Na karę dożywotniego więzienia bez możliwości ubiegania się o warunkowe zwolnienie przed upływem 38 lat skazał w czwartek sąd w Londynie 36-letniego Zahida Younisa, który zabił dwie kobiety, a następnie przez wiele miesięcy trzymał ich zwłoki w lodówce.

Rozczłonkowane ciała 34-letniej Węgierki Henriett Szucs i 38-letniej Mihrican Mustafy, matki trojga dzieci, policja znalazła w lodówce w mieszkaniu Younisa w Canning Town we wschodnim Londynie w kwietniu 2019 r. Pierwsza z nich po raz ostatni była widziana w sierpniu 2016 r., druga - w maju 2018 r.

Jak wynika z przedstawionej przez prokuraturę wersji wydarzeń, Younis zabił Szucs w listopadzie 2016 r. i w tym samym dniu, w którym dokonał zbrodni, kupił - wyłącznie w celu trzymania tam ciała - lodówkę. Dokładnej przyczyny zgonu obu kobiet nie udało się ustalić, ale obrażenia wskazują, że przed śmiercią były ofiarą przemocy ze strony zabójcy.

Younis, który w 2004 r. poślubił w meczecie w północno-wschodnim Londynie 14-letnią dziewczynkę, a później dwukrotnie odsiadywał wyrok za przestępstwa seksualne wobec nieletnich, nie przyznał się do zbrodni, a jedynie do tego, że uniemożliwił zgodny z prawem i stosowny pogrzeb obu kobiet.

Jak wyjaśniał, Szucs zmarła w jego mieszkaniu pod jego nieobecność i nie poinformował o tym policji, gdyż wpadł w panikę i z pomocą lokalnego przestępcy rozczłonkował ciało i umieścił je w nowo zakupionej lodówce. Twierdził też, że dwa lata później ten sam przestępca wraz z innym mężczyzną przynieśli mu ciało Mustafy i kazali również ukryć w lodówce, ale jak ustalono w śledztwie, nie było to możliwe, bo jeden z tych mężczyzn w tym czasie przebywał w więzieniu.

Według prokuratury, Younis wyszukiwał na swoje ofiary kobiety, które miały różne problemy życiowe, łatwo poddające się manipulacjom i łatwo dające się uzależnić. I Szucs, i Mustafa były przez pewien czas bezdomne i miały problem z uzależnieniem od narkotyków. Obie przed śmiercią były z związkach ze sprawcą.

Zarówno podczas śledztwa, jak i podczas procesu i odczytywania wyroku, Younis nie okazywał żadnych emocji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)