Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w poniedziałek, że nie rozpoznał ciała swojego brata Lecha Kaczyńskiego po przywiezieniu go do Polski. Zaznaczył, że ani on, ani córka zmarłego prezydenta Marta, nie podjęli decyzji ws. ewentualnej ekshumacji ciała.

"Nie ukrywam, że o ile rozpoznałem ciało mojego śp. brata na lotnisku (w Smoleńsku), i tu nie miałem wątpliwości, podałem zresztą charakterystyczne cechy i one zostały potwierdzone - bliznę na ręce po ciężkim złamaniu - o tyle, kiedy już widziałem ciało przywiezione do Polski w trumnie, to go nie rozpoznałem. Tutaj to był człowiek, który w ogóle nie przypominał mojego brata. Mówiono mi, że to on" - powiedział prezes PiS na konferencji prasowej.

"Mam podstawy - ale takie są w Polsce przepisy, że nie mogę głośno o tym mówić - żeby uznać, że w trakcie sekcji przeprowadzonej w Smoleńsku nie wszystkie części ciała, które tam były, należały do prezydenta Rzeczypospolitej" - powiedział prezes PiS. Jak dodał, "z całą pewnością prezydent nie był generałem i nie nosił generalskich mundurów; to jest poza jakąkolwiek wątpliwością".

Naczelna Prokuratura Wojskowa w komunikacie przesłanym PAP w ubiegłym tygodniu poinformowała, że nieprawdziwa jest informacja podawana przez niektóre media, jakoby prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej podejrzewała, że w krypcie na Wawelu pochowano szczątki innych osób niż prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz jego małżonki Marii. W poniedziałek rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Zbigniew Rzepa powiedział PAP, iż ubiegłotygodniowy komunikat zachowuje swoją aktualność.

"Z materiałów śledztwa wynika, iż w krypcie na Wawelu zostali pochowani Lech Kaczyński oraz jego małżonka. Prowadząca postępowanie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w oparciu o zgromadzony dotychczas materiał dowodowy, nie ma w tym zakresie żadnych wątpliwości. Pojawienie się w przestrzeni medialnej tego typu informacji jest zdumiewające, nie oparte na żadnym obiektywnym dowodzie procesowym" - napisała w ubiegłym tygodniu prokuratura.

"Przekazanie zwłok było zgodne z procedurami przepisów prawa międzynarodowego, które to reguluje"

Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powiedział w poniedziałek, że identyfikacja zwłok odbyła się zgodnie z przepisami prawa, które to regulują.

Przypomniał, że procedury identyfikacji zwłok są takie, że identyfikuje osoba najbliższa i 10 kwietnia identyfikacji ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego dokonał jego brat.

"I oczywiście później, po tej identyfikacji przez najbliższych członków rodzin, była jeszcze sekcja zwłok, w której uczestniczył Naczelny Prokurator Wojskowy i która odbywała się w Smoleńsku. Zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego dopiero te dwie czynności umożliwiły przekazania ciała do kraju. Przekazanie zwłok było zgodne z procedurami przepisów prawa międzynarodowego, które to reguluje" - powiedział w Łodzi Kwiatkowski.

Podkreślił, że rodzina - zgodnie z przepisami prawa - zawsze może złożyć wniosek o ekshumację ciała. "Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmuje wtedy prokurator prowadzący to postępowanie" - zaznaczył minister sprawiedliwości. Pytany przez dziennikarzy dodał, że nie miał dotąd "żadnego kontaktu" z krakowską prokuraturą, która prowadzi śledztwo w sprawie odsłuchania przez niego zapisów z czarnych skrzynek samolotu Tu-154M.



"Kto miał rację? Kto tutaj zwariował a może komu strach zalał oczy i mózg?"

Kaczyński był też w pytany - w związku z poniedziałkowym artykułem w gazecie "Komsomolskaja Prawda" - czy czuje, że miał wpływ na to, jak premier Donald Tusk skomentował wstępny projekt raportu MAK ws. katastrofy smoleńskiej. "W kabarecie można wszystko. Można mówić także, że premier Tusk robi to, co robi, ze strachu przede mną" - odparł prezes PiS.

"Sądzę, że premier Tusk zobaczył, że po prostu brnie w taką kompromitację, która może go bardzo ciężko kosztować. A to, że myśmy nie ulegli terrorowi, także terrorowi medialnemu, i broniliśmy podstawowych zasad przyzwoitości, godności narodowej i honoru, na pewno miało tutaj pewne znaczenie" - powiedział prezes PiS.

"Przypomnę, o nas mówiono, żeśmy zwariowali (...) Przyczyną tych diagnoz było to, że zajmowaliśmy się Smoleńskiem. Kto miał rację? Kto tutaj zwariował a może komu strach zalał oczy i mózg?" - pytał na konferencji prasowej.

Jak powiedział, chciałby, aby "polska opinia publiczna zadała sobie to pytanie: komu w Polsce strach i marne kalkulacje polityczne spod najgorszych znaków polskiej historii wyłączyły myślenie".

Polska przekazała w czwartek Rosji uwagi do projektu raportu końcowego MAK

"Kto doprowadził do tego, że tego rodzaju działania jak te, które miały miejsce w sprawie katastrofy smoleńskiej były podejmowane; były następnie bronione także przez ogromną część mediów" - pytał. Podkreślił, że postawa PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej była zawsze "zgodna z elementarnymi postawami przyzwoitości, moralności i polskiego interesu narodowego".

W ubiegłym tygodniu premier powiedział, że projekt raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) - dotyczący katastrofy smoleńskiej - w tym kształcie, w jakim został przysłany przez stronę rosyjską, jest bezdyskusyjnie nie do przyjęcia.

Polska przekazała w czwartek Rosji uwagi do projektu raportu końcowego MAK dotyczącego katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem; według rzeczniczki MSWiA Małgorzaty Woźniak, w sumie przesłano ok. 150 stron dokumentów.