W Szanghaju rozpoczyna się Expo 2010. Obejrzy je blisko siedemdziesiąt milionów ludzi, znajdą się wśród nich także czytelnicy „DGP”. Kiedy już zmęczą państwa nowoczesne pawilony, warto pamiętać, że największe miasto Chin to mekka smakoszy, stolica wyrafinowanych potraw.

Hitem sezonu ma być tofu cięte w wodzie i rozkwitające na oczach gości niczym chryzantema, będzie je serwować hotel Jingjang. Potrawa udała się dopiero po pięciu próbach. Tofu nie pachnie najlepiej, kucharze liczą na to, że jeśli nie zapachem, to kształtem zachęcą zachodnich gości do konsumpcji.

Szanghaj słynie z serwowania na przystawkę tzw. stuletnich jaj. Na zimno z sosem sojowym, octem winnym lub imbirem. To także potrawa kontrowersyjna dla gości z Zachodu, ale jeśli ktoś przełamie naturalny wstręt, zyska uznanie restauratora. Brązowozielone sfermentowane jaja są w Chinach przysmakiem od co najmniej sześciuset lat. Przygotowanie tego specjału nie ogranicza się tylko do zakopania jajka w ziemi na długie tygodnie. Najpierw gotuje się je, potem umieszcza w blaszanym naczyniu wypełnionym roztworem gliny, niegaszonego wapna, soli, herbaty, łusek ryżowych i wody. Dopiero tak przygotowany, szczelnie zamknięty pojemnik leżakuje około stu dni. Jaja nabierają ciemnego koloru, pachną amoniakiem i siarką.

Są jeszcze płetwy rekina, pieczone w całości małe ptaszki lub łabędzie, łeb ugotowanej ryby, ale kolejny hit sezonu to jaskółcze gniazda, a konkretnie ugotowana na nich zupa. Najlepsza w restauracji Lu Bo Lang na starówce. Gniazda zdejmuje się delikatnie z nadmorskich urwisk i długo gotuje. Główne składniki – wodorosty i ptasia ślina z przyprawami. Wygląda kiepsko, ale smakuje wyśmienicie. Można tu też zjeść mięso węża, które podobno poprawia krążenie. Podobnie działa psina, ale to rzadki przysmak. W Szanghaju serwują ją specjalne bary w zaułkach. „Czy już jadłeś?” – to pozdrowienie zastępujące „dzień dobry” można usłyszeć już tylko w niektórych miejscach miasta, na przykład na ulicy Nanjing Xilu. Bez obrazy dla gospodarzy możemy powiedzieć: „Nie i nie mam zamiaru”.

Rozpoczynającą się w sobotę w Szanghaju wielką wystawę Expo Chiny zamierzają wykorzystać do zerwania z wizerunkiem „największego kopisty świata”. Pekin chce się zaprezentować jako państwo nowoczesne, które w niczym nie ustępuje już liderom XXI wieku.
Władze Chin nadały Expo rangę wyższą niż pekińskiej olimpiadzie w 2008 roku. Oficjalnie Pekin przyznaje, że na zorganizowanie wystawy w biznesowej stolicy kraju wydano 4,2 mld dol. Jednak zdaniem mediów prawdziwe koszty sięgają nawet 56 mld dol.
Za tak ogromne pieniądze Chiny chcą pokazać światu swoje nową oblicze: już nie dostarczyciela taniej siły roboczej, lecz lidera technologicznej i biznesowej innowacyjności.



Pekin wykorzystał kryzys

Do zrealizowania tego celu Chiny nie mogły wymarzyć sobie lepszej okazji niż ubiegłoroczny kryzys finansowy, który wyjątkowo mocno uderzył w Zachód.
Mnóstwo firm, często z wielkimi tradycjami – jak np. szwedzkie Volvo – można było przejąć za bezcen. Nie chodziło o wznowienie produkcji czy wartościowy znak towarowy, ale o przejęcie biur projektowych i wydziałów badawczych. – By się rozwijać, chińskie firmy potrzebują dostępu do najnowocześniejszych rozwiązań technologicznych, ale nie muszą już ich wykradać zagranicznym firmom. Teraz zdobywają patenty, wykupując zachodnie firmy albo robiąc z nimi interesy – mówi „DGP” Adam Segal z amerykańskiej Council on Foreign Affairs.
Autor książki „Digital Dragon: High-Technology Enterprises in China” podkreśla jednak, że chińska innowacyjność polega obecnie głównie na udoskonalaniu istniejących produktów i procesów produkcji w ten sposób, by nie tracąc na jakości, znacząco obniżyć koszty.
Władzom udało się przekonać do powrotu wykształconą na najlepszych amerykańskich uczelniach chińską młodzież. Ojczyzna stała się dla nich prawdziwą ziemią obiecaną – tu mogą pracować nad projektami, na które nie stać Ameryki, Niemiec czy Japonii, a do tego mogą szybko awansować i dobrze zarabiać.
Są zatrudniani w ośrodkach badawczo-rozwojowych (Research and Development – R&D), które powstają w Chinach jak grzyby po deszczu. Centrum R&D Microsoftu w Pekinie, gdzie ulepszono urządzenia odczytujące ręczny zapis chińskich znaków, jest największą tego typu placówką komputerowego giganta poza USA. W Shenzhen, inkubatorze chińskiej przedsiębiorczości, ma siedzibę Huawei, światowy potentat telekomunikacyjny, który w 2008 roku zarejestrował 1737 patentów. Dla porównania Polska w ubiegłym roku zarejestrowała 340 patentów.
Szybciej niż Japonia
Grono głodnych sukcesu młodych wilków co roku powiększa rzesza 75 tys. absolwentów uczelni technicznych. – W szkołach coraz większy nacisk kładziony jest na kreatywność, a wykształcenie wyższe co roku uzyskuje 5 milionów młodych ludzi – podkreśla w rozmowie z nami Kerry Brown z londyńskiego Chatham House.
To wszystko powoduje, że władze Chin mają w swoim ręku wszystkie potrzebne atuty, by zrealizować plan. – Zmiana wizerunku zajęła Japonii 15 lat. Wymagało to ogromnych nakładów i mnóstwa pracy – podkreśla Adam Segal. Ambicja Państwa Środka jest o wiele większa: ten proces ma zająć co najwyżej dekadę.
Do Szanghaju latają codziennie samoloty linii Swiss z przesiadką w Zurychu. Wylot z Warszawy o godz. 9.45, przylot do Szanghaju o godz. 6.35 następnego dnia.
Cena biletu w obie strony (z opłatami i podatkami): od 2426 zł – klasa ekonomiczna, 8536 zł – klasa biznes.