Jedną z przyczyn drugiej fali pandemii na Słowacji były masowe wyjazdy na nielegalne wesela w Małopolsce oraz na zakupy do Jabłonki i Nowego Targu – taką wersję wydarzeń na początku jesieni publicznie podawali słowaccy politycy.
Przez kilka tygodni internet nabijał się z „nieodpowiedzialnych Orawiaków”, a Polska po raz kolejny stała się symbolem kraju niemalże Trzeciego Świata, co negatywnie odbiło się na kondycji branż współpracujących ze Słowakami (handel i turystyka). Problem w tym, że zjawiska podziemnych wesel żaden urząd nie potwierdza. Nie zadziałały też transgraniczne procedury zgłaszania zagrożeń, które powinny być stosowane w takich przypadkach.
Dzięki kombinacji powszechnego testowania i lockdownu Słowacja powoli wychodzi z drugiej fali pandemii i likwiduje ograniczenia. Otwarto już kina i kościoły. Słowakom na długo zapadną jednak w pamięć okoliczności nagłego wzrostu zakażeń, a zaufanie do Polski trudno będzie odbudować.
– Autobus pełen ludzi jedzie do Polski, tam jest wesele i bez jakiejkolwiek kontroli jadą z powrotem – mówił wiceprzewodniczący parlamentu Juraj Šeliga. I dodawał, że „zakupy w Polsce są czymś, bez czego się da żyć”. W podobnym duchu wypowiadał się premier, a narrację podsycały media. Słowa te padały w czasie, gdy poziom zakażeń na Podhalu był o wiele niższy niż na Orawie. Mieszkańcy słowackiej Suchej Góry, robiąc zakupy w pobliskim Chochołowie, byli zatem mniej narażeni na ryzyko, niż jadąc do sklepu w Twardoszynie, będącego ogniskiem zakażeń.
O to, czy zjawisko masowych koronawesel Słowaków w Polsce miało miejsce i jakie procedury w związku z tymi doniesieniami podjęto, zapytaliśmy ok. 20 polskich służb i instytucji, w tym policję, sanepid, urzędy marszałkowski i wojewódzki, lokalne samorządy. Wszystkie zaprzeczyły, zastrzegając, że same takiego zjawiska nie zaobserwowały, ale też słowaccy partnerzy im tego nie zgłosili. – Nie mam takich informacji. Nie przypominam sobie, aby którekolwiek z kontrolowanych wesel było organizowane przez obywateli Republiki Słowacji – komentuje Roman Wieczorek, rzecznik policji w powiecie tatrzańskim.
– Urząd gminy nie posiada danych dotyczących wesel odbywających się na terenie gminy Czarny Dunajec. Z poczynionego rozeznania oraz obiegowych opinii wynika, że problem masowego organizowania wesel przez obywateli Słowacji na terenie naszej gminy nie wystąpił – dodaje Michał Jarończyk z samorządu Czarnego Dunajca.
Odpowiedzi pozostałych instytucji były w podobnym tonie. Zjawiska najazdu Słowaków do Małopolski w tym czasie nie potwierdziły również obserwacje na miejscu, w tym rozmowy z mieszkańcami pogranicza. Problem był raczej odwrotny. Dobra pogoda na początku października była ostatnią okazją, by zachęcić Słowaków do przyjazdu na wycieczkę do Zakopanego czy w polskie Tatry. Mieszkańcy Suchej Góry, Trzciany czy Dolnego Kubína, którzy od dawna czekali na okazję skorzystania z transgranicznych połączeń autobusowych uruchomionych niedawno przez województwo małopolskie, zgodnie zapowiadali, że wyjazdy do Polski odłożą na czas po wygaśnięciu pandemii.
W dyskusji na słowackich forach internetowych część mieszkańców przekonywała, że pojedyncze wesela w Polsce mogły mieć miejsce, a zaprzeczenia polskiej instytucji równie dobrze mogą świadczyć o urzędowym bałaganie. W takim razie pojawia się inne pytanie: skoro politycy wiedzieli o masowych zakażeniach swoich obywateli w polskich domach weselnych, dlaczego nikt tego nie zgłosił Polakom? Kontakt z nimi mogli mieć przecież polscy właściciele i obsługa lokalu, których należałoby w tej sytuacji poddać kwarantannie. O taką współpracę zapytaliśmy urzędy: małopolski wojewódzki, powiatowy w słowackim Twardoszynie oraz krajowy w Żylinie (odpowiednik marszałkowskiego). Z Krakowa przyszła zdawkowa odpowiedź, że nikt takiego zagrożenia nie zgłaszał. Urzędy w Twardoszynie i Żylinie zignorowały pytania DGP. Nieoficjalnie usłyszeliśmy od urzędników z Żyliny, że nie mają regularnego kontaktu z kolegami z Krakowa.
Niepotwierdzone oskarżenia pod adresem Polski wpisują się w częstą narrację o naszym kraju jako sympatycznym, ale przaśnym, w którym nie działają procedury, jedzenie jest zatrute i jest pełno cwaniactwa. Jesienne wypowiedzi o covidowych weselach pogłębiły za to problemy w handlu i turystyce transgranicznej. Małopolscy urzędnicy nie prostowali sytuacji w słowackich mediach, nie śledzili tamtejszej prasy, a o sytuacji dowiedzieli się od polskich dziennikarzy. Rzecznik urzędu Michał Drewnicki zapewnia, że współpraca z krajem żylińskim przebiega bez zakłóceń. Przyszłość wspólnych projektów jest jednak niepewna. Dotyczy to także przewozów autobusowych i wymiany doświadczeń w walce ze smogiem.