Eurosceptyczna Partia Brexitu przedstawiła w piątek program, w którym pójdzie do wyznaczonych na12 grudnia wyborów do Izby Gmin. Jej lider Nigel Farage obiecuje "polityczną rewolucję, która postawi zwykłych ludzi na pierwszym miejscu".

"Bez nas nie będzie prawdziwego brexitu" - mówił w Londynie Farage, zapowiadając, że posłowie tego ugrupowania będą "trzymać za słowo Borisa Johnsona" w kwestii wyjścia z Unii Europejskiej. Partia Brexitu domaga się "całkowitego zerwania" ze wszystkimi instytucjami UE. Zarazem jednak Farage starał się przekonywać, że program jego partii nie sprowadza się tylko do kwestii wystąpienia z UE.

Partia Brexitu chce, aby Wielka Brytania miała spisaną konstytucję, postuluje likwidację niewybieralnej Izby Lordów, częstsze stosowanie referendów, ograniczenie pomocy zagranicznej i zmniejszenie imigracji netto do poziomu 50 tys. osób rocznie, czyli o ok. 75 proc. w stosunku do obecnego poziomu.

"Bardzo byśmy chcieli, aby liczba imigrantów spadła do poziomów powojennych, które przez 60 lat były w pełni akceptowalne i możliwe do utrzymania. Tak, mówię o około 50 tys. osób rocznie" - wyjaśnił Farage. Zarzucił rządzącej Partii Konserwatywnej, że wbrew deklaracjom wcale nie zamierza zmniejszać imigracji, gdyż popierające ją firmy chcą "taniej siły roboczej".

Wśród obietnic Partii Brexitu znalazły się także zwolnienie firm osiągających zysk mniejszy niż 10 tys. funtów rocznie z obowiązku płacenia podatku od przedsiębiorstw, zniesienie podatku VAT na paliwa, wprowadzenie zakazu eksportu śmieci za granicę, by tam zostały spalone czy posadzenie miliona drzew, które mają zmniejszać emisję netto gazów cieplarnianych.

Ale ugrupowanie Farage'a, które powstało zaledwie w listopadzie zeszłego roku, a w maju wygrało wybory do Parlamentu Europejskiego w Wielkiej Brytanii, nie będzie miało szansy na zrealizowanie tych pomysłów.

W początkowej fazie kampanii Partia Brexitu była postrzegana jako siła polityczna, która wprawdzie sama nie ma szans na zwycięstwo, ale może mieć decydujący wpływ na końcowy wynik. Ostatecznie jednak zrezygnowała z wystawiania kandydatów, w tych okręgach, które dotychczas były w posiadaniu konserwatystów, aby nie rozpraszać głosów wyborców popierających wyjście z UE.

Wystartuje w 275 okręgach, co oznacza, że nie ma nawet teoretycznych szans na wygraną. Ponadto od czasu ogłoszenia tej decyzji zaczął się jej zjazd w sondażach. O ile przed rozwiązaniem parlamentu miała dość stabilne poparcie na poziomie 11-13 proc., teraz głosować na nią chce 3-5 proc. wyborców.

Niezrażony tym Farage, który na brytyjskiej scenie politycznej obecny jest od ponad ćwierćwiecza, zapowiedział, że niezależnie od wyniku nie zamierza rezygnować. "Już zmieniliśmy krajobraz polityczny i w nadchodzących latach zmienimy go jeszcze bardziej" - zapowiedział Farage, który sam nie staruje w wyborach, ale od 20 lat jest eurodeputowanym.