Sondaże przedwyborcze tracą na wiarygodności. Nie biorą pod uwagę głosów powodzian, a duża grupa Polaków w ogóle odmawia w nich udziału. W dodatku mają różne wyniki, w zależności od dnia tygodnia.
Zarówno w TNS OBOP, instytucie Homo Homini, jak i SMG/KRC usłyszeliśmy, że osoby bezpośrednio dotknięte powodzią nie są uwzględniane w sondażach. – Przecież nikt nie będzie pływał pontonem, żeby dotrzeć do tej grupy – mówi „DGP” Urszula Krassowska z TNS OBOP. Przekonuje jednak, że mimo trudności mieszkańcy zagrożonych rejonów są odpytywani telefonicznie.

O polityce nie rozmawiam

Pod warunkiem że uda się im gdzieś dodzwonić: nie zawsze jest to możliwe, bo w miejscowościach zalanych telefony stacjonarne nie działają. – Uważamy, że człowiek, który akurat stoi po kolana w wodzie i obserwuje swój zatopiony dom, na pewno nie ma ochoty rozmawiać z kimkolwiek, z ankieterami również – mówi Kuba Antoszewski, PR manager z instytutu SMG/KRC.
Ankieterzy na początku powodzi próbowali dzwonić na komórki powodzian. – Panie! Ja nie mam głowy do rozmów o polityce, mnie tu dom zalewa – słyszeli w odpowiedzi na pytania o preferencje wyborcze. Pracownik jednego z biur badania opinii publicznej przyznaje, że unikał dzwonienia pod numery pochodzące z terenów objętych powodzią. Choć próba ankietowanych dobierana jest losowo, zamienienie niechcianego numeru na inny jest możliwe.
Trudności z dotarciem do powodzian miał też instytut Homo Homini. Jego szef Marcin Duma przekonuje jednak, że brak tej grupy w sondażu wyborczym nie może wpłynąć na jego wiarygodność, gdyż osoby bezpośrednio dotknięte przez żywioł stanowią bardzo niewielki odsetek potencjalnych respondentów.
Eksperci twierdzą jednak, że powódź może wpłynąć na wyniki wyborów. – Informacje o tym, jak państwo radzi sobie z powodzią, wezmą pod uwagę wszyscy Polacy. Za chwilę tę ocenę będzie widać w sondażach – mówi socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis.
Powódź to niejedyny powód, dla którego dzisiejsze sondaże tracą na jakości. Okazuje się, że spora grupa Polaków w ogóle nie chce brać w nich udziału. Maciej Siejewicz z GfK Polonia bagatelizuje to, że od zawsze kilka procent Polaków proszonych o udział w sondażu wyborczym odmawia ankieterom. Jednak kilku pracowników sondażowni, z którymi rozmawialiśmy, powiedziało, że to nie kilka, ale kilkadziesiąt procent. I że w ciągu ostatniego roku, dwóch lat ich liczba znacznie wzrosła. – Nawet 6 na 10 zapytanych odmawia odpowiedzi – mówi w rozmowie z „DGP” (patrz obok) Janusz Czapiński.

Sondaże nie mają sensu

Instytuty, które na co dzień przygotowują sondaże dla partii politycznych, ze zdziwieniem zauważyły jeszcze jedną nietypową prawidłowość. Okazuje się, że wyniki z początku tygodnia – poniedziałku i wtorku – są tydzień w tydzień zdecydowanie korzystniejsze dla Bronisława Komorowskiego niż te z piątku. – Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, ale to fakt. Jeśli ten trend się utrzyma w piątek przed wyborami, do ludzi może trafić taka informacja, że oto Kaczyński ma lepsze notowania niż marszałek Sejmu – mówi nam jeden ze specjalistów zajmujących się sondażami wyborczymi.
Dr Flis twierdzi wręcz, że do publikowanych dziś wyników sondaży nie ma sensu przywiązywać zbyt wielkiej wagi. Szczególnie w obliczu dwóch tak traumatycznych wydarzeń, jak katastrofa smoleńska i powódź, trudno dziś wyrokować, co się wydarzy 20 czerwca. Walka będzie trwała do końca.