Co się dzieje z oryginalnymi taśmami rozmów z kabiny pilotów Tu-154M? Wciąż spoczywają w sejfie w moskiewskiej siedzibie Międzypaństwowej Komisji Lotniczej.
Taśmy z czarnej skrzynki, czyli rosyjskiego rejestratora MARS-BM, są zaplombowane rosyjskimi pieczęciami. Do plomby doczepione są podpisy rosyjskich prokuratorów, członków ich komisji, dwóch polskich ekspertów i pułkownika Zbigniewa Rzepy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Badanie rozmów załogi i dźwięków z kabiny pilotów odbywa się na cyfrowej kopii nagrań, zapisanej na twardym dysku komputera.
Prokurator Rzepa przyleciał do Smoleńska w sobotę 10 kwietnia około godz. 18 wraz z płk. Ireneuszem Szelągiem, szefem warszawskiej wojskowej prokuratury okręgowej. – Przy nas Rosjanie znaleźli dwie pierwsze czarne skrzynki. Zaplombowali je. Jeszcze przed północą wraz z dwoma ekspertami polskich komisji polecieliśmy do Moskwy – opowiada płk Rzepa. Dzień zaczynał o godz. 9 rano. Z członkami komisji zasiadali w strzeżonym pomieszczeniu przed stanowiskiem odsłuchowym. – Dosłownie każdą minutę przesłuchiwaliśmy po 4 – 5 godzin. Nagranie z kokpitu jest bardzo zanieczyszczone – opowiada „DGP” wojskowy prokurator.

Polacy byli aktywni

Po każdym dniu pracy Rosjanie sporządzali protokół, pod którym podpisywał się także płk Rzepa. – Kończyliśmy koło godz. 18 – 19. Każdego dnia byłem głównie świadkiem prac nad nagraniami. Polscy eksperci byli aktywni, także odczytywali zapis nagrań – relacjonuje Rzepa.
W tym samym czasie dwaj inni prokuratorzy, także w Moskwie, asystowali przy identyfikacji zwłok.
Z kolei w Smoleńsku od niedzieli pracowało czterech prokuratorów wojskowych, których zadaniem było ewidencjonowanie wspólnie z Rosjanami części rozbitego samolotu. A także przesłuchiwanie świadków, w tym pracowników lotniska Siewiernyj. – Cały dzień w błocie. Robili zdjęcia, opisywali każdy najmniejszy kawałek maszyny, dopóki nie udało się zebrać najważniejszych podzespołów Tu-154M – mówi Rzepa.

MON zwraca koszty

Prokuratorzy za udział w śledztwie płacili z własnej kieszeni. W środę ujawniliśmy, że nie dostali pieniędzy na wyjazd, a nocleg organizowali im Rosjanie. Tylko płk Rzepa nocował w polskiej ambasadzie w Moskwie. Dopiero teraz MON zwraca im koszty. – Prokuratorzy nie nawiązali kontaktu z ambasadą, nie zgłaszali potrzeby zaangażowania się naszej placówki w rozwiązanie kwestii zakwaterowania. W takich sytuacjach wystarcza przesłanie faksem prośby o zapewnienie miejsc hotelowych, pokrycie kosztów, do późniejszego rozliczenia pomiędzy instytucjami – tłumaczy Piotr Paszkowski, rzecznik MSZ. Dodaje, że pracownica ambasady przyjechała do Smoleńska 13 kwietnia. – Pomagała prokuratorom. Dołączył do niej także tłumacz, który pracował społecznie.
Oskarżyciele wyjechali z Moskwy 17 kwietnia. Płk Rzepa wrócił 21 kwietnia. Teraz w Rosji pracuje płk Jarosław Ciepłowski z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jest oficerem łącznikowym między polską a rosyjską stroną.