Najwyższa Izba Kontroli bierze pod lupę katastrofę w Smoleńsku. Szczególną uwagę inspektorzy mają poświęcić zasadom organizowania podróży polskich VIP-ów, a także metodom szkolenia pilotów z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
Oficjalne informacje o działaniach NIK w sprawie katastrofy smoleńskiej są bardzo skromne. Jej rzecznik Paweł Biedziak na nasze pytania odpowiedział bardzo lakonicznie. – Potwierdzam jedynie, że na polecenie prezesa Jacka Jezierskiego toczą się prace nad przygotowaniem takiej kontroli – stwierdził.
Według naszych źródeł specjalny zespół kontrolerów rozpoczął pracę już na początku maja. W jego skład weszli najbardziej doświadczeni inspektorzy. Ich zadaniem było przygotowanie drobiazgowego planu kontroli. – Wstrzymywaliśmy się przez wzgląd na prace prokuratury, bo nie chcemy szkodzić prowadzonemu śledztwu, ale już nie ma takiego zagrożenia – twierdzi jeden z naszych rozmówców z NIK.
W przeciwieństwie do prokuratorskiego śledztwa Izba nie będzie sprawdzać, czy ktoś ponosi odpowiedzialność karną. Rolą inspektorów ma być dokładne prześledzenie podstaw prawnych i procedur w dwóch obszarach: przygotowania wizyty w Katyniu oraz praktyki szkolenia pilotów obowiązujących w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Dziś nie jest nawet jasne, kto był organizatorem lotu. Bo według rządu Kancelaria Prezydenta RP, zaś ministrowie Lecha Kaczyńskiego tłumaczyli, że wizytę przygotowywał rząd. Podobne niejasności dotyczą zasad związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa głowie państwa w trakcie nieoficjalnych zagranicznych wizyt. Zgodnie z prawem za ten obszar odpowiada szef Biura Ochrony Rządu. Jednak nie jest już jasne, kto i w jaki sposób powinien przygotować zapasowe lotniska. Rząd po 10 kwietnia tłumaczył, że jako zapasowe lotniska były wskazane Mińsk i Moskwa. Jednak wylot został zaplanowany przez Kancelarię Prezydenta o tak późnej godzinie, że skorzystanie z nich wiązałoby się z poważnym opóźnieniem uroczystości rocznicowych w Katyniu.
Wiele wątpliwości budzi także przygotowanie pilotów z 36. SPLT do pilotowania maszyn z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie. W ocenie ekspertów załoga nie była zgrana, bo zbyt mało czasu spędziła wspólnie w powietrzu. Zaś sam kapitan Arkadiusz Protasiuk miał niewielkie doświadczenie w pilotowaniu Tu-154M. Co więcej, według doniesień „Rzeczpospolitej” tylko on z całej załogi znał język rosyjski. To oznacza, że wbrew procedurom musiał jednocześnie lądować i utrzymywać kontakt z wieżą kontroli lotów. Jeden z byłych dowódców 36. SPLT kpt. Tomasz Pietrzak publicznie mówił o przepaści dzielącej pilotów wojskowych od cywilnych w kwestii wyszkolenia.
Nasi rozmówcy z NIK zapewniają, że temu obszarowi chcą poświęcić dużo czasu. Sami wojskowi piloci tłumaczyli, że ich dowódcy wstrzymywali wprowadzanie cywilnych certyfikatów bezpieczeństwa w ich pułku. Mieli się obawiać, że po ich zdobyciu wojskowi piloci masowo przejdą na emerytury mundurowe, po czym zatrudnią się w liniach cywilnych. Wojskowy pilot zarabia około 4 tys. zł. Pensja jego cywilnego kolegi jest nawet dwukrotnie wyższa.
Nie wiadomo, kiedy kontrola NIK się zakończy. Jeden z inspektorów zaznacza, że musi być bardzo wnikliwa, więc żadnych ścisłych terminów nie zaplanowano.