Po 30 latach powtarzania, że wydatki socjalne są niebezpieczne, przyszedł Kaczyński i jego PiS – i ni z tego, ni z owego mamy Polskę dobrobytu.
magazyn okładka 3 stycznia 2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Słabe musiały być wolnorynkowe przekonania PSL, PO, SLD, skoro tak szybko podjęły refren „nic, co dane…”. Z jednej strony opozycyjna krytyka „szkodliwej działalności PiS” szła w minionym czteroleciu pełną parą. Z drugiej krytyka ta doprowadziła do powielania rządowej wizji rozwoju gospodarczego – państwo ma dać, aby człowiek miał. Jak dorobił się własną pracą, trudno, jego problem. Trzeba było czekać, aż rząd przyjdzie i da. Nic, co dane, nie będzie odebrane…
Właściwie tylko niektórzy posłowie Konfederacji nie stosują się do tego motta Grzegorza Schetyny. Ponieważ jednak w grupie tej przeważa duch sowizdrzała, a nie duch walki o władzę, można powiedzieć ze smutkiem – realna opozycja ma w sferze wolności gospodarczej poglądy pisowskie. A przecież PiS dał, owszem, bo zabrał z górki budżetowej. Nie odmawiam mu zasług na polu walki z wyłudzeniami VAT, tylko stwierdzam – mógł nie przeznaczać tej (umownej) górki na takie czy inne oferty pomocy socjalnej. Mógł zainwestować w edukację czy w policję albo mógł po prostu nie zabierać pieniędzy podatnikom, a wydatki budżetu zmniejszyć.
Nie, nie nawołuję do wolnorynkowego oszołomstwa. Chciałbym tylko doczekać się w nowym roku przywództwa, które powie: „Co Wam oni zabrali, my oddamy” i będzie naprawdę chciało tak zrobić. I umiało – a po drodze potrafiło przekonać do wizji kraju, którego dobrobyt budują pracowici Polacy, a nie tylko pracowici urzędnicy.
Kiedy mowa jest w Polsce o tych, którzy dorobili się własną pracą, zaczyna się od razu mówić o bogatych przedsiębiorcach. Daj im Boże zdrowie, ale stanowią oni kroplę w morzu. Polska liberalna drobnica to nauczyciele dający korki, biznesmeni prowadzący pojedynczy punkt ksero, szefowie dwuosobowych firm „konserwacji wnętrz”, a także pracownicy licznych firm. Im wszystkim szkodzi apoteoza pomocy socjalnej. Pomoc taka jest dorobkiem Europy i nie ma jej co odrzucać z korwinowskim rechotem. Nie należy też jednak udawać, że stanowi ona fundament ładu społecznego i powszechnego dobrobytu. Ten fundament to my, ludzie pracy.