PRYWATNI INWESTORZY poniosą część kosztów ratowania zadłużonych krajów. Nowy plan uzdrowienia finansów unijnych ma utrudnić rządom zaciąganie nowych zobowiązań.
Najbliższe dwa tygodnie zdecydują o przyszłości strefy euro, a z nią gospodarki całej UE. W połowie grudnia na szczycie w Brukseli Angela Merkel będzie forsować nowy, ryzykowny system ratowania przed bankructwem najsłabszych krajów unii walutowej. Część kosztów mają wziąć na siebie prywatni inwestorzy, co ma ograniczyć ich zapał do skupowania obligacji, a tym samym utrudnić rządom zaciąganie nowych zobowiązań.
Na razie ofensywa pani kanclerz, zamiast pomagać, wywołuje panikę na rynkach. Inwestorzy są coraz bardziej przekonani, że po Grecji i Irlandii na skraju bankructwa znajdą się Portugalia i Hiszpania. I że poniosą straty na obligacjach tych krajów.
W piątek portugalskie i hiszpańskie bony skarbowe osiągnęły rekordowe rentowności. Nabywcy domagają się coraz wyższych premii za ryzyko ich zakupu. A to może oznaczać, że oba kraje nie będą w stanie pozyskać na rynkach funduszy na obsługę zadłużenia. I stracą płynność.
Hiszpanie i Portugalczycy robią, co mogą, aby uspokoić nastroje. Parlament w Lizbonie przyjął budżet na 2011 r., który przewiduje ograniczenie deficytu do 4,6 proc. PKB. Madryt zapowiedział ujawnienie rachunków hiszpańskich banków.
Karel Lanoo, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS), podkreśla w rozmowie z „DGP”, że dziś na rynki finansowe działają przede wszystkim czynniki psychologiczne. A te są nieprzewidywalne.
Zdaniem Dariusza Rosatiego utworzony w maju europejski fundusz stabilności (750 mld euro) starczy na uratowanie 4 krajów w nadchodzących 3 latach: poza Grecją i Irlandią Portugalii i Hiszpanii. Pieniędzy nie będzie ani na kolejny kraj, ani wówczas, gdy okaże się, że hiszpańskie banki mają większe, niż się spodziewano, straty na rynku nieruchomości.
Oliwy do ognia dolewa Irlandia. Jest wątpliwe, czy rząd zdoła przeforsować przez parlament drakoński plan oszczędności budżetowych na najbliższe 4 lata. A to warunek przyznania pomocy.
Kłopoty eurostrefy oznaczają kłopoty dla Polski. – Jesteśmy postrzegani jako kraj ściśle powiązany ze strefą euro. W razie jej załamania załamie się także złoty jako waluta podwyższonego ryzyka – ostrzega prof. Rosati. Jego zdaniem rząd będzie miał trudności z finansowaniem długu w jeszcze bardziej niesprzyjającym otoczeniu rynkowym.
Komisarz ds. budżetowych Janusz Lewandowski powiedział „DGP”, że konieczność uruchomienia setek miliardów euro na ratowanie kolejnych państw przed bankructwem może doprowadzić do ograniczenia funduszy strukturalnych dla Polski w budżecie Unii Europejskiej na lata 2014 – 2020.
Wysokość oprocentowania, jakie będzie musiała płacić Irlandia za pomoc Unii Europejskiej i MFW, pozostawała wczoraj wieczorem ostatnią przeszkodą do zawarcia między Brukselą i Dublinem porozumienia ratującego Irlandczyków przed bankructwem. Aby umowa była gotowa przed otwarciem giełd w poniedziałek, wczoraj niespodziewanie zwołano w belgijskiej stolicy spotkanie ministrów finansów krajów strefy euro oraz Wielkiej Brytanii, Szwecji i Danii, które także udzielą Irlandczykom wsparcia.
Zielona Wyspa ma otrzymać 85 mld euro kredytów. Większość (około 50 mld euro) pomoże stopniowo ograniczyć deficyt budżetowy kraju z 32 proc. PKB w tym roku do 9 proc. w 2011 r., 7 proc. w 2012 r., 5,5 proc. w 2013 r. i 2,9 proc. w 2014 r. Reszta (35 mld euro) zostanie natychmiast wykorzystana na dofinansowanie irlandzkich banków, które poniosły kolosalne straty z powodu załamania rynku nieruchomości.
Jednak tuż przed spotkaniem publiczne irlandzkie radio ujawniło, że pożyczka Brukseli, która ma być wypłacana w transzach przez trzy lata, będzie oprocentowana aż na 6,7 proc. w skali roku. To co prawda mniej, niż w ostatnim czasie wynosiła rentowność irlandzkich obligacji na wolnym rynku (ponad 8 proc.), ale więcej niż oprocentowanie unijnej pożyczki ratunkowej, jaką otrzymała w maju Grecja (5,2 proc.).
Na surowych warunkach pomocy zależy w szczególności Niemcom. Angela Merkel jest w swoim kraju ostro krytykowana za to, że wydaje pieniądze podatnika na ratunek dla państw, które przez lata nie chciały oszczędzać, podczas gdy Berlin zaciskał pasa. Dzięki wysokiemu oprocentowaniu pożyczki pani kanclerz może wykazać, że pomoc jest tak naprawdę dobrą inwestycją dla niemieckiego budżetu.
Warunki Brukseli wywołują jednak coraz większe wzburzenie na Zielonej Wyspie. – Irlandia została rzucona na kolana przez bankierów i rządy krajów Unii. Potrzeba będzie wielu pokoleń irlandzkich kobiet i mężczyzn, aby zapłacić za to rachunek – oświadczył przywódca konfederacji związków zawodowych Jack O’Connor.
Opozycja, która jest niemal pewna zwycięstwa w styczniowych wyborach, ostrzega, że nie będzie respektować czteroletniego planu oszczędnościowego, który jest warunkiem pomocy Unii.
W sobotę przeciwko programowi, który zakłada 15 mld euro oszczędności do 2014 r., protestowało 100 tys. osób.
Parlament ma głosować nad umową 7 grudnia, jednak rząd dysponuje tylko jednym mandatem przewagi, i to pod warunkiem że poprą go posłowie niezależni.
PRAWO
Londyn chce drastycznie ciąć budżet Unii
Wielka Brytania chce ograniczenia przyszłego budżetu UE (2014 – 2020) do zaledwie 0,85 proc. PKB Wspólnoty wobec 1,13 proc. obecnie – ujawnił unijny tygodnik „European Voice”. To oznaczałoby aż 250 mld euro oszczędności w ciągu siedmiu lat. Ponieważ do cięć w polityce rolnej nie dopuści Francja, na propozycji brytyjskiej ucierpiałaby druga największa pozycja w budżecie Unii: pomoc strukturalna. Najbardziej straciłaby na tym Polska, która otrzymuje dziś z tego tytułu największe wsparcie w Europie (prawie 10 mld euro rocznie). W rozmowie z „DGP” komisarz ds. budżetowych Janusz Lewandowski przyznał, że premier David Cameron chce uzyskać wsparcie w tej sprawie kanclerz Angeli Merkel w zamian za zgodę Londynu na forsowany przez Berlin mechanizm kontrolowanego bankructwa. Porozumienie miałoby zostać zawarte już na grudniowym szczycie UE w Brukseli.
Fot. EPA/PAP / DGP
Fot. Reuters/Forum / DGP