Źródło w irackim ministerstwie spraw wewnętrznych podało, że w serii co najmniej 11 skoordynowanych zamachów bombowych, do których doszło we wtorek wieczorem w kilku szyickich dzielnicach Bagdadu, zginąć mogło 57 ludzi, a 248 zostało rannych.

Wcześniej minister zdrowia Salih al-Hasnawi informował, że zginęło co najmniej 36 osób, a 320 zostało rannych, jednak 80 proc. z nich mogło już wrócić do domów, ponieważ ich obrażenia nie były poważne.

Agencja Associated Press podała, powołując się na źródła w szpitalach i policji, że w 13 oddzielnych zamachach zginęło nawet 76 ludzi, a rannych zostało 200, a dpa informuje o ponad 100 zabitych i 200 rannych.

Seria eksplozji samochodów-pułapek, ukrytych przy drogach ładunków wybuchowych i pocisków moździerzowych zaczęła się około godz. 18.15 czasu miejscowego i trwała kilka godzin. W co najmniej jednym przypadku ładunek zdetonował zamachowiec-samobójca. Do najkrwawszego ataku, w którym zginęło 21 osób, doszło w dzielnicy Sadr City.

"Staliśmy na ulicy, kiedy usłyszałem głośny hałas i zobaczyłem dym i spadające części samochodu - relacjonuje jeden ze świadków. - Rząd mówi, że sytuacja jest pod kontrolą. Gdzie jest ich kontrola?"

Nikt nie przyznał się do odpowiedzialności za zamachy

Na razie nikt nie przyznał się do odpowiedzialności za zamachy, jednak ich skoordynowanie, złożoność operacji oraz to, że celem były osiedla szyickie, może wskazywać na powiązanych z Al-Kaidą sunnickich rebeliantów.

Pomimo spadku poziomu przemocy w porównaniu ze szczytowym okresem walk międzywyznaniowych z lat 2006 i 2007 w Iraku, a w szczególności w Bagdadzie, wciąż dochodzi do krwawych zamachów.

W niedzielę uzbrojeni napastnicy wzięli zakładników w chrześcijańskim kościele w irackiej stolicy. Podczas operacji uwalniania zakładników zginęło 58 ludzi.