W Stanach Zjednoczonych bilans dobowy potwierdzonych infekcji SARS-CoV-2 sięgnął w niedzielę 44 572. Od początku pandemii zdiagnozowano ich w całym kraju 5 686 305 - poinformował Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore.

Uczelnia podała, że w ciągu ostatniej doby przybyło 983 ofiar śmiertelnych, a od początku pandemii zmarło łącznie 176 583 osób.

W środowisku naukowym wciąż trwa debata nad ewentualną rolą osocza w leczeniu Covid-19. Stosuje się je w przypadku innych chorób zakaźnych, w tym wirusa eboli. Nie ma jednak zgody co do skuteczności metody w przypadku obecnej pandemii.

"Washington Post" przypomina, że skuteczność leczenia Covid-19 za pomocą osocza wydaje się obiecująca, ale pozostaje niepewna, dopóki naukowcy nie dysponują wynikami dokładnych badań klinicznych. Dziesiątki tysięcy leczonych pacjentów zostało włączonych do tzw. „programu rozszerzonego dostępu” zatwierdzonego przez Agencję Kontroli Leków i Żywności (FDA) i prowadzonego przez Mayo Clinic.

Według waszyngtońskiego dziennika Carlos del Rio z Emory School of Medicine w Atlancie w stanie Georgia ocenił, że nazwanie leczenia osoczem „przełomem” jest przesadą, ale nazwał plazmę „interesującą strategią”. Jego zdaniem dotychczasowe dane są „niezłą wskazówką”, że osocze może być pomocne, jednak „nie da się tym wygrać”.

Inny pogląd wyraża przytaczany przez gazetę Arturo Casadevall, szef mikrobiologii molekularnej i immunologii w Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health. Opowiedział się on za zezwoleniem na stosowanie osocza w nagłych wypadkach, argumentując, że może to nieco ułatwić dostęp do leczenia.

Brak zezwolenia ze strony FDA "utrudnia sprawę, szczególnie w szpitalach, które nie mają personelu, by wykonać całą dokumentację potrzebną do udziału w programie rozszerzonego dostępu” – podkreślił naukowiec.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)