Olbrycht: Polska wyda 7,4 mld euro bez dokładania pieniędzy krajowych. Te środki są zwolnione z obowiązku wkładu własnego
Jan Olbrycht, europoseł PO, sprawozdawca ds. europejskiego budżetu w Parlamencie Europejskim fot. PE / DGP
Polska dostanie największe wsparcie z Unii Europejskiej ze wszystkich krajów członkowskich na walkę z koronawirusem. Łącznie będzie to 7,4 mld euro. Co to za pieniądze?
Wyasygnowanie dodatkowych środków przez UE jest niezwykle trudne, wymaga ogromnej liczby procedur. Dlatego Komisja Europejska postanowiła wykorzystać pieniądze, które już są w budżecie. Pierwsza część to niewykorzystane zaliczki z funduszy strukturalnych, które państwa członkowskie są zobowiązane zwrócić do Brukseli. Teraz decyzja jest taka, żeby te niewykorzystane środki zostały w państwie członkowskim. W przypadku Polski to jest 1,125 mld euro. Te pieniądze będą mogły zostać wykorzystane natychmiast na sfinansowanie infrastruktury szpitalnej, zakup maseczek, wzmocnienie kapitału małych i średnich przedsiębiorstw itd.
A pozostałe 6,31 mld euro?
Druga część to pieniądze już przyznane państwom członkowskim w ramach polityki spójności. Mówimy o funduszach dla małych i średnich przedsiębiorstw, na inwestycje. Komisja Europejska da możliwość szybkiego przekwalifikowania tych wydatków na działania związane z walką z koronawirusem. Środki z polityki spójności wymagają współfinansowania polskiego, ale w tym momencie Komisja Europejska proponuje, by nie było konieczności dokładania do tej sumy dodatkowych pieniędzy, lecz by tę całą sumę 7,4 mld euro można było wykorzystać w 100 proc. To będzie oznaczać, że nie będzie obowiązku dokładania pieniędzy krajowych. Środki na walkę z koronawirusem będą mogły zostać wydane bez polskiego wkładu.
Projekt KE musi jednak jeszcze zostać przyjęty.
To będzie „współdecyzja” Rady UE (składającej się z ministrów z krajów członkowskich – red.) oraz Parlamentu Europejskiego. Wszyscy są świadomi tego, że trzeba to zrobić bardzo szybko i bardzo nietypowo. W związku z tym trwają bardzo intensywne prace nad sposobem podjęcia tej decyzji. Wiem, że w Radzie każde państwo wyznaczyło już odpowiednią osobę do negocjowania. Natomiast kierownictwo PE zastanawia się nad odpowiednią formułą – czy to pisemną, czy online. Ta decyzja musi być potwierdzona, ale zjechanie się posłów na posiedzenie będzie bardzo trudne. Jest jednak wola, by nie zwlekać z tą decyzją i zrobić to bardzo szybko, w trybie ekstraordynaryjnym.
Ile to może zająć? Możemy mówić o miesiącu?
Nie, moim zdaniem to jest kwestia maksymalnie dwóch, trzech tygodni.
Jak szybko rząd będzie mógł z tych pieniędzy skorzystać?
W mojej ocenie będzie można to zrobić natychmiast, aczkolwiek to zależy również od dalszych prac legislacyjnych. Tym bardziej że części tych środków Bruksela w ogóle nie będzie musiała przekazywać do państw członkowskich. Pieniądze z zaliczki są już w kraju, jest tylko kwestia ich wykorzystania.
Oczywiście, są też państwa członkowskie, które jeszcze nie rozdysponowały środków z polityki spójności. Te pieniądze jeszcze wiszą i decyzja, na co je wydać, dopiero miała zapaść. Mówimy o państwach spóźnionych w planowaniu unijnych środków. Ale według informacji KE w Polsce nie ma takich pieniędzy, które gdzieś tam leżą i po prostu można po nie sięgnąć.
Czyli w Polsce te środki już są na coś przeznaczone.
Trochę improwizując, zakładam, że teraz rząd polski będzie się musiał dokładnie przyjrzeć, które pieniądze są już zakontraktowane, a które jeszcze nie. Oczywiście najtrudniejsze będzie wycofanie się z podpisanych już umów. Ale jeżeli jakiś program, np. dla małych i średnich przedsiębiorstw, jest na etapie ogłaszania przetargów na projekty, to pieniądze z tego programu będzie można natychmiast przekierować na zupełnie inne działania. Albo jeśli jest program dotyczący infrastruktury, w którym nie ma jeszcze podpisanych umów, to można szybko zmienić jego charakter, przeznaczając go na cele infrastruktury innego typu, szpitalnej itd. Trzeba będzie przeanalizować, co zostało już zakontraktowane, a co można bardzo szybko przekwalifikować i wykorzystać na inny cel. To będzie wymagało dużej sprawności w rządzie.
Natomiast warto dodać, że wydatki będą uznawane za kwalifikowalne od 1 lutego. Jeżeli rząd wydał pieniądze na walkę z koronawirusem, to będzie je mógł zaliczyć wstecz, jeszcze przed całym procesem legislacyjnym.
Pojawiają się komentarze, że Unia dała nam już pieniądze, które i tak mamy.
Jeśli mówimy o niewykorzystanej zaliczce, to ona nie zostałaby w Polsce, ale musiałaby zostać zwrócona do Brukseli. Te pieniądze mogłyby wrócić jako nowe do Polski, ale to byłby niepotrzebny kłopot i strata czasu. Dlatego uważam, że te pieniądze można traktować jako „nowe”. Zamiast robić niepotrzebne zamieszanie biurokratyczne i wykonywać sztuczny ruch do Brukseli i z powrotem – do Warszawy – unikamy zamieszania.
Ułatwieniem będzie też to, że Polska nie będzie musiała wykładać obowiązkowego wkładu własnego.
Możliwość szybkiego przekwalifikowania środków oraz zniesienie obowiązku dokładania z budżetu to jest klucz całej sprawy. To pokazuje, że Komisja Europejska próbuje zareagować jak najszybciej, biorąc pod uwagę własne możliwości w sensie prawnym.