Półroczne przewodnictwo w Unii Europejskiej, które właśnie przejęły Węgry, a w lipcu obejmie Polska, wydaje się coraz bardziej przereklamowane, zwłaszcza w nowych krajach Unii - czytamy w "Gazecie Wyborczej".

Jako wzór gazeta podaje belgijską prezydencję z drugiej połowy 2010 r. Szef dyplomacji tego kraju Steven Vanackere na samym początku zaznaczył, że w myśl traktatu lizbońskiego, nie chcą wytyczać nowych kierunków, lecz kontynuować obrany wcześniej kierunek.

Traktat oddał przywództwo szefowi Rady Europejskiej Hermanowi Van Rompuyowi, szefowej dyplomacji Catherine Ashton oraz Komisji Europejskiej. Zaś prezydencja ma charakter formalny.

6-miesięczne przewodnictwo jest obecnie bardziej okazją do prezentacji sprawności swoich urzędników i dyplomatów niż faktycznym kierowaniem Unią - twierdzi "Gazeta Wyborcza".