Uwe Corsepius jest szefem V departamentu Urzędu Kanclerskiego w Berlinie odpowiedzialnego za politykę europejską. To z nim przyjdzie się zmierzyć polskim i węgierskim dyplomatom w walce o unijny budżet
Stroniący od fleszy i pozostający w cieniu 60-latek należy do kręgu najbardziej zaufanych doradców szefowej rządu. „Tępe narzędzie Merkel” – tak określił Corsepiusa jeden z brukselskich dyplomatów cytowanych anonimowo przez portal internetowy Politico. Wbrew pozorom nie była to obelga i niepochlebna recenzja możliwości intelektualnych niemieckiego urzędnika, tylko raczej podsumowanie sposobu, w jaki działa. Corsepius wychodzi z założenia, że „to, co dobre dla Niemiec, jest dobre dla Europy”. Odkąd zyskał wpływ na Angelę Merkel, stara się kształtować unijną politykę Berlina z niezachwianą wiarą w tę hipotezę. Ocena jego skuteczności zależy jednak od kraju, w której jest formułowana. Niemieckie media piszą o nim per „tajna broń”, „Pan Nie” czy porównują wręcz do agenta 007 „jej Kanclerskiej Mości” i uważają za jednego z najefektywniejszych graczy na unijnej scenie. Jako dowody podają twarde stanowisko Niemiec podczas kryzysu strefy euro, zarządzanie kryzysem migracyjnym czy próbę ratowania Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy (TKE) za pośrednictwem Deklaracji berlińskiej. Corsepius jest uważany za ghostwritera tego dokumentu. Wśród jego cnót jednym tchem jest wymieniane to, że mówi „jak urzędnik ministerstwa finansów”, nie ukrywa, że chodzi mu przede wszystkim o interes Niemiec oraz że jest całkowicie pozbawiony dyplomatycznego wdzięku. Nic dziwnego. W odróżnieniu od przytłaczającej większości niemieckich biurokratów wyższego szczebla zajmujących się polityką europejską Corsepius nie wywodzi się z MSZ. Właściwie całe swoje życie zawodowe spędził przy berlińskiej Willy-Brandt-Strasse 1 – czyli w Urzędzie Kanclerskim. Zaczynał w 1994 r. – jeszcze w czasach Helmuta Kohla. Za socjaldemokraty Gerharda Schroedera piął się po szczeblach kariery, a kiedy w 2005 r. jego szefową została Angela Merkel, negocjował unijny budżet na lata 2007–2013. Niedługo potem, w uznaniu zasług, został awansowany na szefa departamentu 5., gdzie konsekwentnie odbierał MSZ kompetencje w polityce europejskiej. W latach 2011–2015 pożegnał się na krótko z biurem, z którego okna widać Berlin Hauptbahnhof, by kierować sekretariatem generalnym Rady Unii Europejskiej. Brukseli nie pokochał. I z wzajemnością. Wyjeżdżając, stwierdził, że woli pracować w Berlinie za ułamek unijnej pensji. Z kolei jego koledzy i współpracownicy w Belgii nigdy do końca nie zaakceptowali jego szorstkiego sposobu bycia i tego, że mówił tylko łamaną francuszczyzną i posługiwał się zazwyczaj niemieckim i angielskim. Poza RFN jego zdolności negocjacyjne nie wzbudzają jednoznacznego podziwu. – Corsepius ma bardzo prostą taktykę: przedstawia swoje stanowisko, jakby nie było dla niego alternatywy. Niekiedy – gdy ma do czynienia z niedoświadczonymi, nieprzygotowanymi merytorycznie lub zakompleksionymi partnerami, jest to skuteczne – mówi w rozmowie z DGP była urzędniczka polskiego KPRM zajmująca się współpracą międzynarodową, prosząc o zachowanie anonimowości. – Przypisywane mu sukcesy są jednak czasami próbą ratowania twarzy Niemiec po tym, gdy Berlin zbyt długo naciskał na jakieś rozwiązanie, absolutnie ignorując stanowiska i interesy innych państw. Corsepius niejednokrotnie musiał rozwiązywać problemy, które sam stworzył – dodaje. Przykładem może być plan ratunkowy dla Grecji podczas kryzysu strefy euro. Niemcy początkowo twardo opowiadały się przeciwko niemu, by następnie zmienić zdanie i stwierdzić, że nie ma alternatywy dla rozwiązania zupełnie przeciwnego – bailoutu. Efektem ubocznym tego działania było powstanie partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), co trwale zdestabilizowało niemiecką scenę polityczną. Innym przykładem kierowania się względami polityki wewnętrznej i próbą „uwspólnotowienia” niemieckich problemów było forsowanie kwot migrantów. Corsepius, a za nim Angela Merkel, nie docenił wówczas oporu krajów Europy Środkowo-Wschodniej – co przyznają nawet przychylni mu komentatorzy niemieccy. Nie oznacza to jednak, że można go lekceważyć.
– Corsepius ma niepodważalną pozycję polityczną i pełne poparcie Angeli Merkel. Jest też zawsze perfekcyjnie przygotowany od strony merytorycznej. Znakomicie orientuje się w procedurach unijnych. Charakterystyczne jest również to, że szykując się do rozmów z konkretnym politykiem z kraju partnerskiego, zbiera informacje o jego pozycji w hierarchii władzy, otoczeniu politycznym i urzędniczym. Istniejące kontakty robocze na szczeblu doradców pomagają nieraz znaleźć rozwiązanie problemu, który wydawał się nie do pokonania – mówi DGP Anna Kwiatkowska, kierowniczka Zespołu Niemiec i Europy Północnej z warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. – Z obserwacji modus operandi Corsepiusa wynika, że również w przypadku negocjacji dotyczących unijnego budżetu strona niemiecka będzie dążyć do wyciszania sporu, prowadząc rozmowy bilateralne lub w małych grupach i proponując ograniczone ustępstwa. Jednym z możliwych rozwiązań, o których się mówi, jest np. dodatkowa deklaracja w sprawie praworządności lub koncesje w innych kwestiach, jak chociażby ochrona klimatu – konkluduje ekspertka OSW.
Corsepius wychodzi z założenia, że „to, co dobre dla Niemiec, jest dobre dla Europy”