Dyskusję, której nie było w porządku obrad, zainicjowało przyjęcie w środę przez państwa członkowskie stanowiska do negocjacji z Parlamentem Europejskim w sprawie rozporządzenia, które mówi m.in. o ochronie unijnego budżetu przed ryzykami związanymi z naruszeniami praworządności.
Zaproponowane przez Komisję Europejską jeszcze w 2018 roku zapisy dotyczące warunkowości zostały zmienione przez niemiecką prezydencję, która chciała odblokować prace nad nimi. Berlinowi udało się pozyskać konieczną do tego większość państw członkowskich, ale kilka stolic z różnych powodów było przeciw przyjęciu stanowiska. Holandia uważa tekst za zbyt słaby, a Węgry za zbyt daleko idący.
Według źródeł unijnych państwa skandynawskie wskazały na szczycie, że chcą ostrzejszego podejścia niż to zaproponowane przez Niemcy. Polski premier Mateusz Morawiecki i premier Węgier Viktor Orban odparli, że byłaby to reinterpretacja porozumienia wypracowanego na szczycie UE w lipcu.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel uciął jednak dyskusje w tej sprawie - podał dyplomata znający kulisy rozmów.
Debatę o tych rozwiązaniach ma za to przeprowadzić w poniedziałek Parlament Europejski. W czwartek większość europosłów komisji wolności obywatelskich PE uznała niemiecką propozycję za "rozwodnioną i zbyt słabą". PiS przekonywało, że do proponowanych rozwiązań nie ma podstawy prawnej.