„Prawo jazdy dla każdego! Masz problem ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy? Straciłeś prawo jazdy za punkty? Za jazdę po alkoholu i boisz się ponownie podejść do egzaminu? Z nami zdasz bez problemu!”.
Bajka? Nie, to tylko jedno z ogłoszeń o ekspresowym, bezstresowym kursie na prawo jazdy w Czechach, od których zaroiło się w internecie. Jeden z pośredników zachwala, że w Czechach, „aby nie zaliczyć testów, trzeba się naprawdę postarać”.
Bardzo trzeba się postarać, by poznać szczegóły oferty. Z pośrednikiem można się skontaktować jedynie w niedzielę. I tylko między godziną 16 a 18. Kiedy w końcu udaje nam się dodzwonić, mężczyzna się nie przedstawia. Za to od razu wylicza: „Najbliższy termin 26 sierpnia, odjeżdżamy co miesiąc 20-osobową grupą z Katowic. Koszt: 2100 zł. Luksus kosztuje. Zdają wszyscy”. Informuje, że w cenie są nie tylko kurs, badania lekarskie i jazdy, ale również tłumacz czeski, który pomoże na miejscu, tłumaczenie prawa jazdy na język polski oraz jego przesłanie przesyłką kurierską do Polski. – Zda pani na 100 procent, tam nie ma żadnych placów manewrowych. Wykuje pani na pamięć odcinek jazdy i z głowy – mówi pośrednik. Co z teorią? – Banał, siada pani do komputera i załatwione. Łatwizna – przekonuje. A jazdy? – Jest 20 godzin, ale one najczęściej nie są potrzebne, bo 80 proc. tych, którzy wyjeżdżają, potrafią już jeździć. Stracili prawo jazdy za punkty albo alkohol. A jak pani nie umie jeździć, to 20 godzin wystarczy, zobaczy pani – dodaje lekko już poirytowany.
W kraju naszych południowych sąsiadów ponad 90 proc. kursantów zdaje egzamin już za pierwszym razem. Ale żeby móc podejść do egzaminu jako obcokrajowiec, trzeba okazać zaświadczenie o pracy w Czechach lub potwierdzony przez policję meldunek tymczasowy na terenie tego kraju na co najmniej 185 dni. Pytam więc pośrednika o te formalności. – Będzie, będzie. To też jest w cenie. A jak to będzie załatwione, to już nie pani zmartwienie – mówi. I natychmiast zapewnia, że wszystko oczywiście jest legalne.
Co na to prawnicy? – Jeśli pośrednik twierdzi, że wszystko odbywa się legalnie, to teoretycznie można by przyjąć, że tak jest i że to on ponosi odpowiedzialność, ale nie do końca tak jest – mówi prof. Roman Wieruszewski. Bo – jak podkreśla – gdy kupujemy kradziony samochód, stajemy się uczestnikiem nielegalnej transakcji niezależnie od tego, czy sprzedawca przyznaje, czy też nie, że pojazd jest kradziony. Ale przyznaje, że jeśli już prawo jazdy dostaniemy, nikt go nam nie zabierze.