Część środowiska „polskich narodowców” wyraziła przed II turą wyborów prezydenckich poparcie dla Andrzeja Dudy. Niech tam, każdemu wolno, ale ciekawe było główne przesłanie ich produdowego filmiku. Otóż, w skrócie, prezydent w realnej działalności właściwie kiepski i „nie nasz”, ale łączą go z nami wspólne wartości...
Dziennik Gazeta Prawna
Czyżby? Nie jest wartością wyznawaną przez narodowców bezwstydny nepotyzm PiS, traktowanie każdej instytucji państwowej, samorządowej czy prowadzonej z udziałem państwa jako własności partii politycznej – chyba że w myśli narodowej nastąpiła zmiana, którą przegapiłem.
O ile wiem, nie jest też wartością wywijanie cepem w sądach i Trybunale Konstytucyjnym. Jeżeli nawet założyć, że wiem źle, bo siły narodowe właśnie taki mają sen: upartyjnić, co państwowe, a chapsnąć dla swoich, ile wlezie, to przy takim założeniu narodowcy stają się niepotrzebni. Po co komu drugi „PiS”, tylko mniejszy?
Wartości, o których traktował filmik, to, rzecz jasna, sprawa seksedukacji i sekstolerancji. Nikt przytomny nie zaprzeczy, że wśród aktywistów frontu walki o postęp i tzw. europejskość nie brakuje nawiedzonych. Część z nich utożsamia bój o Polskę skąpaną w tęczy z bojem z prawicą (albo w ogóle z Polską). Tak, na tym polu bitwy możemy mówić, że istnieje wspólnota wartości Andrzeja Dudy i radykalnej prawicy, podobnie jak prawicy łagodnej i chyba sporej większości Polaków. Tylko że wagę skrajnego skrzydła tęczowej aktywności mierzy się w gramach, wagę koalicji rządowej – w tonach.
Wielu działaczy narodowych określa się mianem „wolnościowych”. Konsekwentnie powinni bronić i tej wolności, aby dorośli ludzie sami decydowali o płci swoich partnerów. Skupianie się nad tym samym problemem, który Duda rozdmuchał ponad wszelką miarę, i budowanie fikcyjnej wspólnoty wartości prezydenta i ruchu narodowego, to nawet nie był błąd. To była głupota.