Agencja AP przedstawiła w poniedziałek listy najlepiej i najgorzej opłacanych prezesów amerykańskich firm. Twórca potęgi Apple Steve Jobs zarobił w ubiegłym roku jednego dolara. Tym samym już po raz trzynasty z rzędu uplasował się na pierwszym miejscu rankingu najgorzej zarabiających prezesów firm.

Zestawienie nie ujawnia jednak wszystkich dochodów najbardziej wpływowego człowieka w branży elektronicznej.

Ranking zarobków prezesów przygotowywany przez agencję AP na podstawie deklaracji przesłanych Komisji Papierów Wartościowych (SEC) co roku wzbudza emocje. Nie inaczej jest i tym razem – z listy najlepiej opłacanych prezesów zniknęli bankowcy, których kryzys pozbawił gigantycznych premii i dodatków.

Koszula warta więcej niż pensja

Nie oznacza to jednak, że na liście nie ma milionerów. Zarobki szefowej Yahoo! Carol Ann Bartz przekroczyły 47,2 mln dol. (lwia część to akcje). Na drugim miejscu uplasował się prezes CBS Leslie Moonves z 42,9 mln dol., na trzecim Marc Casper z Thermo Fisher Scientific, który zarobił 34,1 mln dol. Najgorzej zarabiającym prezesem 2009 r. był szef Apple Steve Jobs, a na drugim i trzecim miejscu znaleźli się szefowie najpotężniejszych banków: Kenneth Lewis z Bank of America (32 tys. dol.) i Vikram Pandit z Citigroup (129 tys. dol.).

– Tegoroczny ranking jest wyjątkowy, bo niemal wszyscy prezesi wyspowiadali się prawie ze wszystkiego. Kryzys spowodował, że opinia publiczna jest niesłychanie wyczulona na wszelkie rodzaju premie, które nie są wliczane do podstawowej pensji – mówi David Chillosi z London School of Economics.

Wszyscy nie oznacza Steva Jobsa. Najwięcej emocji budzą jego zarobki, bo niewiele osób wierzy w to, że USA da się przeżyć za dolara. A roczną pensję w takiej właśnie wysokości przyznał sobie, gdy powrócił do Apple. To oznacza, że zarobił 13 dolarów. Przez ten czas nie sprzedał też ani jednej akcji swojej firmy, choć ma w nich zgromadzone ponad miliard dolarów.

Choć zazwyczaj pokazuje się w dżinsach i niezobowiązujących koszulach, są one znacząco więcej warte niż jego zarobki z ostatniej dekady. Jobs żyje z dywidendy. Jest wręcz rekordzistą. Szef Apple'a, o czym ranking nie wspomina, posiada 138 mln akcji Walt Disney Company, która święci triumfy na rynku filmowym. W ostatnich trzech latach WDC wypłacał po 35 centów dywidendy za każdą akcję. To oznacza, że Jobs – szczycący się minimalną pensją – rocznie zarabia de facto 48 mln dol. Nie można mu odmówić geniuszu: dzięki temu unika płacenia wyższych podatków. Amerykański fiskus odbiera 15 proc. zysków z dywidendy, a gdyby Jobs otrzymywał w Apple normalną pensję, musiałby oddawać 35 proc.

Jednodolarowi prezesi

Ameryka ma długą tradycję jednodolarowych prezesów, którzy na tym dobrze wyszli. Ten trend zapoczątkował Lee Iacocca, który we wczesnych latach 80. ubiegłego wieku przyszedł do Chryslera, by ratować go przed bankructwem. Jego deklaracja miała przekonać załogę firmy do koniecznych reform. Udało mu się, a chude lata odbił sobie później z nawiązką. Finał nie był jednak taki optymistyczny: Chrysler, który był własnością General Motors, zbankrutował w ubiegłym roku wraz z całym koncernem. A Iaccoca stracił dożywotnią emeryturę oraz służbowy samochód marki Chrysler.

O radykalnej obniżce pensji wspominał także Vikram Pandit. Citigroup, tak jak inne banki, ucierpiał z powodu pęknięcia bańki na rynku nieruchomości i musiał zostać podtrzymany zastrzykiem 45 mld dol. z państwowej kasy. – Jestem gotów zarabiać dolara, dopóki Citigroup nie zacznie ponownie przynosić zysków – zadeklarował w lutym ubiegłego roku. Stać go na to, bo tylko w 2008 roku zarobił 200 mln dol. Mimo to deklaracja pozostała tylko deklaracją, choć jego obecna pensja (129 tys. dol.) jest 1550 razy mniejsza niż dwa lata temu. Szef Citigroup zdobył się jednak na wyrzeczenie – zrezygnował ze służbowego odrzutowca.