Gdy jego małe dzieci były niegrzeczne, kazał im się uczyć na pamięć tytułu pracy magisterskiej: „Absolut epistemologiczny i komunikacja intersubiektywna u Kartezjusza i Husserla”. Ciężko to powtórzyć dorosłemu, a jeszcze trudniej zrozumieć. Pracę tę Marcin Król, zmarły w środę wieczorem, napisał u jednego z najwybitniejszych filozofów XX w. – Leszka Kołakowskiego.
Patrząc na ostatnie pół wieku historii Polski, można stwierdzić, że w pewnym sensie (często sam używał tego określenia podczas wykładów) wszystko było „winą Króla”. To on był jedną z ważniejszych postaci Marca ’68; pokazał wtedy, że „warto być przyzwoitym” – za co trafił do więzienia. To on pod koniec lat 70. zakładał pismo „Res Publica”, które ukazywało się w drugim obiegu. To on był jednym z doradców Solidarności w 1980 r., brał też udział w rozmowach Okrągłego Stołu. I wreszcie, był jednym z doradców premiera Tadeusza Mazowieckiego. Jak sam przyznawał – wtedy był polityki najbliżej. Ale po tych doświadczeniach zrezygnował z niej, tłumacząc, że „zmusza (ona) do porzucenia pewnych zasad na rzecz skuteczności działania”. Król tego nie lubił.
„Winą” Marcina Króla było też to, że miał przemożny intelektualny wpływ na środowisko gdańskich liberałów, co w dużej mierze zaowocowało radykalną wersją transformacji gospodarczej po 1989 r. Wreszcie w 2014 r. wywiadem „Byliśmy głupi” w „Gazecie Wyborczej” jako pierwszy człowiek tego obozu publicznie skrytykował polską wersję neoliberalizmu.
Innym słowem, którego często używał w swoich wykładach, było „roztropny”. Roztropności Marcina Króla będzie brakować. Zostawił po sobie roztropne książki. Warto po nie sięgać.