Karę trzech tysięcy złotych wymierzył w czwartek Sąd Okręgowy w Gdańsku b. prezesowi PZU Życie Grzegorzowi Wieczeczakowi za niestawienie się w roli świadka w procesie dotyczącym afery finansowej w kościelnym wydawnictwie Stella Maris.

Sędzia Aneta Szteler-Olszewska wyjaśniła, że Wieczerzak nie usprawiedliwił swojej nieobecności, a o terminie rozprawy został powiadomiony prawidłowo.

Wieczerzak jako świadek miał być pytany o swoją wiedzę na temat działalności spółki PZU Development, która według prokuratury była jednym z klientów firm konsultingowych z Gdyni należących do jednego z oskarżonych w procesie Stella Maris J.B. (sąd pozwolił jedynie na podawanie inicjałów oskarżonych).

Wieczerzak został prezesem PZU Życie w kwietniu 1998 r. za rządu AWS-UW. Sprzeciwiał się sprzedaży PZU konsorcjum Eureko BV i BIG Banku Gdańskiego, wspólnie z prezesem PZU Władysławem Jamrożym próbował doprowadzić do przejęcia BIG Banku Gdańskiego przez Deutsche Bank, za co Eureko usiłowało pozbawić go fotela prezesa PZU Życie. Odwołany został w kwietniu 2001 r., a trzy miesiące później został zatrzymany pod zarzutem działania na szkodę PZU Życie. Do dziś w tej sprawie nie zapadł żaden wyrok sądowy.

Stella Maris była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła

Dwóch głównych oskarżonych w procesie Stella Maris to 60-letni b. kapelan abp. Gocłowskiego i jego pełnomocnik w Stella Maris, ks. Z.B. oraz 45-letni b. dyrektor wydawnictwa, syn znanego trójmiejskiego adwokata T.W. Odpowiadają przed sądem za współudział w przywłaszczeniu w latach 1997-2001 mienia ponad 20 spółek handlowych na kwotę ponad 67 mln zł, pranie pieniędzy oraz uszczuplenia podatkowe na szkodę Skarbu Państwa w wysokości kilkunastu milionów złotych. Grozi im do 10 lat więzienia.

Według prokuratury, afera Stella Maris polegała na tym, że firmy konsultingowe J.B. i jego oskarżonego wspólnika K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo, których wykonanie powierzali z kolei kościelnemu wydawnictwu. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami.

Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach archidiecezji gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła.