Choć trzy miesiące temu szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski przegrał prawybory z Bronisławem Komorowskim, to on będzie miał więcej do powiedzenia w dyplomacji niż wygrany konkurent.
Eksperci, z którymi rozmawiał „DGP”, nie mają wątpliwości: Bronisław Komorowski nie ma ambicji, aby wpływać na politykę zagraniczną rządu. Nie ma też pomysłu, jak miałby to zrobić. – Dlatego będzie w sposób minimalistyczny interpretował swoje uprawnienia. I da wolną rękę Radosławowi Sikorskiemu – uważa Eugeniusz Smolar, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.
W podobnym duchu wypowiadają się były szef dyplomacji Dariusz Rosati czy Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PO. A Władysław Bartoszewski, jak zwykle dosadny, tak opisuje przyszłe stosunki na linii rząd – prezydent: – Konstytucja polska bardzo wyraźnie określa kompetencje prezydenta w polityce zagranicznej. Ma on mianowicie wspierać realizację celów rządu – mówi „DGP” minister w kancelarii premiera. Nowy układ porównuje do prywatnej firmy: – Jeśli założy pan jej filię w Węgrowie i kogoś tam pan pośle, to ta osoba będzie z panem współdziałała, ale pan nie będzie jego podwładnym. Tylko krętacze mogą tego nie zrozumieć. Niemcy to zrozumieli. Jak prezydent Niemiec ośmielił się jednym zdaniem krytykować politykę rządu, to rząd zamilkł, prasa napadła, prezydent ustąpił.

Orkiestra bez fałszywej nuty

Ze wzmocnienia roli MSZ cieszy się już wiceminister Mikołaj Dowgielewicz. – Polska dyplomacja zagra jak orkiestra symfoniczna, bez żadnych zgrzytów – mówi. Pierwszym sygnałem nowej pozycji prezydenta w polityce zagranicznej będzie zapewne jesienny szczyt UE w Brukseli. Zdaniem Dariusza Rosatiego prezydent Komorowski po prostu się na nim nie pojawi, zostawiając pole premierowi i szefowi MSZ. – To będzie powrót do koncepcji z czasów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera, kiedy prezydent zajmował się sprawami ogólnie pojętego bezpieczeństwa i co kilka lat brał udział w szczytach NATO, a udział w szczytach UE pozostawiał szefowi rządu – tłumaczy Rosati. Tyle że wówczas Kwaśniewski miał poważanie za granicą większe niż Miller. Komorowski nie ma się co mierzyć w tej kwestii z Tuskiem. Rosati porównuje Komorowskiego raczej do brytyjskiej królowej, która także jest reprezentantem kraju na zewnątrz.



Praca nad atmosferą

Komorowski nie tylko nie zna języków obcych. Nie ma też oryginalnych poglądów na politykę zagraniczną. Trzyma się ogólnej koncepcji oparcia bezpieczeństwa kraju na członkostwie w NATO, a rozwoju kraju na integracji europejskiej. W tym zasadniczo różni się od swojego poprzednika, który, wbrew stanowisku rządu, próbował umacniać pozycję Polski na podstawie sojuszu z krajami Europy Środkowo-Wschodniej i republik postradzieckich. – Rola nowego prezydenta ma polegać przede wszystkim na tworzeniu korzystnej atmosfery dla inicjatyw rządu – uważa Smolar. I podaje przykład: nawiązanie bliskich stosunków z politykami niemieckiej chadecji ułatwi debatę nad finansami UE, gdzie zależy nam na zachowaniu funduszy strukturalnych i dopłat rolnych.
Czy rząd zdoła jednak wykorzystać atut, jakim jest sprzyjający mu prezydent? Dariusz Rosati ma wątpliwości. Uważa, że poza pomysłem Partnerstwa Wschodniego ekipa Tuska nie ma całościowej koncepcji rozwoju Unii Europejskiej. A to warunek gry z największymi potęgami Wspólnoty.