Podczas środowej demonstracji w bardzo wielu aspektach mieliśmy do czynienia z całym szeregiem naruszeń przepisów przez policjantów - przekazała w czwartek liderka Strajku Kobiet Marta Lempart. Dodała, że funkcjonariusze m.in. odmawiali podawania numeru służbowego, dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali podstawy prawnej swoich działań, czy zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących.

Jak przekazała podczas czwartkowej konferencji liderka Strajku Kobiet Marta Lempart, w środę "mieliśmy do czynienia z sytuacją bezprecedensową".

"Nie w momencie, kiedy panowie w policyjnych mundurach gazowali demonstrantów i pałowali demonstrantki. Bezprecedensowa sytuacja zdarzyła się wtedy, kiedy prywatna osoba, pan wicepremier Kaczyński, pan poseł Kaczyński zarządził, że zajmie sobie kilkanaście ulic barierkami" - mówiła Lempart.

Jak podkreśliła nikt w urzędzie miasta nie słyszał nic o żadnym zajęciu terenu i nikt się o żadne tego typu zgody nie zwracał.

"Ważniejsze w tej sytuacji jest to, że panowie w policyjnych mundurach przejęli prywatne zlecenie od pana Kaczyńskiego, ochrony tych barierek, czyli w momencie, kiedy powinni byli oczywiście odmówić jego wykonania, do czego zobowiązuje ich ustawa o policji, przyjęli prywatne zlecenie. To jest standard węgierski. Pan Victor Orban też ma takich prywatnych ochroniarzy i z tym mieliśmy do czynienia wczoraj" - powiedziała liderka Strajku Kobiet.

W jej opinii w trakcie środowego protestu "ostatecznie skompromitowała się formacja, która powinna być formacją państwową. Natomiast stała się formacją partyjną, bo przyjęła zlecenie prywatne". "Służyli jako prywatna armia, łamiąc oczywiście ustawę o policji w bardzo wielu aspektach, bo mieliśmy do czynienia z całym szeregiem naruszeń przepisów" - przekazała Lempart.

Jako przykład zachowań policjantów wymieniła odmawianie podawania numeru służbowego, czy imion i nazwisk. "Policjanci nie mieli naszywek. Dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali podstawy prawnej faktycznej swoich działań, a poza tym zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących" - mówiła Lempart.

Zaznaczyła też, że żeby odebrać demonstrującym prawo do gromadzenia się musi być spełniony warunek ustawowy tzn. musi być to uregulowane ustawą i musi być spełniony warunek stanu nadzwyczajnego, którego w Polsce nie ma.

Dodała również, że w momencie, kiedy policja zaczęła wydawać komunikaty do zgromadzonych, dotyczące rozejścia się, protestujący rzeczywiście chcieli się rozejść i zastosowali się to tego polecenia. "Policja właśnie wtedy zaatakowała demonstrujących" - stwierdziła Lempart.

Następnie jak wynika z relacji organizatorów protestu otoczyła ludzi szczelnym kordonem, żeby ich sprowokować do ataku na funkcjonariuszy.

Z relacji organizatorów, którą przedstawili podczas czwartkowej konferencji wynika także, że kiedy policja odcięła wszystkie drogi wyjścia, wzywając ludzi do rozejścia się "doszło do takiej sytuacji, gdzie w tłum wchodzili policyjni prowokatorzy", którzy byli nie umundurowani.

"Wszyscy już pewnie widzieli te filmy, zdjęcia panów, którzy ubrani byli w jeansy, dresy, bluzy, w czapeczki, albo po prostu z łysymi głowami. Kiedy pojawili się w tłumie na pl. Powstańców, my protestujący myśleliśmy, że to jest jakaś grupa nazioli, biegająca sobie po ulicach, która wdarła się między nas. Wyciągnęli w pewnym momencie pałki i zaczęli zupełnie przypadkowo nimi machać i uderzać" - wynika z relacji przedstawionej podczas konferencji.

Organizatorzy środowego protestu zaznaczyli jednocześnie, że był on pokojowy i niczym nie różnił się od pozostałych, które się już odbyły, dlatego nie było powodu, żeby używać siły i gazu wobec protestujących.

W trakcie konferencji poinformowano także o uruchomieniu komunikatora o nazwie "Telegram", gdzie zamieszczane są wszystkie wiadomości dotyczące tego, co się dzieje Warszawie. "Ta aplikacja została stworzona w Rosji podczas ogromnej fali protestów przeciwko Putinowi. To jest po prostu wynalazek na kraj autorytarny, gdzie na protestach wyłącza się internet" - przekazano.

Organizatorzy Strajku Kobiet zapowiedzieli też, że kolejna manifestacja odbędzie się 28 listopada oraz, że w środę policja zatrzymała około 30 osób.

W środę w Warszawie miały miejsce kolejne protesty związane z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Policja użyła gazu pieprzowego. Kilka osób zatrzymano w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej policjantów.