Wprowadzone w środę w południe zamknięcie Belgii przyniosło efekt - na zewnątrz jest mniejszy ruch niż zwykle. Jednak dużo wyjątków dopuszczających wychodzenie z domu sprawia, że na ulicach dalej nie jest pusto. Remonty trwają w najlepsze.

W najgorszej sytuacji są właściciele niewielkich biznesów, którzy martwią się, że każdy dzień przestoju oznacza dla nich straty. Niewielka kurortowa miejscowość De Haan nad Morzem Północnym, nieco ponad godzinę jazdy samochodem z Brukseli, przeżyła w miniony weekend prawdziwe oblężenie, ale teraz wieje raczej pustkami.

"Lokalne władze zwróciły się do ludzi, którzy mają drugie domy nad morzem, żeby nie przyjeżdżali. To nie ma sensu" - mówi PAP Marc mieszkaniec tej miejscowości i właściciel kampingu. Normalnie połowa marca oznaczałaby dla niego otwarcie sezonu, zwłaszcza, że minione dni w Belgii były wyjątkowo słoneczne. Jednak ze względu na restrykcje kamping pozostanie zamknięty co najmniej do 5 kwietnia.

Mimo wszystko właściciele całorocznych domków i przyczep kampingowych zjawili się. "Głupi ludzie, powinni siedzieć w domach, a przyjechali czyścić swoje przyczepy. Nie rozumiem tego" - ubolewa Marc.

Dla kurortu, który żyje gównie z turystów zamknięcie barów i restauracji to prawdziwy cios. Miejscowi mają jednak nadzieję, że po 5 kwietnia, gdy teoretycznie powinny wygasnąć ograniczenia w wychodzeniu z domów sytuacja wróci do normy i uda im się odrobić straty.

Straty liczą też restauratorzy, hotelarze i inni przedsiębiorcy w stołecznej Brukseli. Na niektórych lokalach zawieszono kartki, że cały czas możliwe jest zamawianie jedzenia na wynos, jednak i z tego przedsiębiorcy rezygnują. "Przykro mi, wczoraj jeszcze realizowaliśmy zamówienia, ale dziś już nie" - mówi PAP wyraźnie przybity Marco z restauracji Mare & Monti.

Wobec braku możliwości spędzania czasu w inny sposób prawdziwe oblężenie przeżywają parki. Ograniczenia w poruszaniu się wprowadzone przez belgijskie władze przewidują bowiem, że można wychodzić z domu na spacer albo żeby np. pobiegać. "Wczoraj w moim parku był taki tłum, że zdecydowałem się wsiąść w samochód i pojechać gdzie indziej" - opowiadał w PAP środę mieszkaniec dzielnicy Etterbeek położonej blisko parku Cinquantenaire w pobliżu instytucji europejskich.

Ze względu na bardzo duże zainteresowanie spacerami władze zdecydowały się na zamknięcie dla ruchu samochodowego lasoparku Bois de la Cambre. Wszystko po to, by dać więcej przestrzeni dla ludzi w tym mającym 122 hektary kompleksie położonym w południowej części Brukseli.

Mimo takiego pozornego luzu ograniczenia i fale paniki mogą dawać się we znaki. Stowarzyszenie aptekarzy APB poprosiło klientów, aby odwiedzali placówki tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne. "Panika jaka ogarnęła ludzi w piątek, a potem jeszcze mocniej we wtorek, postawiła naszych farmaceutów i dostawców u granic możliwości. Od środy w południe sytuacja się unormowała" - mówił cytowany przez publicznego nadawcę VRT szef stowarzyszenia aptekarzy Lieven Zwaenepoel.

W Brukseli jest generalnie mniejszy ruch na ulicach, ale cały czas widać spacerujących, czy załatwiających sprawy ludzi. Ci, którzy zdecydowali się zostać w domach ku rozpaczy swoich sąsiadów często biorą się za remonty. "U nas w kamienicy obok od dwóch dni kują non-stop. Aż okna przykro otwierać" - skarży się mieszkająca w Brukseli Ewa. Branża budowlana jeszcze się nie zatrzymała zupełnie, ale to prawdopodobnie kwestia czasu, bo zamknięte są sklepy z materiałami.

Podobnie jak w innych krajach, które wcześniej zostały mocno dotknięte epidemią również w Belgii mieszkańcy organizują się w internecie, żeby wyrazić wdzięczność pracownikom służby zdrowia. W środę o godz. 20 wiele osób wyszło na balkony, żeby oklaskami dodać otuchy sobie i przede wszystkim tym, którzy są na pierwszej linii frontu z chorobą.

Wprowadzone na mocy decyzji belgijskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego (CNS) obowiązujące od środy restrykcje przewidują, że wychodzenie ludzi z domów ograniczone jest do nagłych wypadków: w celu pójścia do sklepu spożywczego, apteki, poczty, banku lub na stację benzynową. W pomieszczeniach i na zewnątrz musi być zachowana co najmniej 1,5-metrowa odległość między ludźmi. Zakazano spotkań, ale możliwa jest aktywność fizyczna na zewnątrz taka jak spacer, jogging, czy jazda na rowerze.

309 nowych zakażeń koronawirusem stwierdzono w Belgii w ciągu ostatnich 24 godzin - poinformował w czwartek federalny resort zdrowia tego kraju. Liczba osób, u których stwierdzono do tej pory infekcje, wynosi 1795. Siedem kolejnych osób zmarło.

W szpitalach przebywa obecnie 634 pacjentów z COVID-19, chorobą wywołaną przez nowy koronawirus. To o 187 więcej w porównaniu do środy. 130 osób przebywa na oddziale intensywnej terapii, a to wzrost o 30 osób. 88 osób jest podłączonych do respiratorów, o 22 więcej, niż dzień wcześniej.

Liczba ofiar śmiertelnych również rośnie: w sumie 21 Belgów zmarło z powodu nowego wirusa.