Gigantyczne malowidła ścienne najpierw traktowane były jako wandalizm, potem przeistoczyły się w sztukę. Teraz stają się biznesem. Za metr malowidła na ścianie stworzonego przez uznanego artystę trzeba zapłacić nawet 3 tysiące złotych
Za kilka dni na szczytowej ścianie mrówkowca na peerelowskim blokowisku w Gdańsku-Zaspie zostanie odsłonięty gigantyczny mural upamiętniający 30-lecie powstania „Solidarności”. Będzie to kolejny obiekt powstającej w Trójmieście plenerowej galerii malarstwa monumentalnego, już uznawanej za największą zintegrowaną ekspozycję tego typu w Europie.
Na tym jednak nie koniec. Jesienią studenci trójmiejskiej Akademii Sztuk Pięknych jako pierwsi w kraju będą mogli wybrać sobie sztukę muralu na specjalizację dyplomową. Komercyjny potencjał awangardowej sztuki ulicy, jeszcze przed dekadą uważanej u nas za wandalizm, został dostrzeżony przez biznes.
Murale na Zaspie współfinansuje firma Caparol. Powstałą na warszawskiej Pradze-Południe galerię Murr dotuje Lay’s, zaś gigantyczne malowidła Leona Tarasewicza na elewacji centrum handlowo-rozrywkowego Gemini w Bielsku-Białej sfinansował właściciel obiektu.

Metr za pół tysiąca

– Mariaż sztuki i biznesu nie powinien dziwić. Wielkoformatowe malarstwo uliczne to kosztowna forma twórczości – przekonuje Rafał Roskowiński, jeden z prekursorów tego nurtu po 1989 roku, założyciel Gdańskiej Szkoły Muralu. Malowanie muralu to ogromne przedsięwzięcie techniczne. Najpierw trzeba zdobyć plik urzędowych pozwoleń, potem kupić farby i środki, które zabezpieczą obraz przed brudem i pogodą, ponadto wynająć ekipę i ustawić rusztowanie. Do tego honoraria dla artysty i jego asystentów. Wszystko to powoduje, że cena metra kwadratowego muralu, jeśli jego autorem jest wzięty twórca, może wynosić nawet 3 tysiące złotych.
Zwykle kosztuje mniej. Odsłonięty niedawno na Zaspie mural przedstawiający lotników z legendarnego Dywizjonu 303 powstał za 100 tysięcy złotych (500 złotych za metr).
Stumetrowej długości krakowski mural upamiętniający 600-lecie bitwy pod Grunwaldem kosztował ok. 15 tysięcy złotych.
Jednak autorom rodzimych murali daleko do artystów z Zachodu. Prace legendarnego brytyjskiego streetartowca Banksy’ego osiągają cenę blisko 300 tysięcy funtów. Wiadomo jednak, że i u nas honoraria dla autorów rosną. Malarz o bardzo znanym nazwisku może liczyć nawet na 30 tysięcy złotych. A wśród twórców naszych murali nie brakuje gwiazd. Oprócz Tarasewicza mają je na koncie m.in. Wilhelm Sasnal, Edward Dwurnik, Andrzej Pągowski, Stasys Eidregivicius, Agata Bogacka, grupa Twożywo, a nawet Papcio Chmiel.
Murale są dziś w Polsce najpopularniejszą formą malarstwa. Wielkoformatowe obrazy na ścianach zamawiają magistraty, organizacje pozarządowe, kluby piłkarskie, właściciele firm i sklepów. Propagują idee, czczą pamięć bohaterów (Muzeum Powstania Warszawskiego urządziło galerię na murze), reklamują produkty i usługi.

Nie oszuka się widza

– Popularność murali to fenomen, który narodził się z niedoinwestowania przestrzeni wspólnej i dobrej koniunktury dla sztuki. To połączenie aż iskrzy: „Mamy zrujnowaną fasadę, fatalną elewację, przypadkową architekturę? Zrewaloryzujmy ją sztuką” – komentuje krytyk sztuki Anna Theiss. Artyści cenią w muralach możliwość kontaktu z odbiorcą. – Poprzez swoją obecność blisko widza błyskawicznie wchodzi w interakcję społeczną, wyzwala emocje – mówi Iwona Zając, autorka muralu „Obelisk” na warszawskim Grochowie.
Tu nie ma możliwości ściemy. Publiczność ocenia od razu i weryfikuje wartość malarstwa.