raportem MAK, ale ze sposobem potraktowania polskich uwag do niego.

Miller podkreślił, że kierowana przez niego komisja nie mogła ujawniać wyników swojego działania przed publikacją raportu MAK. "Komisja jest zobowiązana do milczenia w trakcie prowadzenia procesu badawczego" - zaznaczył.

Jak mówił, Rosjanie kończąc pracę na raportem, "zgodnie z prawem międzynarodowym zakończyli okres milczenia w sprawach objętych werdyktem raportu". "Dlatego wczoraj bez żadnych skrupułów zapoznaliśmy państwa z naszym rozpoznaniem zawartości rejestratorów z wieży kontroli lotów, ponieważ ten fragment badania decyzją MAK został zwolniony z obowiązku milczenia" - powiedział.



"Nie złożymy (tego raportu) na ołtarzu pośpiechu, niedokładności, ponieważ nie wolno tak zrobić"

Miller zaznaczył, że komisja, którą kieruje nie jest komisją konkurencyjną dla komisji rosyjskiej. "To jest komisja działająca zgodnie z polskim prawem, która ustala okoliczności niezależnie od komisji funkcjonującej zgodnie z konwencją chicagowską" - powiedział.

Jak podkreślił, celem komisji jest badane okoliczności katastrofy po to, by "ci, którzy mieli wpływ negatywny na te okoliczności mogli usunąć wszystkie przyczyny, aby w przyszłości taki wypadek nie mógł się powtórzyć". Dodał, że często mylnie przypisywane jest komisji, którą kieruje, prawo do wydawania wyroków.

Szef MSWiA zapowiedział też, że raport kierowanej przez niego komisji zostanie przedstawiony w lutym. "Nie złożymy (tego raportu) na ołtarzu pośpiechu, niedokładności, ponieważ nie wolno tak zrobić" - podkreślił.

"Nikt z nas takiej opinii nie kreuje"

"Z góry proszę o wybaczenie, jeżeli się kilka dni spóźnimy, jeżeli będzie wymagało tego to, czego jeszcze dzisiaj nie znamy, a co może poznamy za tydzień, dwa czy trzy tygodnie" - zaznaczył Miller.

We wtorek, po raz pierwszy od 10 kwietnia, Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego ujawniła swoje niektóre materiały na konferencji prasowej w kancelarii premiera, w tym część nagrań z wieży w Smoleńsku.

Miller zwrócił się w środę do posłów z prośbą, by nie ferować ocen, że polska strona w czasie tej prezentacji wskazała jako przyczynę katastrofy polskiego samolotu Tu-154M zachowanie kontrolerów na rosyjskiej wieży kontroli lotów. "Nikt z nas takiej opinii nie kreuje. Jeszcze raz chcę to podkreślić, nie pozwolimy potraktować polskich uwag jako uwag nieistotnych w procesie wyjaśniania wszystkich okoliczności wypadku, ale jest za wcześnie, abyśmy mówili, co było tak istotnym czynnikiem, że można nazwać ten czynnik przyczyną wypadku" - zaznaczył szef MSWiA.

Podkreślił, że polska komisja nie będzie słuchała takich podpowiedzi, że polską racją stanu jest przenieść winę na stronę rosyjską. "Komisja jest obiektywna w swoim badaniu, szuka wszystkich czynników, które miały wpływ na przebieg zdarzeń. I uważam, że komisja będzie działała w interesie Polski, jeżeli będzie szukała prawdy i wszystkich elementów opisujących zdarzenia z 10 kwietnia i dni, tygodni, miesięcy, a nieraz lat poprzedzających ten dzień" - powiedział Miller.