„Moniuszko”, nowy system podsłuchiwania telefonów, który niedawno nabyła polska policja, bardzo często zawodzi.
Choć szczegóły transakcji i funkcjonowanie systemu są tajemnicą państwową, to według ustaleń „DGP” jedna z jego licznych awarii spowodowała fiasko poważnej międzynarodowej operacji Centralnego Biura Śledczego.

„Moniuszko” za „Mozarta”

Pierwsze dni lutego. Parking w Świecku. Od kilkudziesięciu godzin zamaskowani policjanci nie spuszczają z oczu jednej z ciężarówek. To specyficzny tir chłodnia. W środku niezwykły ładunek: 11 ton osocza. Agenci Centralnego Biura Śledczego namierzyli go, gdyż dostali cynk od austriackich kolegów. Ci wyśledzili, że transport został uprowadzony w Niemczech. Nie chcieli jednak aresztować złodziei. Chcieli wiedzieć, dokąd trafi. Śledzili tira aż do parkingu w Świecku.
Zadaniem polskich policjantów była pomoc w zorganizowaniu skutecznej pułapki. Wpaść w nią mieli złodzieje, ewentualni pośrednicy i finalni kupcy.
Natychmiast po pierwszym kontakcie Austriaków policjanci z CBŚ zdobyli sądowe zgody na podsłuchiwanie komórek złodziei. Każda ich rozmowa miała być rejestrowana za pomocą nowego systemu do podsłuchów o nazwie „Moniuszko”.
System zaczął działać w styczniu. Zastąpił wcześniej działające systemy: „Mozart”, „Beethoven” i „Chopin”. Według jednego z naszych rozmówców ze służb każdy z nich nagrywał rozmowy innego operatora. Obsługiwali je policjanci z wydziałów technik operacyjnych komend wojewódzkich. To tajne struktury. Ich praca polega na odsłuchiwaniu – również na bieżąco – podsłuchanych rozmów i tworzeniu z nich stenogramów lub notatek dla oficerów rozpracowujących podejrzanych.
Jednak te systemy, nazywane przez policjantów trzema tenorami, stawały się przestarzałe. Miały za niski limit „oczek”, czyli maksymalnej liczby obsługiwanych podsłuchów. Dwa lata temu zapadła decyzja, że policja zainwestuje w nowy system. Z finansowaniem nie było problemów – specjalna ustawa o modernizacji policji gwarantowała setki milionów złotych na podobne przedsięwzięcia. Ostatecznie policjanci wybrali aplikację oferowaną przez dużą informatyczną firmę NextiraOne. Dodatkowo miała dać możliwość błyskawicznego lokalizowania komórek i automatycznego nanoszenia pozycji na elektroniczną mapę.



Ilu konkurentów miała NextiraOne, w czym jej system był lepszy od innych, ile „Moniuszko” kosztował? Tego oficjalnie nie wiadomo. – To postępowanie objęte jest tajemnicą państwową i prawo zabrania mi jakichkolwiek odpowiedzi – tłumaczy Krzysztof Hajdas z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.
Policjanci z CBŚ śledzący tira z osoczem byli zdumieni, że przez kolejne kilkanaście godzin podsłuchiwane komórki złodziei milczały jak zaklęte. Niestety, okazało się, że to nie one milczały, tylko „Moniuszko” ogłuchł. W efekcie policjanci stracili szansę, by dowiedzieć się, jak złodzieje umówili się z kupcami. Nie ustalili nawet, między jakimi numerami były prowadzone rozmowy. Dowodzący akcją zdecydowali więc o jej przyspieszonym zakończeniu. Natychmiast poinformowano opinię publiczną o wielkim sukcesie odzyskania skradzionego transportu osocza. Jak tłumaczono brak zatrzymań w sprawie? – Ewentualny odbiorca się nie pojawiał, więc policjanci podjęli decyzję o ujawnieniu się i niedopuszczeniu do zniszczenia drogocennego ładunku. Baliśmy się, że wyładują się akumulatory w ciężarówce – tłumaczył w licznych wypowiedziach dla mediów Artur Chorąży z biura prasowego lubuskiej policji.

Wściekli Austriacy

W rzeczywistości sukcesu nie było. Austriaccy policjanci wyjechali z Polski wściekli. Ale – jak ustaliliśmy – nie była to jedyna awaria „Moniuszki”. Powtarzają się one regularnie. Zdarzało się, że system był zawieszony całymi godzinami. Często pojawiają się w nim drobne usterki. – Policjanci z pionów operacyjnych stale donoszą mi, że nie rejestrują się rozmowy podsłuchiwanych osób albo nagrywa się tylko jeden rozmówca – mówi nam jeden z komendantów wojewódzkich.
Emerytowany policjant, który przez lata przy rozpracowywaniu grup korzystał z podsłuchów, tłumaczy: – W ten sposób mogą przepaść dowody na planowanie morderstwa lub transakcji narkotykowej. Nie pamiętam, abyśmy jeszcze dwa, trzy lata temu mieli takie problemy.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że „Moniuszko” kosztował podatnika 10 – 15 mln zł. Nie jest oryginalnym produktem stworzonym specjalnie dla polskiej policji, ale przeróbką izraelskiego systemu.
Początkowo w biurze prasowym policji zaprzeczano nam, że „Moniuszko” ulega jakimkolwiek awariom. Ostateczne jednak usłyszeliśmy: – System jest wdrażany, stąd drobne problemy. Wraz z firmą pracujemy nad ich usuwaniem. Żadna z usterek nie pochłonęła ważnych dowodów.
10 – 15 mln zł kosztował podatnika system podsłuchowy „Moniuszko”