Sanepid nie ma pieniędzy na badania i ekspertyzy w sprawie dopalacz, gdyż w budżecie inspekcji sanitarnej nie przewidziano realizacji setek badań, jakich teraz oczekują politycy i urzędnicy.
Dlatego wczoraj posłowie komisji finansów zgodzili się na przesunięcie z rezerwy budżetowej 9,8 mln zł na zadania dla inspekcji związane z badanie substancji psychoaktywnych zarekwirowanych przez policję w sklepach z dopalaczami. A kolejne 10,2 mln zł trafi do wojewodów, którym podlegają regionalne ośrodki inspekcji, i posłużą m.in. na szkolenia.
Koszt ekspertyzy może wynosić od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych – twierdzą eksperci. Zależy to głównie od tego, jak skomplikowana jest substancja i czy była już wcześniej w laboratorium opisana. – Najwięcej pieniędzy trafi do województwa wielkopolskiego. Dostanie 1,4 mln zł – mówi poseł PO Sławomir Neumann z komisji finansów publicznych. Po 1,2 mln zł dostaną województwa mazowieckie i łódzkie. A najmniej opolskie – tylko 200 tys. zł. Pieniądze przesunięto z rezerwy na finansowanie zadań samorządów.
– Ostatecznie za badanie odurzających substancji płacić powinien dystrybutor dopalaczy i takie rozwiązanie przyjęliśmy w ustawie – mówi Bolesław Piecha, poseł PiS i były wiceminister zdrowia.
Ale na razie ustawa nie została jeszcze przyjęta przez Senat ani nie ma podpisu prezydenta. Przed listopadem trudno liczyć na jej wejście w życie. A badania wykonywać trzeba już teraz.