Przed krakowskim sądem rozpoczął się we wtorek proces Edwarda Z., oskarżonego o zawyżanie opłat przy przewożeniu pasażerów. Oskarżony przed sądem nie przyznał się do winy. Opłata za 1 km wynosiła u niego 90 zł.

Mężczyzna oświadczył, że nikogo nie oszukał i jest uczciwym człowiekiem. Wyjaśnił, że działał zgodnie z obowiązującymi przepisami, ponieważ nie był taksówkarzem, ale posiadał licencję na przewóz osób.

Zgodnie z tą licencją - tłumaczył - był upoważniony do samodzielnego szacowania kosztów przejazdu.

Jak poinformował, cena 1 km wynosiła u niego 90 zł. Osoby, które nie chciały płacić lub nie miały tyle pieniędzy, ile żądał za kurs, otrzymywały od niego poświadczenie o wysokości zadłużenia i o oprocentowaniu długu wynoszącym 50 proc. dziennie.

Na wtorkowej rozprawie sąd przesłuchał także troje świadków, którzy potwierdzili zarzuty zawarte w akcie oskarżenia.

W akcie oskarżenia prokuratura zarzuciła Edwardowi Z., że jako taksówkarz, a później jako licencjonowany "przewoźnik osób" oszukał 12 osób, wprowadzając ich w błąd co do wysokości opłat taryfowych lub co do formy wykonywanych usług przewozowych. Usiłował przy tym wyłudzić 2,3 tys. zł, z czego uzyskał nieco ponad 800 zł.

Części pasażerów, którzy odmówili zapłaty lub nie mieli żądanych kwot, wystawiał "poświadczenie o zadłużeniu". Zdaniem prokuratury, zawiera ono potwierdzenie podwyższonych opłat.

Zarzuty obejmują okres od marca do listopada ub. roku, kiedy Edward Z. wykonywał usługi taksówkarskie, oraz od listopada do stycznia tego roku, kiedy posługiwał się licencją na przewóz osób.

Jak ustaliła prokuratura, Edward Z. jako taksówkarz pobierał niedozwoloną wyższą opłatę, a jako przewoźnik wprowadzał pasażerów w błąd, oferując usługi taksówkarskie, i nie informował o stosowanym przez siebie cenniku. Jego klienci np. za kurs z ulicy Lubicz na Conrada w Krakowie płacili 177 zł, choć wcześniej taksówką jeździli tam za 18 zł, a z ul. Lubicz na św. Anny płacili 134 zł, zamiast - jak wcześniej - 12,60 zł.

W śledztwie Edward Z. nie przyznał się do winy. Wyjaśnił, że wszystkie usługi przewozowe wykonywał na podstawie aktualnej licencji i uprawnień.

Jak ustaliła PAP w krakowskim sądzie, Edward Z. pozywał do sądu swoich klientów, którzy nie zapłacili mu wygórowanej opłaty za kurs. Do należności dopisywał okres oczekiwania na przyjazd policji - czyli opłatę za wyłączenie taksówki z ruchu - oraz karne odsetki. Sąd oddalił kilka takich pozwów. Uznał, że są one sprzeczne z zasadami współżycia społecznego.