- Warunki, które podyktowała UE spowodują, że skarb państwa straci połowiczną kontrolę nad rafinerią Lotosu. Poza tym mówienie o jakimś nowym energetycznym ważnym światowo podmiocie to fikcja. Połączony Lotos i Orlen nie zyskają żadnej wielkiej pozycji na rynku - dalej będzie mniejszy niż globalni giganci i pozostanie małym regionalnym koncernem. Nie zbliży się do Shellu, Exxonu czy nawet Statoila - mówi jeden z liderów Konfederacji, Krzysztof Bosak.

Konfederacja sprzeciwia się fuzji Orlenu z Lotosem. Jakie są największe obawy?

My nie formułujemy obaw, lecz oceniamy na podstawie danych. Obawiać można się czegoś, gdy nie wiadomo co się stanie. A w tej chwili mamy już gotowe rozstrzygnięcie Komisji Europejskiej. I jest ono skrajnie niekorzystne dla Polski i obu zaangażowanych w przedsięwzięcie spółek. Ocena wielu ekspertów i moja jest taka, że na tych warunkach to nie jest żadna fuzja, lecz rozbiór Lotosu, oznaczający jego połowiczną prywatyzację dla kapitału zagranicznego. Resztę tego majątku przejmie Orlen, który ma jeszcze zapłacić za tę niekorzystną operację ze swojej kieszeni. Na tych warunkach, ta operacja jest skrajnie szkodliwa. To działanie na niekorzyść skarbu państwa - zarówno w zakresie dywidend, poziomu rynku detalicznego, jak i kontroli rynku hurtowego. Ta operacja nie jest racjonalna biznesowo i szkodzi państwu.

Multienergetyczny koncern miałby mieć większe możliwości do akwizycji za granicą.

To fałszywa argumentacja. Orlen prowadził akwizycje już wcześniej - kupował stacje w Czechach czy w Niemczech. Prywatyzacja połowy Lotosu nie jest warunkiem koniecznym do zakupu kolejnych aktywów poza Polską. A połowa obecnego Lotosu zostanie kupiona przez zagraniczne podmioty, które wejdą na nasz rynek.

Większe wolumeny zakupów nie poprawią pozycji negocjacyjnej nowego podmiotu względem partnerów zewnętrznych?

To też nieprawda. Rafineria Lotosu jest nastawiona na surowiec innego rodzaju niż infrastruktura Orlenu. Tylko ludzie nieznający branży mogą nabierać się na takie argumenty. Rafineria Orlenu jest nastawiona na ciężką ropę i jest zaopatrywana poprzez rurociągi ropą z Rosji. Z kolei rafineria Lotosu czerpie z naftoportu ropę innego gatunku. Zresztą na zasadzie kontroli właścicielskiej ministra skarbu państwa można już teraz koordynować zamówienia i politykę zakupową. Z punktu widzenia interesów gospodarczych kluczowa jest kontrola infrastruktury krytycznej. Warunki, które podyktowała UE spowodują, że skarb państwa straci połowiczną kontrolę nad rafinerią Lotosu. Poza tym mówienie o jakimś nowym energetycznym ważnym światowo podmiocie to fikcja. Połączony Lotos i Orlen nie zyskają żadnej wielkiej pozycji na rynku - dalej będzie mniejszy niż globalni giganci i pozostanie małym regionalnym koncernem. Nie zbliży się do Shellu, Exxonu czy nawet Statoila.

Takie stanowisko może znowu rodzić zarzuty o to, że Konfederacja jest prorosyjska. Słabość polskich koncernów energetycznych leży w interesie tego kraju.

Szafowanie argumentem o rosyjskich wpływach w Konfederacji można odwrócić. Moim zdaniem to obecny plan rządu może nas narazić na większe wpływy Rosji. To bowiem polityka obecnych władz może doprowadzić do wejścia na nasz rynek niemieckiej odnogi Rosnieftu. On z pewnością będzie zainteresowany aktywami strategicznymi, które Lotos będzie musiał odsprzedać. Wzbudzi też pewnie zainteresowanie węgierskiego MOL, który ze względów zaopatrzeniowych jest dziś zależny od Rosji. Nawet jeśli aktywa odkupi od Lotosu któryś z zachodnich koncernów to potem będzie mógł je odsprzedać podmiotowi ze Wschodu bez prawa weta polskiego rządu. Jedyną efektywną formą kontroli tego co dzieje się w sektorze strategicznym jakim jest energetyka, jest kontrola właścicielska. A operacja błędnie nazywana dziś fuzją to tak naprawdę prywatyzacja aktywów Lotosu.

Pojawiają się opinie, że Prawo i Sprawiedliwość uległo naciskom Episkopatu, aby nie powołać ks. Isakowicza-Zaleskiego na członka komisji do spraw pedofilii. To prawdopodobne?

Nie widzę żadnego powodu, aby przenosić odpowiedzialność za decyzję Prawa i Sprawiedliwości na Episkopat. PiS bierze pełną odpowiedzialność za to co robi. Nie mam żadnej wiedzy na temat kontaktów pomiędzy PiS a Episkopatem, więc uważam to za plotki. Widziałem natomiast wyniki głosowań i trzykrotnie większa część klubu PiS odrzuciła kandydaturę ks. Isakowicza-Zaleskiego, który jest znany jako odważny duchowny, przeciwstawiający się tuszowaniu pedofilii wśród duchowieństwa. Uważam, że właśnie taka osoba powinna być w tej komisji. To wielki skandal, że PiS odrzucił tę kandydaturę, a zdecydował się na wybranie szerzej nieznanych osób, między innymi prawników ze spółek skarbu państwa.

Czy to oznacza, że ta komisja będzie wydmuszką?

Nie wiem. Fakty są jednak takie, że najpierw odsuwanie w czasie powołania członków komisji pokazało, iż rządzącym nie zależy na jej działaniu. A wyłonienie późniejszego składu wskazuje, że obozowi rządzącemu zależy natomiast na pełnej kontroli nad tym ciałem.

Czy to, że część posłów rządzącej większości zagłosowała inaczej może świadczyć o rozłamie wewnątrz Zjednoczonej Prawicy?

Protestuję przeciwko nazywaniu PiS "Zjednoczoną Prawicą". Jest PiS, natomiast prawica jest podzielona pomiędzy różne partie polityczne. ZP to jedynie hasło wyborcze bez żadnego umocowania prawnego. Nie ma powodów dla których mielibyśmy ich tak nazywać. Wręcz przeciwnie, ta formacja przez lata separowała od mediów i polityki prawdziwą prawicę jaką jest np. obóz konserwatywno-liberalny czy obóz narodowy. Fakt, że w przypadku głosowania nad kandydaturą ks. Isakowicza-Zaleskiego nie było dyscypliny partyjnej jest próbą zdjęcia z siebie odpowiedzialności. Wiadomo, że konieczna byłaby tu dyscyplina do głosowania "za". Tymczasem taką dyscypliną objęte były głosowania nad innymi kandydaturami, ale nie nad tą. I to sprawiło, że większość podjęła decyzję zgodną z poglądami kierownictwa partii.

Co musiałoby się stać, aby przekonać Konfederację do koalicji z PiS?

Nie ma żadnego tematu koalicji z PiS ani zaproszenia do takiej dyskusji. To temat sztucznie rozkręcany przez media. Nie można rozmawiać o czymś, co nie istnieje.

Jak może wyglądać druga kadencja Prezydenta Andrzeja Dudy?

Nie mam zamiaru spekulować, ale jako jeden z liderów Konfederacji mogę powiedzieć czego oczekujemy - dotrzymania tych sensownych obietnic formułowanych na finiszu kampanii wyborczej. Mam tu na myśli obietnicę niepodnoszenia podatków, ochrony konserwatywnych wartości i rodziny i tego, że deklaracje Prezydenta przyjmą kształt realnych projektów ustaw. Nie chcielibyśmy, aby tak jak wcześniej skończyło się jedynie na pięknych słowach pozbawionych konkretów. To byłaby fatalna wiadomość dla Polski.