Polscy dziennikarze Arleta Bojke z TVP, Przemysław Marzec z radia RMF i Marek Osiecimski z TVN24 oraz ich operatorzy, którzy zostali w piątek zatrzymani w Smoleńsku przez żołnierzy rosyjskich pod zarzutem wejścia na teren wojskowy, zostali wypuszczeni. Zatrzymano ich rano, gdy zbliżyli się do drutu kolczastego, za którym na lotnisku Siewiernyj leżą szczątki polskiego Tu-154M, który rozbił się 10 kwietnia.

Zatrzymanych dziennikarzy najpierw przewieziono na posterunek milicji do Smoleńska - powiedziała Bojke w rozmowie z PAP.

Jak wyjaśniła, oficer milicji, który przejrzał całą sporządzoną wcześniej dokumentację, powiedział, że nie widzi powodów dla podjęcia dalszych kroków prawnych. Dziennikarzy wówczas zwolniono.

Polacy zostali zatrzymani ok. 13.30

Dziennikarzy i operatorów TVN i TVP, Jurija Kołtowicza i Borysa Czerniawskiego, zatrzymano ok. godz. 13.30 (godz. 11.30 czasu polskiego) pod zarzutem wejścia na teren wojskowy, gdy w czasie realizacji zdjęć zbliżyli się do drutu kolczastego, za którym na lotnisku Siewiernyj leżą szczątki rozbitego polskiego samolotu.

Zatrzymanych przewieziono do sztabu jednostki wojskowej przy lotnisku. Zostali dwukrotnie przesłuchani: przez wojskowych i milicję.

Sporządzono protokoły z ich zatrzymania, w których wyjaśnili, iż nie wiedzieli, że znajdują się na terenie wojskowym ani tym bardziej nie zamierzali dostać się na teren jednostki wojskowej. Bojke podkreśliła, że w miejscu, w którym zostali zatrzymani, nie ma żadnych tablic informujących, iż jest to teren wojskowy.

Korespondentka TVP przekazała też, że po sporządzeniu protokołów dziennikarzom zwrócono wszystkie dokumenty - paszporty i akredytacje; nikt nie chciał jednak powiedzieć, jakie będą ich dalsze losy. "Na pytanie, na co jeszcze czekamy, usłyszeliśmy odpowiedź: na lepsze czasy" - relacjonowała Bojke.

Przemysław Marzec powiedział PAP, że zatrzymani dziennikarze byli traktowani dobrze, w razie potrzeby wyprowadzani do toalety i na papierosa, ale przez blisko sześć godzin nie dostali nawet wody. Dopiero wieczorem zaproponowano im herbatę.

Dziennikarze byli w kontakcie z przebywającą w Smoleńsku polską konsul Longiną Putką. PAP dowiedziała się, że konsul interweniowała już w sprawie zatrzymania w jednostce wojskowej i u władz obwodu smoleńskiego.

Jak poinformował rzecznik MSZ Marcin Bosacki, według Rosjan było to już drugie zatrzymanie polskich dziennikarzy w Smoleńsku tego dnia. Mniejsza grupa dziennikarzy została zatrzymana, gdy zbliżała się do lotniska od strony zakładów lotniczych. "Została pouczona i między innymi po interwencji naszej pani konsul dość szybko wypuszczona" - powiedział rzecznik.

Jak dowiedziała się PAP, pod zarzutem wejścia na teren zamknięty dziennikarzy zatrzymała służba ochrony zakładów lotniczych i zawiadomiła o tym władze obwodowe, a te skontaktowały się z polskim konsulem.

Rzecznik gubernatora obwodu smoleńskiego Andriej Jewsiejenkow utrzymywał w piątek w rozmowie z PAP, że nikomu, nawet miejscowym mieszkańcom, nie wolno przechodzić przez teren, gdzie leżą szczątki Tupolewa. "Szczątki samolotu znajdują się pod ochroną. Podejście do nich jest zakazane, dopóki nie zakończą się wszystkie działania" - zaznaczył.

Na pytanie o ścieżkę przebiegającą przez chroniony teren podkreślił: "Nie chodzą (tam) miejscowi, bo to miejsce znajduje się pod ochroną. Dopóki nie zakończą się wszystkie działania, nie możemy pozwolić sobie, by szczątki nie znajdowały się pod ochroną".

Jewsiejenkow poinformował też, że prace nad zadaszeniem miejsca, gdzie leżą szczątki Tu-154M, rozpoczną się w najbliższych dniach, może już w sobotę.