Włodzimierz Olewnik zeznał w piątek przed sejmową komisją śledczą, że różni naciągacze, którzy obiecywali mu pomoc w odnalezieniu porwanego syna, wyłudzili od niego 1-1,2 mln zł. "Detektyw Rutkowski oszukał mnie na milion złotych" - dodał Olewnik. Mam dziś wyrzuty sumienia, że ufałem policji i prokuraturze - mówił Włodzimierz Olewnik, ojciec porwanego i zamordowanego Krzysztofa. Dodał, że jest pewien, iż porywacze i zabójcy nie działali sami - jego zdaniem mieli mocodawców.

"Droga do nich może prowadzić przez tych, którzy tyle lat ukrywali prawdziwych sprawców" - dodał Olewnik. Podkreślił, że mówi to w przeddzień szóstej rocznicy zamordowania syna, po prawie dwóch latach więzienia go w nieludzkich warunkach.

Nie ma on wątpliwości, że parasol ochronny nad porywaczami roztoczyli policjanci kierujący specjalną grupą operacyjno-śledczą: Remigiusz M., Henryk S. i Krzysztof L. (dziś mają zarzuty zaniedbań w śledztwie, przed komisją odmówili zeznań - red.).

"Chylę czoła przed wszystkimi funkcjonariuszami policji, którzy rzetelnie, uczciwie pełnią swoją służbę i należycie wypełniają swoje obowiązki" - powiedział Olewnik, dziękując policjantom z CBŚ w Olsztynie, którzy po latach wykryli sprawców morderstwa. "Jeżeli M. mówi o splamionym mundurze policjanta to niech go sobie wypierze, bo on jest splamiony krwią mojego syna" - powiedział.

Dziękował komisji i mediom za to, że jego tragedia została nagłośniona

"Wierzę, że dzięki temu choćby nawet za kilka lat znajdą się ludzie, którzy powiedzą prawdę" - dodał.

Włodzimierz Olewnik uważa, że policjanci, którzy już kilka dni po porwaniu Krzysztofa mieli operacyjne wiadomości o prawdziwych sprawcach i "ukryli" te informacje przed prokuraturą, "tak naprawdę chronili tych sprawców". "Dziś, po lekturze akt operacyjnych, wiem, że Krzysztof mógłby żyć. Wiem dziś, że nasze prośby kierowaliśmy do niewłaściwych ludzi z organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości" - mówił. "Ze strony policji było to świadome i celowe działanie w celu niewykrycia sprawców. Na to się nie godzę!" - oświadczył posłom z komisji i powtórzył to w rozmowie z dziennikarzami.

Ojciec Krzysztofa Olewnika z wyrzutem mówił: "policja i prokuratura nadzorowały swoją pracę, ale co to za nadzór, skoro przez 4 lata nie sporządzono nawet porządnego planu śledztwa". "Jutro minie 6 lat od dnia, kiedy oprawcy zamordowali mojego syna, po prawie 2 latach przetrzymywania go w nieludzkich warunkach" - dodał.

Włodzimierz Olewnik pytał też, czy za porwaniem syna nie stał układ polityczny

Przyznał, że wspierał finansowo zarówno policję, jak i partie polityczne, ale "każdego po równo", żeby nie było zarzutów stronniczości - "kupowało się cegiełki i na SLD i na PSL i na Samoobronę" - mówił.

"Nasza rodzina zawsze wykazywała się patriotyczną, obywatelską postawą. Niejednokrotnie gościliśmy u nas przedstawicieli świata polityki. Dlatego w obliczu tragedii zwracaliśmy się do ludzi ze świata władzy o pomoc. Prosiliśmy o nią ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza, wiceministra Andrzeja Brachmańskiego, ministrów sprawiedliwości: Grzegorza Kurczuka, Marka Sadowskiego i Andrzeja Kalwasa, ministra-koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego, posła Andrzeja Piłata, czy Jolantę Szymanek-Deresz. Żaden nam nie pomógł, ale też nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej za bezczynność. Taka odpowiedzialność w Polsce nie istnieje" - mówił przed komisją.

Kalisz odpowiedział na te zeznania oświadczeniem

Zapewnił w nim, że - jako minister SWiA - uczynił "wszystko co było w zakresie jego możliwości i kompetencji". Dodał, że w czasie spotkania obowiązywała go tajemnica państwowa, więc nie mógł szczegółowo informować, co robią w sprawie odpowiednie służby. "Ufam, że w wyniku działań komisji śledczej oraz właściwych służb publicznych wszelkie zaniedbania w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika zostaną wyjaśnione" - napisał Kalisz.



Wątek polityczny w całej sprawie Włodzimierz Olewnik upatruje w tym, że - jak powiedział - kilkakrotnie od ludzi związanych ze światem polityki miał biznesowe propozycje kupna zakładów mięsnych (w tej branży Olewnik prowadzi działalność gospodarczą - red.), ale wszystkie te propozycje odrzucał, bo uznawał je za "śmierdzące". "Być może to, że je odrzucałem ma jakiś związek" - dodał.

Wyjaśnił potem, że miał na myśli nieżyjącego już wicekomendanta wojewódzkiego mazowieckiej policji Macieja Książkiewicza, który pewnego razu zaprosił go do loży VIP w czasie zawodów konnych. "Był tam Waldemar Pawlak" - mówił Olewnik dodając, że nie skorzystał z zaproszenia. Dodał, że nie chciał uczestniczyć w biznesie proponowanym przez Książkiewicza, bo - jak wyjaśnił - nie lubi spółek.

Posłowie interesowali się okolicznościami organizacji przyjęcia u Krzysztofa Olewnika 26 października 2001 r., po którym został on porwany. Według ojca, inicjatywa organizacji spotkania wyszła od Wojciecha K., komendanta posterunku w Drobinie, od dłuższego czasu znającego się z rodziną.

Spotkanie miało być okazją, by Krzysztof Olewnik i jego wspólnik Jacek Krupiński (dziś podejrzany o pomoc w porwaniu) mieli przeprosić policjanta z drogówki, który miał być przez nich źle potraktowany w czasie kontroli drogowej. Wojciechem K. następnie zainteresowało się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych w związku z podejrzeniem, że wynosi policyjne informacje ze śledztwa i działa na własną rękę.

"To miało być spotkanie na przysłowiowej wódce i grillu. Zgodziłem się na takie spotkanie w piątek. Urządziliśmy grilla w sobotę na tarasie przed domem Krzysztofa" - oświadczył Włodzimierz Olewnik. Zeznał, że był zaskoczony, gdy okazało się, że ów policjant z drogówki w ogóle nie pojawił się na imprezie, a byli inni policjanci. "Wojciech K. mówił, że coś mu wypadło i nie mógł przyjść" - dodał.

Już po imprezie, gdy okazało się, że Krzysztofa nie ma w domu (pojechał rozwozić gości, wrócił do swej willi i z niej zniknął), to Krupiński powiedział W. Olewnikowi, że syna nie ma w domu.

"Od samego wejścia do domu zaniepokoiły mnie dwie rzeczy. Drzwi balkonowe były otwarte z klamką w pozycji zamkniętej. To było wejście do basenu. Krzyknąłem: "słuchajcie, te drzwi były otwarte!". Drugim spostrzeżeniem były słowa mojego pracownika ochrony: szefie, niech pan pójdzie zobaczyć, coś się dzieje z Jackiem Krupińskim, on nie zachowuje się normalnie" - mówił w piątek ojciec.



Na drugi dzień zgłosił się do niego Remigiusz M. - szef policyjnej grupy. W. Olewnik podkreślił, że M. już w pierwszych dniach dysponował billingami połączeń z telefonu Krupińskiego z numerem porywaczy, ale nie włączył tej informacji do akt sprawy i ukrył te ważne wiadomości. "Później zapewniał mnie, że Krupiński nie ma ze sprawą nic wspólnego" - tym W. Olewnik uzasadnił utratę zaufania do policji.

Jak się potem okazało, zaufanie utracił też do biura detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego, którego pracownik - jak oświadczył Olewnik - wyłudził od niego milion złotych na rzekomą pomoc w sprawie. "Różni naciągacze, którzy obiecywali mi pomoc w odnalezieniu porwanego syna, wyłudzili 1-1,2 mln zł" - dodał.

Olewnik opowiadał, jak starał się dostać do ministra Zbigniewa Siemiątkowskiego w jego biurze poselskim w Płońsku, gdzie nie mógł go spotkać. "Ale poseł Siemiątkowski sporządził interpelację do MSWiA w tej sprawie i dostał pan odpowiedź?" - pytał poseł Leszek Aleksandrzak (Lewica). "Ale ja liczyłem na to, że on chwyci za telefon, zadzwoni na policję i powie: słuchajcie, tak coś się dzieje nie w porządku" - odparł Olewnik.

Włodzimierz Olewnik uważa, że w porwaniu jego syna chodziło o coś więcej niż okup

"Tak długo nie przetrzymuje się porwanego" - powiedział, odpowiadając na pytanie Grzegorza Karpińskiego (PO). Porywacze więzili Krzysztofa Olewnika prawie dwa lata. We wrześniu 2003 r. został on zamordowany.

"Zastanawiam się od początku jak to możliwe, że na imprezie u Krzysztofa Olewnika było wielu policjantów i pracowników ochrony, a mimo to bandyci - ukryci nieopodal w polu kukurydzy - nie poniechali zamiaru porwania i go dokonali" - z taką refleksją zwrócił się do Olewnika szef komisji Marek Biernacki (PO). Włodzimierz Olewnik przyznał, że to dziwne.

W przerwie posiedzenia poseł Dera zastanawiał się nad motywacją porywaczy i policjantów, którzy tak długo nie dotarli do sprawców. "Może był to interes w rodzaju finansowego, by więcej wyciągnąć?" - spekulował.

Ojciec Krzysztofa Olewnika zastanawiał się też, skąd porywacze wiedzieli o poczynaniach rodziny poszukującej syna, np. gdy przygotowywał się do przekazania okupu porywaczom - a było tych prób kilka, bo bandyci nie podejmowali okupu. "Kto wiedział o tym, że pieniądze na pierwszy okup będą fałszywe?" - pytali posłowie. "Tylko policjant Wojciech K. wszedł do pomieszczenia, w którym kserowałem banknoty" - odparł Olewnik. Wcześniej potwierdził on, że słyszał, iż jeden z porywaczy Robert Pazik (powiesił się w celi skazany za morderstwo) był informatorem Wojciecha K.

Nie było to ostatnie przesłuchanie Włodzimierza Olewnika, w przyszłości ma on jeszcze przed komisją złożyć zeznania na temat problemów we współpracy z policyjną grupą zajmującą się porwaniem.