To był dzień Zbigniewa Chlebowskiego. Nie tylko dlatego, że media poświeciły mu większość czasu w swoich relacjach. Również dlatego, że był doskonałe przygotowany do przesłuchania. Już podczas "słowa wstępnego", które trwało kilka godzin pokazywał doskonałe opanowanie. Następnie przedstawił swoją wersję wydarzeń, z której wynikało, że nie lobbował i nie dokonał żadnego przestępstwa. A następnie zaatakował byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego oraz partie opozycyjne, które brały wcześniej udział w procesie tworzenia prawodawstwa hazardowego w Polsce.

Były szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zapewnił w czwartek przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową, że jego działania ws. ustawy hazardowej były zawsze zgodne z prawem i podyktowane troską o publiczne pieniądze. Zaprzeczył, by lobbował w interesie branży hazardowej. Uważa też, że b. szef CBA Mariusz Kamiński manipulował informacjami, by go zaatakować.

Kamiński manipulował faktami i stenogramami

"To, co uczynił Mariusz Kamiński, były szef CBA, tutaj na tej komisji, przechodzi wszelkie bariery absurdu. Muszę w sposób stanowczy zdementować te liczne, bezpodstawne, nieprawdziwe oskarżenia, które godzą w moją osobę, w moją rodzinę i w moich najbliższych. Stanowczo przeczę zarzutom lobbystycznym. Taka (...) sytuacja niezgodna z prawem i moim sumieniem nigdy nie miała miejsca w moim życiu" - oświadczył Chlebowski.

Oskarżył CBA o manipulowanie stenogramami z podsłuchów jego rozmów z biznesmenami branży hazardowej. "Jako przewodniczący komisji finansów publicznych nie mogę też ponosić odpowiedzialności za to, że niektóre nie związane z ustawą hazardową rozmowy telefoniczne zostały zmanipulowane. Rozmowy, w których człowiek używa skrótów i przenośni" - oświadczył.

Największą manipulacją i kłamstwem byłego szefa CBA nazwał zarzut, że poprzez próby lobbowania na rzecz branży hazardowej chciał uszczuplić wpływy do budżetu państwa. "Jest to ohydne kłamstwo. Odwrotnie - chciałem zwiększenia dochodów do budżetu państwa" - przekonywał. Podkreślił, że nie był zwolennikiem tzw. dopłat do gier, ale - tłumaczył - alternatywą, którą proponował zamiast dopłat do gier (nieobjętych monopolem państwa, np. do gier na automatach), było podniesienie podatków od automatów o niskich wygranych. Podkreślił, że system dopłat nie funkcjonuje w prawie żadnym kraju UE.



Nigdy nie lobbowałem na rzecz branży hazardowej

"Nigdy nie lobbowałem na rzecz jakiegokolwiek rozstrzygnięcia, które mogłoby w konsekwencji negatywnie wpłynąć na budżet państwa" - oświadczył Chlebowski. "Nie proponowałem uszczuplenia budżetu o 500 mln zł. Proponowałem rozwiązania, które mogły dać budżetowi kilkaset milionów zł. Proponowałem podwyższenie podatków od jednorękich bandytów, zamiast rozwiązania, które w swojej konsekwencji mogłoby bardzo mocno uderzyć w budżet państwa" - argumentował.

Przyznał, że zna biznesmenów z branży hazardowej: Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska. Według niego ich wspólne rozmowy poświęcone zmianom w ustawie hazardowej dotyczyły sygnałów o niebezpiecznych dla budżetu państwa skutkach, jakie nowela mogła nieść. "W tych kontaktach zasygnalizowano mi niebezpieczeństwa wynikające z ustawy hazardowej, mające wpływ na dochody budżetu państwa. Jako przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych musiałem te sygnały traktować bardzo poważnie" - dodał. Podkreślał, że jako szef komisji finansów publicznych był zobligowany dbać o interesy państwa.

Chlebowski powiedział, że Sobiesiak jest jego znajomym, z którym czasem rozmawiał. Dodał, że dwa razy był w należącym do biznesmena ośrodku w Zieleńcu (raz na Sylwestra ze znajomymi, za co zapłacił). Mówił, że zna Sobiesiaka prawdopodobnie od 4-5 lat, ale nie jest to znajomość, którą można nazwać "zażyłością".

"Nigdy nie utrzymywaliśmy jakichś bliskich kontaktów. (...) Być może były to 3-4 spotkania towarzyskie, czasami bardzo krótkie spotkania, w różnych miejscach (...) w restauracji, na ulicy, zdarzały się także spotkania w biurze poselskim" - zeznał. Powiedział też, że o tym, iż Sobiesiak ma wyrok za przestępstwo korupcyjne, dowiedział się 1 października 2009 r., gdy - jak mówił - "rozpoczęła się rzekoma afera".

Chlebowski powiedział, że Sobiesiak nie wspierał jego kampanii wyborczej. Przyznał, że wpłaty na jego kampanię w 2005 roku dokonał Kosek. Zaprzeczył, aby Sobiesiak proponował mu pieniądze za ewentualne przysługi. "Nigdy nie proponował pieniędzy, on mnie doskonale znał. Wiedział, że gdyby to uczynił, to byłby koniec naszej znajomości" - powiedział Chlebowski.

Chlebowski zaznaczył, że Kosek, który - mówił - jest obecnie "po bardzo ciężkich przejściach chorobowych", to uczciwy człowiek, który przez wiele lat był pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyraził nadzieję, że Kosek i Sobiesiak będą zeznawać przed komisją.



Na temat ustawy rozmawiałem tylko z dwoma ministrami

Były szef klubu PO zapewnił, że o projekcie zmian w ustawie hazardowej rozmawiał tylko z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i jego zastępcą Jackiem Kapicą. Z tym ostatnim - zeznał - w przeciągu półtora roku o ustawie hazardowej rozmawiał "pięć, może sześć razy, jako przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych".

"To jedyni urzędnicy państwowi, z którymi rozmawiałem na temat tej ustawy przez cały czas trwania procesu legislacyjnego. Ministrowie finansów to naturalni partnerzy szefa komisji finansów (...). Z ministrem Rostowskim i wiceministrem Kapicą rozmawiałem w ciągu dwóch lat około stu razy" - mówił Chlebowski.

Przyznał, że nie chciał dopłat

Przyznał jednak, że rozmawiał z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą na temat rezygnacji z dopłat na rzecz podwyższenia podatku od gier. Poinformował, że rozmowa ta odbyła się na przełomie marca i kwietnia 2009 r. Powiedział, że zwrócił się też do Kapicy o przygotowanie analiz tego, co jest lepsze dla budżetu: wprowadzenie dopłat czy podwyższenie podatku. Chlebowski zeznał też, że ma wiele ekspertyz znanych ośrodków akademickich, m.in. Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, Polskiej Akademii Nauk, Politechniki Warszawskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej, z których wynika, że dopłaty są złym pomysłem - mogą spowodować w budżecie państwa ubytek liczony w miliardach złotych. Dlatego - jak zaznaczył - optował za podatkiem.

Przyznał, że kiedy Kapica poinformował go, że z analiz resortu wynika, że wpływy z podniesienia podatków będą mniejsze niż z dopłat, przestał prowadzić rozmowy na ten temat. Dodał jednak, że w lipcu 2009 r. spotkał się z wiceministrem w Sejmie i zapytał go tylko, na jakim etapie jest ustawa. Powiedział też, że nie sugerował, iż minister sportu chce wycofać się z dopłat. "Ja nigdy na ten temat z ministrem sportu nie rozmawiałem. Nie miałem wiedzy na temat tego, co się dzieje w Ministerstwie Sportu" - powiedział.

Chlebowski zaznaczył, że nigdy nie zmienił zdania ws. "szkodliwości wprowadzenia dopłat" (do gier nieobjętych monopolem państwa, m.in. automatów), nigdy nie wywierał żadnych nacisków na funkcjonariuszy publicznych. Dopłaty - oświadczył Chlebowski - nigdy nie zniknęły z projektu nowelizacji ustawy hazardowej i na tym - jego zdaniem - polega "absurd całej sytuacji". "Nigdy - podkreślam. Gdyby były naciski, gdyby było zaangażowanie, to proszę zauważyć, że bylibyśmy dziś w zupełnie innej sytuacji" - powiedział Chlebowski.



O podsłuchanych rozmowach - rozmowa "nierozważna i niefrasobliwa"

Beata Kempa (PiS) pytała Chlebowskiego o rozmowę z 10 marca 2009 r. z Ryszardem Sobiesiakiem, w której b. szef klubu Platformy powiedział m.in. "ja ci powiem szczerze Rysiu... ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim... jakby Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi... przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa".

"Co pan blokuje i co jest pana zasługą?" - dociekała posłanka PiS. "Nie blokowałem żadnej ustawy, rozmowa nierozważna i niefrasobliwa, która nie miała nic wspólnego z podejmowanymi działaniami przeze mnie i rozmowami, które prowadziłem z wiceministrem Jackiem Kapicą" - zapewnił Chlebowski. Jak podkreślił, jeżeli prowadził rozmowy z ministrem finansów na temat dopłat w ustawie hazardowej, "to w trosce o budżet państwa".

Dopytywany przez Kempę, czy blokował sprawę dopłat, Chlebowski odpowiedział, że nie. Posłanka PiS pytała też o "Grzegorza i Mirka", czyli b. wicepremiera, obecnie szefa klubu PO Grzegorza Schetynę i b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.

"Byli członkami rządu, a na etapie prac legislacyjnych w rządzie mogą uczestniczyć tylko i wyłącznie członkowie rządu, i jeżeli ktokolwiek mógłby cokolwiek zrobić na Radzie Ministrów, to tylko członkowie rządu. Ta ustawa nigdy nie stanęła na Radzie Ministrów, więc żaden z ministrów nie mógł ingerować w jej zapisy" - powiedział Chlebowski.

I jeszcze o Kamińskim

B. szef klubu PO mówiąc o manipulacji, której jego zdaniem dopuścił się b. szef CBA, tłumaczył, że polegała ona na tym, że Kamiński mówił, że Skarb Państwa może stracić 460 mln zł w wyniku rezygnacji z dopłat. Według b. szefa klubu PO, kwota ta jest "ponaddwukrotnym zawyżeniem błędnych skądinąd wyliczeń resortu finansów". Chlebowski powiedział, że b. szef CBA zrobił to, żeby epatować opinię publiczną wysokimi kwotami, "bez których nie można uszyć afery". "To pokazuje, że jego działania i wypowiedzi nie są przejawem troski o dobro wspólne, ale jest to wyraźny atak polityczny" - powiedział b. szef klubu PO.

Jak ocenił, Kamiński obok "ewidentnych kłamstw" i "nieuprawnionych oskarżeń" nie gardzi też "subtelnymi przekłamaniami".



"(Kamiński) potrzebuje do swojej teorii mojego niby konspiracyjnego spotkania w kompromitujących okolicznościach. Mówi nieprawdziwie, że 31 sierpnia 2009 umawiałem się przez pośredników na spotkanie. To nie jest prawda" - powiedział Chlebowski. Poinformował, że umówił się z Sobiesiakiem na spotkanie we Wrocławiu o godz. 15.30, dzwoniąc do niego z własnego, prywatnego telefonu. "Kamiński nie wspomniał o tym, bo nie pasuje mu to do teorii o przecieku" - powiedział.

"Gdybym miał wtedy jakąkolwiek wiedzę na temat akcji CBA, to (czy) dzwoniłbym do pana Sobiesiaka z własnego telefonu, umawiałbym się na cmentarzu, w miejscu publicznym (...) wiedząc, że i tak agenci będą w pobliżu tego miejsca?" - pytał Chlebowski.

O spotkaniu z Sobiesiakiem

Chlebowski zeznał, że na spotkanie 31 sierpnia o godz. 15.30 we Wrocławiu umówił się z Sobiesiakiem tego dnia rano. Jak mówił, dzwonił do niego z własnego telefonu komórkowego, gdy podróżował po Dolnym Śląsku swoim samochodem. Przyznał, że potem - jak mówił - "zmienił się jego kalendarz" i poprosił ich wspólnego znajomego - lekarza onkologa - by powiadomił Sobiesiaka o zmianie planów i przeniesieniu spotkania do Marcinowic (miejscem spotkania miała być stacje benzynowa). Bartosz Arłukowicz (Lewica) dziwił się, że Chlebowski umawia się na spotkanie osobiście, a o przeniesienie spotkania prosi pośrednika.

"Umówiliśmy się, że spotkamy się na stacji paliw. Ale w trakcie przyjazdu na miejsce spotkania uznałem, że pojadę na cmentarz" - mówił dalej. Przypomniał, że na tym cmentarzu pochowana jest jego siostra. Relacjonował, że kiedy kierował się w stronę grobu siostry, zobaczył Sobiesiaka. "Podeszliśmy do grobu mojej siostry, a po modlitwie, wracając do samochodu, odbyliśmy krótką rozmowę. To nie jest tak, jak powiedział pan Kamiński, że umówiliśmy się na cmentarzu, biegaliśmy między nagrobkami i rozmawialiśmy Bóg wie o czym. Gdybym chciał załatwiać jakieś sprawy z panem Sobiesiakiem, na pewno nie umawiałbym się w miejscu publicznym, które znajduje się przy głównej drodze krajowej Wrocław-Jelenia Góra" - zapewnił.

Dodał, że na spotkaniu 31 sierpnia 2009 r. nie rozmawiał z Sobiesiakiem o CBA i Totalizatorze Sportowym.

Na pytanie posła PO Jarosława Urbaniaka, o czym rozmawiał z Sobiesiakiem 31 sierpnia na cmentarzu, Chlebowski odparł, że "prawdopodobnie na temat Czorsztyna". "Chciałbym wyraźnie podkreślić, (...) że z tą sprawą nie miałem nic wspólnego. Nawet sugestie CBA, abym gościł gdzieś tam w Niepołomicach, w pięknym mieście niedaleko, rozmawiał z działaczami PO, to są insynuacje (...) wiem, że w tej sprawie prowadzone jest postępowanie i jestem pewny, że w tym postępowaniu okaże się, jaką rolę pełniła moja osoba" - powiedział.

Portal tvp.info pisał w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym interesować miał się Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg.

Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą; Sobiesiak w rozmowach z Chlebowskim i b. ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO.



Nie byłem źródłem przecieku

Chlebowski zapewnił, że nie był źródłem przecieku dotyczącego działań CBA ws. przebiegu prac nad zmianami w ustawie hazardowej. Zaznaczył, że o przecieku dowiedział się 1 października 2009 r. w momencie ujawnienia afery przez media.

Chlebowski zarzucił też Kamińskiemu, że zmanipulował informację dla premiera, prezydenta, marszałka Sejmu, marszałka Senatu m.in. dotyczącej jego działań ws. ustawy hazardowej. "Ubolewam, że moje działania mające na celu niedopuszczenie do utraty przez budżet państwa kilkuset milionów, zostało opisane najpierw panu premierowi, następnie przez kontrolowane przecieki opinii publicznej, jako działania, które miały doprowadzić do utraty dochodów budżetowych" - powiedział Chlebowski.

"Fundamentem zarzutów Mariusza Kamińskiego są moje - wyrwane z kontekstu - wypowiedzi, w których rzekomo obiecuję coś związanego z procesem legislacyjnym" - dodał.

Mówił o kłamstwach Kamińskiego

"Mamy wypowiedź Kamińskiego, która jest ewidentnym kłamstwem. Cytowana przez Kamińskiego jako rzekome ustawianie ustawy wypowiedź dotyczy postępowania administracyjnego, a nie procesu legislacyjnego. To właśnie jest ta manipulacja, o którą pytany dwa dni temu przed komisją Mariusz Kamiński nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć. Wiedział, że naraziłoby go to na proces karny. Nie chcąc przyznać się do manipulacji, wił się jak piskorz" - mówił Chlebowski.

We wtorek Kamiński powiedział zeznając przed hazardową komisją śledczą, że rozmowa z sierpnia 2008 r. między Zbigniewem Chlebowskim a Ryszardem Sobiesiakiem - podczas której Chlebowski miał powiedzieć: "Z tobą na 90 proc. Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem" - nie dotyczyła prac nad ustawą hazardową, a przedłużenia.

B. szef klubu PO nazwał "łgarstwem" i "nikczemnością" zarzut, że w sierpniu 2008 r. wpływał na ówczesnego wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda, a także, jakoby wspólnie składali na posiedzeniu Komitetu Rady Ministrów poprawki (do projektu nowelizacji ustawy hazardowej). Zapewnił, że z Szejnfeldem nigdy nie zamienił nawet słowa na temat ustawy hazardowej. "Sugestie zawarte w raporcie CBA są w związku z tym wielkim kłamstwem" - oświadczył.



O szczegółach spotkania z premierem

Polityk opowiadał też o swoim spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem 26 sierpnia 2009 r. Relacjonował, że szef rządu był zainteresowany przebiegiem prac legislacyjnych nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Chlebowski podkreślił, że w spotkaniu uczestniczył również wicepremier Grzegorz Schetyna. Zaznaczył, że premiera interesował przede wszystkim proces legislacyjny i jego udział w nim. "Moje rozmowy, jakie toczyłem z przedstawicielami, z ministrami czy z innymi urzędnikami" - wymieniał polityk PO.

Chlebowski oświadczył, że przedstawił premierowi bardzo szczegółową analizę na ten temat. "Przedstawiłem harmonogram moich rozmów, moich kontaktów w tej sprawie" - mówił. Opowiadał, że rozpoczął od poinformowania o pierwszym spotkaniu w maju 2008 r. z ministrem Rostowskim i wiceministrem Kapicą, później przedstawił swój punkt widzenia na temat dopłat do gier hazardowych.

Następnie - relacjonował Chlebowski - przedstawił swoją propozycję dotyczącą podniesienia opodatkowania automatów o niskich wygranych i zrezygnowania ze stosowania dopłat; przedstawił też swoje zastrzeżenia dotyczące obniżenia opodatkowania wideoloterii.

"Premier pytał mnie, czy formułowałem jakieś wnioski, czy naciskałem na ministra finansów, czy i jak często się z nim kontaktowałem ws. tej ustawy. Ja panu premierowi przedstawiłem ten harmonogram, który niewiele różnił się od tego, co dziś powiedziałem, że po pierwsze były to bardzo rzadkie kontakty, że po drugie nigdy z nikim na temat ustawy poza ministrami Kapicą i Rostowskim nie rozmawiałem, po trzecie powiedziałem wyraźnie, że nigdy nie wywierałem żadnych nacisków na któregokolwiek z jego ministrów" - opowiadał Chlebowski. Zaznaczył, że premier pytał o te kwestie bardzo szczegółowo, dlatego spotkanie trwało dość długo - może dłużej niż 2 godziny.

Polityk podkreślił, że idąc na spotkanie nie znał tematu rozmowy; dodał, że przebieg spotkania nie był dla niego niezwykły, bo zdarzały się już spotkania, na których premier prosił o wyjaśnienia ws. jakiegoś projektu. "Takich spotkań u pana premiera było naprawdę wiele. Każda ustawa, która budziła kontrowersje, jakieś uwagi, czy była przedmiotem troski pana premiera, powodowała jego prośbę o spotkanie" - mówił. Pytany czy Tusk tłumaczył swoje zainteresowanie pracami nad zmianami w ustawie hazardowej, powiedział, że nie.

Mówiąc o spotkaniu z wiceministrem Kapicą, które odbyło się dzień później w Sejmie, tłumaczył, że zainicjował je w związku z wcześniejszą rozmową z szefem rządu. "Kiedy rozmawiałem z premierem dzień wcześniej wyczułem, że pan premier jest zainteresowany tym tematem i dla mnie było czymś naturalnym, żeby jak najszybciej porozmawiać z gospodarzem tej ustawy" - tłumaczył.

Podkreślił, że notatka Kapicy relacjonująca ich spotkanie z 27 sierpnia 2009 r. jest w całości prawdziwa. Polityk zaznaczył, że na spotkaniu tym pytał wiceministra, dlaczego tak długo trwają prace nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej. "Przyznam się szczerze, że po rozmowie z panem premierem sam się zaniepokoiłem tym, że tej ustawy nie ma nawet na posiedzeniu Rady Ministrów" - mówił.



Sobiesiak zeznawał ostatnio w prokuraturze

Chlebowski poinformował też w trakcie przesłuchania, że kilka dni temu zadzwonił do niego Ryszard Sobiesiak z wiadomością, że zeznawał w prokuraturze. Mówił, że była to jego jedyna rozmowa telefoniczna, jaką odbył z Sobiesiakiem po 1 października 2009 - kiedy wybuchła tzw. afera hazardowa. Dodał, że był zdumiony, kiedy biznesmen zadzwonił do niego, a w pierwszej chwili nawet wystraszony.

Chlebowski pytany wprost, czy była afera hazardowa, odpowiedział, że nie. Jak podkreślił, należy zwrócić uwagę na ustawę, którą Sejm uchwalił w listopadzie 2009 roku. Zwrócił uwagę, że nie ma w niej dopłat do automatów do gier, są podwyższone podatki oraz zlikwidowano wideoloterie.

Poinformował też o pierwszym spotkaniu z kierownictwem MF w sprawach przepisów dot. hazardu. Jak mówił jeszcze w 2008 r. - w maju - zorganizował spotkanie z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i wiceministrem Kapicą dotyczące liberalizacji przepisów o lokalizacji kasyn i salonów gier. Według Chlebowskiego planowano, że decyzję o lokalizacji będzie podejmował nie minister finansów, a wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. Podkreślił, że powiedział im, iż jest to zły i niebezpieczny pomysł, bo może doprowadzić do wzrostu przestępczości, a państwo może stracić kontrolę nad hazardem.

Powiedział też, że na kolejnym spotkaniu z wiceministrem Kapicą - na przełomie sierpnia i września 2008 r. - rozmawiał nt. rozszerzenia katalogu gier objętych dopłatami. "Rozmawiałem z ministrem Kapicą jako szef komisji finansów publicznych, prosząc go o uzasadnienia dla tego pomysłu" - powiedział.

Po raz kolejny Chlebowski spotkał się z Kapicą w listopadzie 2008 r. i jak - zaznaczył - rozmawiali o pomyśle obniżenia podatku dla wideoloterii. Chlebowski był temu przeciwny. "Gdyby weszła w życie ulga na wideoloterie, to w każdym punkcie, gdzie przyjmowane są zakłady totolotka, można postawić maszynę hazardową, na której można prowadzić takie same gry, jak w salonie czy kasynie, bez żadnych ograniczeń" - powiedział.



Jak to było z Golden Play

Poseł powiedział również, że zupełnie inny charakter miały jego rozmowy z Kapicą, dot. firmy Golden Play (firma hazardowa związana z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem) i Filomtechniki (firmy hazardowej związanej z Janem Koskiem).

Z zeznań wiceministra finansów Jacka Kapicy przed hazardową komisją śledczą wynika, że 16 lipca 2008 r. spotkał się z Chlebowskim ws. wrocławskiej firmy Golden Play; firma ta starała się o przedłużenie zezwolenia na prowadzenie działalności, z czym miała problemy w związku z tym, że w Krajowym Centrum Informacji Kryminalnych są informacje dotyczące postępowań karnych prowadzonych wobec udziałowców oraz członków tej spółki. Minister finansów odmówił firmie przedłużenia dotychczasowych pozwoleń. Jednak w marcu 2009 r. Sąd Administracyjny rozstrzygnął kwestię na korzyść spółki.

"Jeżeli otrzymuję informację, że dane postępowanie administracyjne może w konsekwencji źle skończyć się dla budżetu państwa, to mam obowiązek pytać tylko po to, żeby ewentualnie ustrzec budżet przed potencjalnymi stratami. Tak, zasygnalizowałem ministrowi finansów niebezpieczeństwo uznając, że może to w przyszłości kosztować budżet państwa" - powiedział Chlebowski.

Dodał, że minister finansów wydał negatywną opinię dla Golden Play i po kilku miesiącach przegrał przed wojewódzkim sądem administracyjnym i "Skarb Państwa zwraca kilkanaście tysięcy zł odszkodowania". "Przecież to są publiczne pieniądze, pieniądze podatników. To, z czym nie możemy sobie poradzić, to z błędnymi decyzjami urzędników, których też trzeba usprawiedliwiać, bo oni też często działają w gąszczu skomplikowanych przepisów" - mówił Chlebowski.

Chlebowski był też pytany o jego słowa: "prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek", jakie pojawiają się w stenogramach podsłuchów z jego rozmowy z Sobiesiakiem 20 lipca 2008 roku. Posłanka PiS Beata Kempa zwracała uwagę, że trzy dni wcześniej, w czwartek 17 lipca, odbywały się obrady komitetu stałego Rady Ministrów, podczas których wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld zgłosił uwagi do projektu ustawy o grach i zakładach wzajemnych.



Chlebowski oświadczył, że nie jest w stanie powiedzieć, o jaką wojnę chodziło. "Nie jestem w stanie przypomnieć sobie szczegółów rozmów, co do których nie przywiązywałem wagi, tym bardziej, że te rozmowy nie rodziły żadnych konsekwencji, nie rodziły podejmowanych przeze mnie żadnych działań" - tłumaczył polityk.

To była wielka polityczna nagonka

Przypominając dzień 1 października ub.r., gdy "Rzeczpospolita" opublikowała artykuł o tzw. aferze hazardowej, powiedział, że w ciągu kilku godzin z "człowieka, który uczciwie żył i pracował", stał się lobbystą podejrzanym w aferze hazardowej. "Przeżyłem szok" - mówił Chlebowski. Ale - jak dodał - nie miał pojęcia, co czeka go dalej. Według niego "rozpętano gigantyczną polityczną nagonkę", której celem był atak na niego i Platformę Obywatelską.

Przypominał też swoją konferencję prasową zaraz po ujawnieniu afery, na której tłumaczył się z zaangażowania w prace nad ustawą hazardową. "Szkoda, że z tej konferencji w świadomości opinii publicznej przebił się tylko jeden gest: zdenerwowany, poniesiony emocjami przewodniczący Chlebowski ociera pot ze swojego czoła; żałuję, że z tej konferencji nie przebiła się żadna merytoryczna treść" - mówił.

Ubolewał ponadto, że tylko raz wyemitowano w jednej ze stacji telewizyjnych wypowiedź Jana Koska, w której ten, zapytany, czy coś załatwiał z Chlebowskim, odpowiedział, że "tylko ktoś, kto nie zna przewodniczącego Chlebowskiego może mu zarzucić, że można z nim coś załatwić; ja go znam - z nim się nigdy nic nie udało załatwić".

Chlebowski stwierdził, że nigdy nie nadużywał mandatu. "Nigdy nie nadużywałem swoich poselskich uprawnień" - dodał. Jak zaznaczył, w czasie, gdy był posłem i wówczas, gdy przez dwa lata szefem komisji finansów publicznych, odbył "setki, a nawet tysiące spotkań z przedstawicielami różnych środowisk, grup społecznych, zawodowych i indywidualnymi ludźmi". Dodał, że odbył też tysiące rozmów telefonicznych z firmami i przedsiębiorcami, zgłębiał wiedzę dot. różnych branż gospodarki. "Tak traktowałem swoje poselskie obowiązki w trosce o dobro wspólne" - powiedział.

Przypomniał o roli opozycji

Chlebowski podczas swojego słowa wstępnego przytaczał obszerne fragmenty analizy CBA, która dotyczyła prac nad zmianami w prawie hazardowym w czasie rządów PiS. Materiał ten w niekorzystnym świetle stawia m.in. wiceszefa PiS Przemysława Gosiewskiego.

Wynika z niego, że nowelizacja ustawy hazardowej przekazana w 2006 r. przez Gosiewskiego do Ministerstwa Finansów była przygotowana przez Totalizator Sportowy. Jednak rozwiązania zawarte w tym projekcie nie były korzystne dla państwowego monopolisty, ale dla prywatnej firmy Gtech, która z nim współpracowała. Dokument kwestionowany jest przez Mariusza Kamińskiego, który kierował Biurem w czasie, gdy materiał ten powstawał. Według niego, nie jest to nawet analiza, ale zestawienie doniesień medialnych.

Chlebowski pytał, dlaczego w tym czasie CBA nie założyło żadnych podsłuchów, mimo że w tle pojawiały się gigantyczne pieniądze. Pytał, czy ówczesny szef Biura był "ochroniarzem osób i działań opisanych w tej analizie".

Zachęcał, by na dwóch szalach postawić dwa raporty CBA - ten, którego fragmenty przytoczył, oraz ten opisujący jego rozmowy z biznesmenami z branży hazardowej. Ocenił, że raport dotyczący jego osoby zawiera zmanipulowane podsłuchy, w którym - jak oświadczył - Kamiński ucieka się do kłamstwa. Z kolei druga analiza - jego zdaniem - pokazuje konkretne podejmowane działania.



Kto jeszcze znał Sobiesiaka

Powiedział, że nie przypomina sobie, by znał córkę Sobiesiaka Magdalenę. "Widziałem jej CV jako osoby wykształconej, ale nie znam bliżej córki pana Sobiesiaka" - dodał. Przyznał, że parę miesięcy temu Sobiesiak rozmawiał z nim o ewentualnej pracy dla córki i stąd otrzymał jej CV. Jednak - jak zapewnił - "nigdy w tej sprawie nie podjął żadnych działań".

Chlebowski powiedział też, że Sobiesiaka znają również politycy Lewicy, którzy - według niego - grają z nim w golfa, jak także politycy PiS. "Nawet są tacy politycy z kierownictwa Prawa i Sprawiedliwość, którzy pracowali u pana Sobiesiaka. (...) Dla mnie to nie jest coś dziwnego, coś naprawdę nadzwyczajnego. Nie potępiam polityków ani Lewicy, ani polityków PiS-u, którzy znają Ryszarda Sobiesiaka. Znam też wielu przyzwoitych ludzi, którzy go znają, bo to jest człowiek, który w środowisku wrocławskim jest osobą znaną. Nie tylko z hazardu. To były piłkarz, były właściciel klubu piłkarskiego" - mówił Chlebowski.

Dopytywany w późniejszej części przesłuchania Chlebowski powiedział, że Sobisiak zna Jerzego Szmajdzińskiego (Lewica) oraz Ryszarda Czarneckiego. Dodał, że według jego wiedzy - jak zastrzegł zasłyszanej - Ryszard Czarnecki był również "pracownikiem" dolnośląskiego biznesmena. W przesłanym PAP oświadczeniu Czarnecki stanowczo zaprzeczył tym informacjom. "Stwierdzam stanowczo, że pan Chlebowski - jeden z głównych bohaterów afery hazardowej - kłamie. Być może sugerując bliskie kontakty, nie tylko swoje, ale i innych polityków z panem Ryszardem Sobiesiakiem, były lider KP PO chce odwrócić uwagę od siebie" - napisał Czarnecki.