Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapewnił przed komisją śledczą ds. nacisków, że jako premier nie podejmował niezgodnych z prawem działań. Nie było zbierania haków na polityków opozycji - oświadczył.

J. Kaczyński zeznał w czwartek, że nie wywierał nielegalnego wpływu w sprawach badanych przez komisję. "Nie wywierałem tego rodzaju wpływu, ani na moich bezpośrednich podwładnych, ani też nic nie wiem, żeby oni wywierali taki wpływ" - powiedział. Ocenił, że to, czym zajmuje się komisja, to "sfera wymyślona".

Działałem w ramach prawa

Podkreślił, że jako premier działał "w ramach przewidzianych przez prawo", nadzorując służby specjalne i ministerstwa, w tym ministerstwo sprawiedliwości. Zeznał, że nie brał udziału w żadnych naradach, które miałyby wpływ na śledztwa.

"Nie zbieraliśmy haków, nie było żadnych teczek, żadnych rozmów o żonie tego czy innego polityka" - zapewnił J.Kaczyński. Jak dodał, nic nie wie o tym, by ktoś w jego rządzie miał zbierać kompromitujące materiały na polityków opozycji. "O żadnym takim poszukiwaniu nie było mowy, to są pomówienia" - dodał prezes PiS.

Giertych mówiący o hakach trafi przed komisję

Wicepremier w rządzie PiS Roman Giertych mówił w mediach, że J.Kaczyński jako premier zbierał haki na polityków ówczesnej koalicji (Samoobrony i LPR) oraz opozycji, w tym m.in. na Grzegorza Schetynę i Donalda Tuska z PO. Miał nawet rozpatrywać scenariusz aresztowania żony Schetyny. Jak mówił Giertych, forma zbierania haków na Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości".

Poseł Lewicy Krzysztof Matyjaszczyk zapowiedział w czwartek złożenie wniosku o wezwanie Giertycha przed komisję śledczą.

J. Kaczyński podkreślił, że nic nie wie o naciskach na prokuratorów - m.in. na Marka Wełnę - za czasów rządów PiS. "Nic o tego typu naciskach nie wiem, uważam je za wysoce nieprawdopodobne" - oświadczył.

Kaczyński nic nie wie o nadzorze Ziobry nad prokuratorem Wełną i ABW

Wełna był szefem specjalnego zespołu do spraw mafii paliwowej. Zeznał płockim prokuratorom, że nie miał faktycznego wpływu na prace zespołu. Jak mówił był pod stałym nadzorem ówczesnego szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i ówczesnego szef ABW Bogdana Święczkowskiego, a ich zainteresowanie koncentrowało się na wątkach, w których występowały znane nazwiska polityków lewicy.

Prezes PiS zapewnił też, że nie miał żadnej wiedzy o ewentualnych nadużyciach Święczkowskiego - jako szefa ABW - i jego akcjach niezgodnych z prawem. Jak podkreślił, jest mocno przekonany, że takich akcji ze strony Święczkowskiego nie było.



Za to rozmawiał w cztery oczy z szefem CBA o aferze gruntowej

J.Kaczyński zeznał, że nie sugerował szefowi CBA żadnych działań ws. tzw. afery gruntowej. Przyznał, że rozmawiał kilkakrotnie "w cztery oczy" z szefem CBA Mariuszem Kamińskim o akcji Biura. "Nie wydawałem żadnych dyspozycji" - oświadczył. "Nigdy nie wzywałem pana Kamińskiego w tej sprawie z własnej inicjatywy. Kilka razy coś mi na temat tej akcji mówił" - dodał.

Według prezesa PiS, Kamiński po raz pierwszy informując go o sprawie, zaznaczył, że akcja CBA jest ściśle tajna i nie ma prawa na ten temat nikomu niczego mówić. "To była operacja ściśle tajna. Informacje otrzymywali jedynie ci, którzy z powodów funkcjonalnych musieli je otrzymywać" - zapewnił J. Kaczyński.

Prezes PiS dodał, że w 2007 roku kilka razy na posiedzeniu władz partyjnych "ogólnie mówił, że układ rządowy zmierza ku końcowi".

J.Kaczyński podkreślił, że ma "100-procentową pewność", że ważni politycy PiS, tacy jak Przemysław Gosiewski, Adam Lipiński ani nikt z jego najbliższych współpracowników nie wiedzieli o działaniach CBA dotyczących afery gruntowej.

Prezes PiS zeznał, że nie miał wiedzy ani nie znał żadnych sprawozdań dotyczących podsłuchów zakładanych przez CBA w tej operacji.

Jest za przekonany, że źródłem przecieku jest Kaczmarek

J. Kaczyński - jak mówił - jest przekonany, iż źródłem przecieku z akcji CBA w ministerstwie rolnictwa jest Janusz Kaczmarek. Dodał, że ponosi "pełną odpowiedzialność" za powołanie Kaczmarka na szefa MSWiA. "Pomysł powołania ministra Kaczmarka na to stanowisko był moim pomysłem. Prezydent miał do tego sceptyczny stosunek. Przekonywałem prezydenta bardzo do tego, żeby się na to zgodził i namówił Janusza Kaczmarka" - podkreślił.

Prezes PiS potwierdził, że jako szef rządu spotykał się na naradach z szefami służb i niektórymi ministrami. Podkreślił, że przedmiotem obrad były m.in. "kwestie koordynacyjne" i "walka z przestępczością zorganizowaną" oraz temat współpracy prokuratury i policji. "Były niekiedy na porządek dzienny wprowadzane kwestie mające jakieś aspekty polityczne. Osobą, która takie sprawy stawiała, był z reguły pan Kaczmarek" - powiedział prezes PiS. Zdaniem J. Kaczyńskiego, Kaczmarek odwoływał się do podsłuchów. "Mówił o planach skompromitowania ministra Ziobry. Później stanęła sprawa wręcz zabójstwa ministra Ziobry" - podkreślił.

Według prezesa PiS, Kaczmarek przedstawiał też informacje na temat Mirosława Drzewieckiego: "Mówił, że pan Drzewiecki ma jakieś niecne kontakty i stosuje niecne praktyki".



Ziobro nie miał uprzywilejowanej pozycji

J. Kaczyński powiedział, że w jego rządzie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie miał specjalnej pozycji. "Nie było żadnego superministra" - podkreślił. Dodał, że nie było takiej sytuacji, żeby Ziobro wydawał polecenie innym ministrom. "Nie cieszył się zaufaniem większym niż inni ministrowie" - zaznaczył.

Prezes PiS był pytany, dlaczego jego rząd nie wydał przepisów wykonawczych do ustawy o CBA (dotyczących m.in. posługiwania się przez funkcjonariuszy dokumentami legalizacyjnymi), podczas gdy Biuro podejmowało już działania operacyjne.

Szef PiS wyjaśnił, że stało się to na skutek zaniechania urzędnika podlegającego ministrowi-koordynatorowi specsłużb. Zaznaczył, że CBA mogło działać, mimo braku przepisów wykonawczych. Zapewnił, że żadna operacja CBA nie mogła być podjęta bez zgody sądów.

Było też o filozofii

J.Kaczyński na początku posiedzenia podczas swobodnej wypowiedzi mówił o "filozofii politycznej" swojego rządu. Zaznaczył, że jej częścią było odrzucenie pewnego typu ideologii - "permisywizmu społeczno-ekonomicznego". Ta ideologia, jak tłumaczył, polega m.in. na tym, że w Polsce niemożliwe jest uniknięcie patologii, takich jak korupcja. "Myśmy się z tym nie godzili" - podkreślił.

Prezes PiS dodał, że jednym z celów rządu PiS było "odrzucenie immunitetów". Zaznaczył, że prawo wobec niektórych osób działa w ograniczony sposób, a tak być nie powinno. Podał przykłady Romana Polańskiego i doktora G.

Podkreślił, że innym założeniem jego rządu było to, aby obywatele mieli wiedzę na temat osób publicznych i "nie byli traktowani jak dzieci".