Polska polityka pełna jest symboliki, ta zaś działa na nas w sposób trudny do przewidzenia.
Jarosław Kaczyński kilkakrotnie już sygnalizował, że ma do zrealizowania misję, której nie zdążył wypełnić jego zmarły brat. Tę misję można nazwać politycznym testamentem Lecha Kaczyńskiego.

Przeterminowane ustalenia

Dziś można z pewnym prawdopodobieństwem stwierdzić, że będzie druga tura wyborów prezydenckich. Dowód? Jarosław Kaczyński miał dotąd spory elektorat negatywny. Tymczasem pierwsze wyniki sondażowe, jeszcze sprzed kilku dni, dotyczące zarówno jego osoby, jak i PiS, pokazują wzrost poparcia w obu przypadkach.
Katastrofa pod Smoleńskiem stworzyła nową sytuację, korygując zakładany przebieg kampanii wyborczej, w której dominującą rolę odgrywać miał Bronisław Komorowski. Skoro więc za sprawą tragicznych wydarzeń pojawiają się niebrani uprzednio pod uwagę dwaj nowi kandydaci z grona najważniejszych partii opozycyjnych, winno to zmusić Platformę do wnikliwej autorefleksji. W aktualnych warunkach walka o prezydenturę może przybrać kształt pojedynku politycznego, w którym liczy się determinacja i charyzma. Obie te cechy ma z pewnością Jarosław Kaczyński, ale trudno je znaleźć u Komorowskiego. Musi je zademonstrować także Grzegorz Napieralski, jeśli chce osiągnąć taki wynik, by utrzymać przywództwo w SLD.
Ale największy dylemat ma Platforma Obywatelska i dlatego powinna była raz jeszcze rozważyć kandydaturę Donalda Tuska. Tylko on wcześniej dawał gwarancję wygranej z Lechem Kaczyńskim w pierwszej turze. Podobną gwarancję dawałby jako kandydat PO w konfrontacji z Jarosławem Kaczyńskim. On również wykazywał skuteczność w odpieraniu ataków na rządzącą partię, których za chwilę z pewnością będziemy świadkami.



Ryzyko prezesa PiS

Jarosław Kaczyński ma świadomość, że ubiegając się o urząd prezydenta, wiele ryzykuje. Jeśli uzyska wynik podobny lub nawet nieznacznie lepszy od ostatniego sondażowego wyniku swojego brata, będzie to oznaczało jego porażkę. Włącznie z podważeniem przywództwa we własnej partii. Mogłoby to dopomóc w urośnięciu w siłę młodszej grupie polityków, dla których uprawiany w niej styl przywództwa oraz apel wyborczy mogą się wydawać nieskuteczne.

Kandydaci drugiego planu

Co byłoby sukcesem dla prezesa Prawa i Sprawiedliwości? Każdy wynik znacząco lepszy od sondażowo przewidywanego dla Lecha Kaczyńskiego, z pewnością na poziomie nie mniejszym aniżeli 30 proc. ogółu głosujących. Byłby to dlań dodatkowy bodziec do umacniania zaplecza politycznego na dotychczasowych zasadach. Nawet po przegranych, ale w dobrym stylu, wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński mógłby skupić się na przygotowaniu PiS do wyborów parlamentarnych. Musiałby jednak dokonać korekty błędów, które popełnił po przegranych przez PiS wyborach jesienią 2007 r.
Ale warto jednocześnie pamiętać, że dobrym kandydatem PiS byłby także Zbigniew Ziobro. I to ze względu na swój zasobny matecznik polityczny, czyli Kraków. To Ziobro pozostaje głównym reprezentantem młodszej części polityków tej partii. Gdyby kandydował i uzyskał wynik lepszy od sondażowych wyników poprzedniego prezydenta, wówczas Jarosław Kaczyński znalazłby się w nie lada kłopocie. Oznaczałoby to, że młody polityk mógłby ubiegać się nie tylko o przywództwo w PiS, ale też stać się nowym liderem narodowo- prawicowej części społeczeństwa.
Rywalizacja o urząd prezydenta w przypadku PSL i SLD będzie walką o przetrwanie. Choć w nieco innym wymiarze. Grzegorz Napieralski walczy o potwierdzenie swojego prawa do pozycji lidera we własnej partii – włącznie z jej programowym przesłaniem – neutralizując w ten sposób opinie sceptyków. Z kolei Waldemar Pawlak przyjmuje na siebie trudną misję rewitalizacji słabnącej sondażowo pozycji PSL. Jego dobry wynik dopomógłby ludowcom w spokojnym przygotowaniu taktyki na najbliższe wybory samorządowe, a później parlamentarne.
Autor jest profesorem nauk politycznych, wykładowcą Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej oraz Uniwersytetu Warszawskiego