Niewielu z nas jeszcze pamięta, że pierwsze rządy PiS nie były tak socjalne i etatystyczne, jak obecny – gabinety Kazimierza Marcinkiewicza oraz Jarosława Kaczyńskiego były jednymi z najbardziej liberalnych w III RP.
Magazyn DGP 31.01.20 / Dziennik Gazeta Prawna
W latach 2005–2007 PiS (wraz z LPR i Samoobroną) wprowadził wiele ważnych zmian w systemie danin publicznoprawnych. Najwięcej mówi się o najmniej znaczących – o obniżeniu składki rentowej, dzięki czemu pracownicy zyskali nieco większe pensje, i o zniesieniu trzeciej, 40-proc. stawki PIT, co tylko spłaszczyło nasz system podatkowy i sprawiło, że jest progresywny jedynie na papierze.
Jednak najbardziej znaczącym elementem spuścizny po ówczesnych rządach PiS było zwolnienie najbliższej rodziny z podatku od spadków. Dzięki temu nad Wisłą można teraz dziedziczyć fortuny bez oddania fiskusowi nawet złotówki.
Negatywne konsekwencje tej zmiany dopiero przed nami.

Nierówno dzielone

Dlaczego opodatkowanie spadków jest tak ważne? Bo przekazywanie majątku jest jednym z kluczowych mechanizmów odpowiadających za powstawanie nierówności ekonomicznych – majątkowych i dochodowych. Potomkowie zamożnych rodzin mają ułatwiony start w życie, bo ich rodzice są im w stanie zapewnić lepsze wykształcenie, ekonomiczną stabilność oraz łatwiejszy start zawodowy dzięki sieci kontaktów. Zaś potem jeszcze dziedziczą fortunę – są wielokrotnie uprzywilejowani. Na dodatek nierówności ekonomiczne przeradzają się w inne, np. w polityczne wpływy. A wykorzystywanie uprzywilejowania finansowego do osiągania politycznych celów jest realnym zagrożeniem dla demokracji. Przewaga ekonomiczna wąskiej grupy obywateli może jej zagrażać równie mocno, co zbyt daleko posunięta kontrola sądów przez polityków.
Według OECD ok. jedna trzecia polskich gospodarstw domowych istniejących w 2015 r. otrzymała jakikolwiek spadek – jest to niemalże równe średniej dla krajów zrzeszonych w tej organizacji. Jednak w poszczególnych grupach dochodowych występują spore różnice. W grupie 20 proc. najlepiej zarabiających polskich rodzin aż 40 proc. otrzymało spadek, wśród najmniej zarabiających 20 proc. – tylko co czwarta. Tutaj także Polska nie odstaje od średniej OECD, choć większość członków organizacji to stare gospodarki kapitalistyczne, a nasza liczy ledwie 30 lat.
Oczywiście same spadki różnią się wartością. Akurat tego wskaźnika dla Polski OECD nie podaje, więc trzeba się wesprzeć przeciętną. W 2015 r. gospodarstwa domowe z górnych 20 proc. otrzymały spuściznę o wartości 100 tys. dol. (licząc w cenach z 2011 r.), a przeciętny spadek rodzin z dolnych 20 proc. miał wartość 25 tys. dol. Różnica jest czterokrotna. Przy czym trzeba pamiętać, że kluczowe nierówności powstają na poziomie 10 proc. najbogatszych i najbiedniejszych (a dla najbogatszych najbardziej istotny jest właściwie górny jeden procent, który zdecydowanie odjeżdża pozostałym). Reasumując: potomkowie zamożnych rodzin nie tylko otrzymują większe spadki, lecz także dostają je częściej.

Akumulacja bogactwa

Z powodu tych mechanizmów nierówności majątkowe są znacznie większe niż dochodowe, czyli wynikające z zarobków, świadczeń emerytalnych oraz transferów socjalnych. Gromadzą się w dłuższym czasie i napędzane są przez takie mechanizmy, jak nierówności w zakresie dziedziczonych majątków.
Niemal wszędzie w świecie rozwiniętym nierówności majątkowe są wyższe niż dochodowe. Na przykład w USA najlepiej zarabiający jeden procent obywateli zgarnia 20 proc. dochodów i kontroluje 39 proc. majątku. W Rosji jest to jeszcze bardziej drastyczne – zarobki jednego procenta odpowiadają 20 proc. krajowych dochodów, jednak ich majątek odpowiada aż za 43 proc. całości. Co nie jest dziwne, gdyż w krajach na wschód od Bugu wyjątkowo delikatnie traktuje się bogatych. Dominuje tam liniowy podatek dochodowy, który, wbrew obiegowej opinii, jest typowy dla gospodarek poradzieckich, a nie zachodnich państw kapitalistycznych – w Rosji PIT wynosi 13 proc., a w USA funkcjonuje aż siedem stawek, z najwyższą na poziomie 37 proc.
Jeśli chodzi o polskie nierówności majątkowe, to występują rozbieżności w danych. Jest pewne, że są one wyższe od dochodowych, co potwierdza sam NBP. Wskaźnik Giniego dla dochodów netto to 32,4, a dla majątku 56,8 (im bliższy stu, tym większe nierówności). Jak wyglądamy na tle innych krajów? Według OECD nasze nierówności majątkowe są nieco wyższe niż w innych państwach byłego bloku wschodniego, ale niższe niż na Zachodzie. Górne 10 proc. najbogatszych w Polsce kontroluje 29 proc. majątku; na Słowacji 23 proc., a w Niemczech aż 46 proc. Najbogatszy jeden procent Polaków dysponuje majątkiem odpowiadającym 12 proc. krajowego bogactwa; w Słowacji to 9 proc., a w Niemczech 24 proc.
Jednak według banku Credit Suisse, który co roku przestawia „Global Wealth Databook”, najzamożniejsza jedna dziesiąta polskich rodzin dysponuje fortuną równą 65 proc. majątku zgromadzonego w kraju, co jest jednym z najwyższych wskaźników na kontynencie. Najbogatsza jedna setna naszego społeczeństwa kontroluje 39 proc. majątku; w Czechach to 31 proc, w Niemczech 32 proc., w Holandii i Wielkiej Brytanii 24 proc. Jeśli chodzi o sam górny jeden procent, to – według Credit Suisse – nawet w USA kontroluje on nieco mniej majątku niż w Polsce – 38 proc. (górne 10 proc. Amerykanów ma za to zdecydowanie większą przewagę nad resztą niż ich odpowiednicy z Polski).

Odwrócić reformę

Polski podatek od spadków wynosi 3 proc., 7 proc. lub 12 proc. dziedziczonego majątku do wartości 10,3 tys. zł. Między 10,3 tys. a 20,6 tys. zł to 5 proc., 9 proc. i 16 proc., powyżej 20,6 tys. zł to 7 proc., 12 proc. i 20 proc. Te trzy progi odpowiadają poszczególnym grupom podatkowym: pierwszy to najbliższa rodzina, drugi – dalsza familia, trzecia to pozostali. Jednak PiS umożliwiło zwolnienie najbliższej rodziny z podatku, jeśli w ciągu pół roku zgłosi do Urzędu Skarbowego fakt dziedziczenia. Inaczej mówiąc, pierwsza grupa nie musi płacić daniny, chyba że nie dopełni obowiązków w przepisowym czasie.
Tymczasem w innych krajach Europy obowiązuje restrykcyjniejsze prawo. W Danii podatek wynosi 15 proc. dla najbliższej rodziny i 36 proc. dla pozostałych. We Francji dla dzieci spadkobiercy waha się między 20 a 45 proc., zależnie od wartości dziedziczonego majątku; rodzeństwo spadkobiercy musi uiścić 45-proc. podatek, a pozostali nawet 60-proc. W Niemczech stawka podatku jest progresywna – dla najbliższej rodziny wynosi od 7 do 30 proc., dla dalszej od 15 do 43 proc., a dla pozostałych 30 lub 50 proc. W Irlandii jest taka sama dla wszystkich – 33 proc. W Holandii dzieci lub rodzice muszą uiścić podatek wysokości od 10 do 20 proc., wnukowie od 18 do 36 proc., a pozostali spadkobiercy od 30 do 40 proc.
Jak te przepisy mogłyby wyglądać w Polsce? Faktem jest, że poziom zamożności jest nad Wisłą wyraźnie niższy niż na Zachodzie. Nie musimy więc już teraz ustawiać takiego poziomu opodatkowania jak w Niemczech czy Francji. Stawki powinny zostać nieco podniesione – do poziomu 5 proc., 10 proc. i 20 proc. Oczywiście należałoby też znieść zwolnienie dla pierwszej grupy, co wydaje się absolutnym minimum. Fakt, że można dziedziczyć wielomilionowe fortuny bez rozliczenia się z fiskusem, jest czymś niesłychanym.
Ale za to należałoby podnieść wyraźnie kwotę wolną od opodatkowania dla pierwszej grupy podatkowej, czyli najbliższej rodziny – do 150 tys. zł, by majątek o wartości netto lokującej go w dolnych 30 proc. rozkładu (według NBP) nie był opodatkowany. Druga stawka zaczynałaby się od 250 tys. zł (mediana majątku netto w Polsce), a trzecia od 500 tys. zł, co jest dolnym progiem najbogatszych 20 proc. gospodarstw domowych. Dla drugiej grupy podatkowej (dalsza rodzina) kwota wolna oraz pozostałe progi także mogłyby zostać nieco podniesione, gdyż są zamrożone od lat.

Redystrybucja sukcesu

Mógłby ktoś się oburzyć, że to będzie oznaczało opodatkowanie zwykłych obywateli, którzy dostali np. mieszkanie po babci. Ale to nieprawda, bo obecnie funkcjonuje też zwolnienie przedmiotowe dla nieruchomości mieszkalnych o powierzchni do 110 m kw. I ono powinno zostać utrzymane, by dziedzice lokali nie musieli ich sprzedawać.
Zwykle pojawia się inny argument: jak można opodatkowywać majątek, którego wytworzenie zostało już opodatkowane – przecież jego pierwotni właściciele zapłacili PIT? Tak, ale dla kolejnych właścicieli jest to de facto nowy dochód. Często w debacie publicznej pojawia się teza, że beneficjenci transferów socjalnych dostają pieniądze za nic. Tylko że dziedzice majątków otrzymują dużo więcej, a przecież także na nie nie zapracowali. Skoro mają szczęście, że urodzili się w zamożnych domach, to powinni podzielić się majątkiem ze wspólnotą, która umożliwiła ich przodkom wzbogacenie się. Dzięki temu ich mniej uprzywilejowani rodacy będą mieli nieco większe szanse życiowe, dzięki lepiej dofinansowanym usługom publicznym.
Czasem pojawia się także argument, że to „karanie” niczemu niewinnych osób za to, że się urodziły w dobrych rodzinach. Oczywiście nie chodzi o ich karanie – nikt im niczego nie odbiera, po prostu dostaną nieco mniej. Większość obywateli naszego kraju w ogóle niczego nie dostanie. Podatek od spadku jest jedynie instrumentem wyrównywania szans, a nie piętnowania tych, których rodzicom się udało osiągnąć sukces materialny. Niech ten sukces, za pomocą podatków, rozleje się także na innych.
Najbardziej znaczącym elementem spuścizny po rządach PiS w latach 2005–2007 było zwolnienie najbliższej rodziny z podatku od spadków. Dzięki temu nad Wisłą można teraz dziedziczyć fortuny bez oddania fiskusowi nawet złotówki. Negatywne konsekwencje tej zmiany dopiero przed nami