Polscy i rosyjscy specjaliści wspólnie pracują nad ustaleniem przyczyn sobotniej katastrofy prezydenckiego samolotu. Trwa m.in. analizowanie zapisów czarnych skrzynek wydobytych z wraku Tu-154M.
– W sobotę zawarliśmy umowę z Rosjanami, że poczekają z analizą czarnych skrzynek na polskich prokuratorów i ekspertów. Gdy nasz zespół dotarł na miejsce, od razu wraz z Rosjanami zaczął badanie danych z urządzeń – powiedział wczoraj „DGP” minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
Do Smoleńska i Moskwy udały się ekipy wojskowych prokuratorów i eksperci Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Ich pracę koordynuje naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski.
Rosyjskie Radio Echo Moskwy podało, że specjaliści biorą pod uwagę trzy hipotezy katastrofy: złe warunki pogodowe, błąd pilota i awarię maszyny. Na razie najmniej prawdopodobna jest ta ostatnia. – Tupolew, którym na uroczystości rocznicowe w Katyniu leciał polski prezydent, był w doskonałym stanie. Informacje, które już nam się udało zdobyć, potwierdzają, że maszyna nie miała żadnych technicznych problemów – powiedział szef Komitetu Śledczego przy prokuraturze Rosji Aleksander Bastrykin. Rządowy Tu-154M, kupiony przez LOT w 1986 roku, przeszedł niedawno kapitalny remont i otrzymał pozwolenie na latanie przez kolejne pięć lat. Przed wylotem do Smoleńska, zgodni z procedurami, został dokładnie sprawdzony.
Aleksander Bastrykin – powołując się na wstępną analizę rozmów pilota z białoruskimi i rosyjskimi kontrolerami lotów – podkreślił także, że kapitan prezydenckiego samolotu został kilkakrotnie poinformowany o mgle zalegającej nad lotniskiem w Smoleńsku oraz o nisko wiszących nad nim chmurach. Rosjanie mieli mu również zasugerować, by wylądował albo w Mińsku (307 km od Smoleńska), albo w Moskwie (368 km od Smoleńska), skąd polska delegacja miałaby samochodami dojechać do Katynia. Mimo to podjął decyzję o lądowaniu w Smoleńsku. W międzyczasie pojawiły się spekulacje, że na kontynuowanie lotu naciskał prezydent Lech Kaczyński.
„DGP” ustalił, że nie ma jeszcze potwierdzenia informacji o treści rozmów pilota z rosyjskimi kontrolerami i czy rzeczywiście załoga prezydenckiego samolotu nie posłuchała ich ostrzeżeń. Być może było w ogóle tylko jedno podejście do lądowania. Do momentu zamknięcia tego numeru polscy i rosyjscy prokuratorzy nie odsłuchali jeszcze nagrań z jednej z dwóch czarnych skrzynek wydobytych z wraku Tu-154M.
W jednej z nich znajduje się zapis samego lotu, m.in. informacje o zmianach wysokości czy ciągu silników. Te dane są kluczowe dla ustalenia, jak samolot podchodził do lądowania. Z relacji świadków wynika, że podczas kolejnej próby przyziemienia maszyna najpierw zaczepiła lewym skrzydłem o mierzącą 50 metrów antenę naprowadzającą na pas startowy, potem o drzewa i runęła na ziemię. W drugiej czarnej skrzynce są zapisane rozmowy załogi oraz wymiana zdań z kontrolerami lotów. Wczoraj rosyjski resort transportu podał, że jedna z czarnych skrzynek jest lekko uszkodzona. Taśma z zapisem parametrów lotu przemieściła się najprawdopodobniej z powodu wstrząsu – podał moskiewski międzyrządowy komitet lotniczy. Nie sprecyzowano, czy rejestrator dźwięku został uszkodzony.
– Mamy własne hipotezy śledcze na temat przyczyn katastrofy. Ale nie chcę się nimi teraz dzielić. Pracujemy wspólnie z Rosjanami – powiedział nam wczoraj przed południem prokurator Krzysztof Parulski. I dodał, że prokuratorzy i technicy zaczynają właśnie wydobycie „niezwykle ważnego dowodu”.
Katastrofa prezydenckiego samolotu / DGP