Nie każda z tych enklaw jest jednak naprawdę wolna od wirusa.
W gronie 19 niepodległych państw bez potwierdzonych przypadków znajdują się głównie wyspiarskie państwa Oceanii. Nie znaczy to jednak, że koronawirus w ogóle nie dotarł na Pacyfik. Patogen wykryto tu u 134 osób, z czego cztery zmarły. Z największą liczbą przypadków (69) boryka się amerykański Guam, a kolejna jest Polinezja Francuska (37).
„Na razie mamy tylko pięć przypadków. Aby tak zostało, nie możemy popadać w samozadowolenie” – cieszył się na Twitterze premier Fidżi Frank Bainimarama. Chociaż liczby te wydają się znikome, wyspiarze są przerażeni perspektywą pandemii. Stan wyjątkowy ogłosiły: Samoa, Tonga, Tuvalu, Vanuatu i Wyspy Salomona. Mikronezja i Wyspy Marshalla kompletnie zamknęły granice.
Na amerykańskich Marianach Północnych, w Polinezji Francuskiej i Tonga wprowadzono godzinę policyjną. Mieszkańcy Fidżi nie mogą opuszczać domów między ósmą wieczorem a piątą rano. Media społecznościowe polityków zamieniły się w ciąg apeli o stosowanie zaleceń. „Jeśli słowa nie są w stanie was przekonać, to przypominam, że łamiący przepisy będą karani grzywną do 10 tys. dol. lub nawet pięcioma latami odsiadki” – pisał premier.
Przyczyną tak ostrej reakcji są ograniczone zasoby. Większość państw Oceanii nie może samodzielnie wykonać testów na koronawirusa (wyjątkiem jest np. Fidżi); próbki wysyła się drogą lotniczą do Australii lub Nowej Zelandii. Choroby zakaźne stanowią wyzwanie dla słabych służb zdrowia. W 2019 r. Samoa musiało wprowadzić stan wyjątkowy, aby poradzić sobie z epidemią odry (6 tys. przypadków, ponad 80 zgonów), a Wyspy Marshalla – dengi (3 tys. przypadków na 53 tys. mieszkańców). Wyspiarze obawiają się również konsekwencji gospodarczych. Bank ANZ szacuje, że na Fidżi wirus zlikwiduje 40 proc. miejsc pracy. – Będzie jak cyklon Winston, który w 2016 r. w 36 godzin zmiótł 1/3 naszego PKB – przewiduje minister gospodarki Aiyaz Sayed-Khaiyum.
Do grona państw oficjalnie wolnych od wirusa zaliczają się również Korea Płn., Tadżykistan i Turkmenistan. Tutaj jednak zachodzą wątpliwości co do danych, jakie te kraje przekazują do WHO. „To autorytarne państwa bez wolnych mediów i skutecznej opozycji. Jeśli władze nie będą chciały przyznać, że zanotowały przypadki koronawirusa, to tego nie zrobią” – napisał na portalu EUobserver Michael Meyer-Resende z Democracy Reporting International. Jakby na potwierdzenie tych słów władze Turkmenistanu wyrugowały słowo „koronawirus” z mediów.
Choroba nie dotarła też do targanego wojną domową Jemenu. Jak mówi Aleksandra Wiśniewska, szefowa misji Polskiej Akcji Humanitarnej w tym kraju, pandemia byłaby tu katastrofą, bo konflikt zniszczył połowę placówek służby zdrowia, a reszcie brakuje sprzętu i lekarstw. – Wiele osób mieszka w obozach, nie ma dostępu do opieki medycznej, bieżącej wody i środków higienicznych. W takich warunkach prewencja jest utrudniona, jeśli nie niemożliwa. Ci, których na to stać, w obliczu zagrożenia wykupują żywność – dodaje.
Wolnych jest również pięć krajów Afryki: Komory, Lesotho, Malawi, Sudan Płd. oraz Wyspy Świętego Tomasza i Książęca. Jak mówi DGP Gary Burke, kierownik misji PAH w tym ostatnim kraju, ludzie powoli przygotowują się na pojawienie wirusa. – Zamknięte są bary, na ulicach pojawili się żołnierze, a rząd uruchomił specjalną infolinię. Część ludzi wyjechała na prowincję, ale paniki nie ma – sklepy i targowiska działają jak zazwyczaj – dodaje. I przypomina, że PAH zbiera środki na rozszerzenie działań na misjach w związku z pandemią. Więcej na www.pah.org.pl/koronawirus/