Szefowie dyplomacji krajów UE podjęli w poniedziałek formalną decyzję ws. organizacji i funkcjonowania unijnej służby dyplomatycznej, Ta nowa quasi-instytucja z ponad 130 ambasadami na świecie ma zapewnić UE spójny i silny głos na arenie międzynarodowej.

"Cieszę się, że cztery miesiące od przedstawienia przeze mnie propozycji zaszliśmy tak daleko. Teraz możemy pójść naprzód, by budować nowoczesną, skuteczną europejską służbę na miarę XXI wieku. Powód jest prosty: Europa potrzebuje lepszego określenia i obrony naszych interesów i wartości w świecie, który jest coraz bardziej złożony i gdzie następuje zasadnicza zmiana układu sił" - oświadczyła szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton.

Jej propozycja dotycząca Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ), jak oficjalnie nazywa się tworzony korpus dyplomatyczny, została już wcześniej uzgodniona z krajami członkowskimi oraz zatwierdzona w lipcu przez Parlament Europejski.

Dzięki podjęciu formalnej decyzji przez ministrów spraw zagranicznych, Ashton będzie mogła ogłosić pulę nazwisk na najważniejsze stanowiska w ESDZ. Według źródeł dyplomatycznych, spodziewane jest to na przełomie września i października. Ta pula będzie obejmować nie tylko stanowisko sekretarza generalnego i jego dwóch zastępców, ale też kilku dyrektorów w centrali i niektórych ambasadorów. Polak, minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz jest regularnie wymieniany na jednego z zastępców sekretarza generalnego - zarówno przez otoczenie Ashton jak i dyplomatów różnych krajów. Ale ostatecznej decyzji wysoka przedstawiciel jeszcze nie podjęła ani nie ogłosiła ministrom w poniedziałek.

"Fakt, że UE będzie miała swoją dyplomację, przyczyni się znacząco do tego, że będzie mówiła jednym głosem - podkreślił Steven Vanackere, szef dyplomacji Belgii, która przewodniczy w tym półroczu UE. - Ta służba powinna być operacyjna 1 grudnia i przed tą datą powinny nastąpić nominacje".

Przy rekrutacji dyplomatów zachowana ma być równowaga płciowa i geograficzna, co w 2013 r. zweryfikuje specjalny raport i jeśli okaże się, że są istotne problemy, to wprowadzone zostaną korekty. Zgodnie z porozumieniem, jedna trzecia pracowników ma pochodzić z krajów UE (dyplomaci narodowi), a reszta ma być przeniesiona z unijnych instytucji (głównie z Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE).

"Rekrutacja opiera się na kompetencjach i gwarantuje odpowiednią równowagę geograficzną i płciową. W skład personelu ESDZ wchodzi znacząca liczba obywateli ze wszystkich państw członkowskich. Przegląd przewidywany na rok 2013 powinien również obejmować tę kwestię, jeżeli to konieczne - wraz z sugestiami dotyczącymi dodatkowych specjalnych środków mających skorygować ewentualny brak równowagi" - brzmi fragment decyzji.

Zgodnie ze stanowiskiem PE, te "dodatkowe środki specjalne, mające zwiększyć równowagę geograficzną i płciową, powinny obejmować w przypadku równowagi geograficznej środki analogiczne do tych przewidzianych rozporządzeniem Rady z 2004 roku". Chodzi o kwoty przyjęte w 2004 r. w Komisji Europejskiej dla urzędników z nowych państw członkowskich. Ten zapis zaproponował Jacek Saryusz-Wolski (PO), który od samego początku negocjacji zaangażował się na rzecz zagwarantowania sprawiedliwej reprezentacji państw w ESDZ. Obecnie w Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE, która ma być przeniesiona do ESDZ, na ok. 600 pracowników pracuje zaledwie około 30 Polaków.

ESDZ ma być w pełni operacyjna najpóźniej 1 grudnia, czyli w pierwszą rocznicę wejścia w życie Traktatu z Lizbony, który zapowiedział stworzenie tej służby. Do przyjęcia pozostają jeszcze jesienią dwa akty prawne - rozporządzenie finansowe oraz o statucie pracowników ESDZ. Ashton planuje, że w służbie - w brukselskiej siedzibie, jak i w delegacjach na świecie - znajdzie pracę 1150 pracowników na stanowiskach administracyjnych do 2013 roku (a łącznie z asystentami i pracownikami lokalnymi w ambasadach UE, w ESDZ ma pracować do 6 tys. osób). W tym roku - jak mówiły źródła bliskie Ashton - planuje się zatrudnienie nie więcej niż 100 dyplomatów z państw członkowskich.

Zgodnie z porozumieniem z krajami członkowskimi i PE, Ashton będzie mogła być zastępowana na poziomie politycznym (czyli np. w debatach w PE) przez komisarzy oraz szefów MSZ z tzw. trojki, czyli trzech państw sprawujących po sobie przewodnictwo w UE (w przyszłym roku będzie to także minister Radosław Sikorski, bo Polska sprawuje przewodnictwo w drugiej połowie 2011 r.). Szefowie MSZ będą też mogli pełnić rolę wysłanników UE w ten czy inny rejon świata lub do jakiegoś kraju, jeśli Ashton z powodu np. nadmiaru obowiązków nie będzie mogła sama pojechać. Polska już wcześniej zgodziła się na tę propozycję.