Trudno go zaliczyć do jakiejś frakcji, znaleźć politycznych przyjaciół. Marian Banaś uchodzi za samotnika z żelazną konsekwencją realizującego swoje plany.
Dziennik Gazeta Prawna
W dojo obowiązują konkretne zasady. Każdy, kto uprawiał sztuki walki, wie, że wchodząc i wychodząc, należy się ukłonić, okazywać innym szacunek i przestrzegać kodeksu. Minister finansów Marian Banaś spędził w tej sali do treningu sporo czasu. Ma czarny pas w karate kyokushin, był też trenerem tej dyscypliny. To właśnie oddaniu tej sztuce walki – z zasadami, którymi należy się kierować także w życiu, a nie tylko na macie – znajomi tłumaczą charakter Banasia. Ten swoje ministerialne dojo zamienia właśnie na to w Najwyższej Izbie Kontroli. Głosowanie ma się odbyć w piątek, ale to raczej formalność.
„Pancerny Marian”, „żelazny Marian” – z takimi przydomkami przyszedł do Ministerstwa Finansów tuż po wygranych przez PiS wyborach.

Karateka z Piekielnika

– To twardziel. Człowiek z Piekielnika koło Nowego Targu. Tacy się nie rozczulają nad sobą, podejmują szybko decyzje i się ich trzymają. Swoją wolę egzekwują z całą mocą i jeśli są do czegoś przekonani, to chcą to zrealizować – mówi nam osoba, która zna ministra od lat.
Banaś był pierwszym wiceministrem, którego powołała premier Beata Szydło w 2015 r. Resortem finansów kierował wówczas Paweł Szałamacha. Banaś miał przeprowadzić wielką reformę skarbówki. To jego idée fixe od dekady. Już raz, jako wiceminister finansów za pierwszego rządu PiS (2005–2008), podjął się tej próby i sukcesu nie odniósł.
– Zostawił po sobie straszny bałagan, szczególnie w Służbie Celnej, której był szefem – mówi nam osoba z kierownictwa MF z czasów koalicji PO-PSL.
To, że Banaś trafił do resortu finansów za czasów Szałamachy, wcale nie musiało być wyborem tego drugiego, bo dzisiejszy minister finansów uchodzi za człowieka z twardego jądra PiS. W rządzie Jana Olszewskiego był doradcą ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza. Później trafił do instytucji, którą już niedługo będzie kierował, czyli do NIK. Na jej czele stał wówczas Lech Kaczyński. Banaś przeszedł wszystkie szczeble kontrolerskiej kariery i stamtąd trafił po raz pierwszy do MF.
– Jako o wiceministrze finansów sprzed 12 lat mogę o nim mówić tylko bardzo dobrze. Współpracował z nim mój ówczesny zastępca Paweł Szałamacha, on także go chwalił. Nie wiem, czy nie było to powodem, że Banaś trafił do tego resortu, gdy Szałamacha został ministrem. Natomiast to, co zrobił Banaś w ministerstwie w tej kadencji, z utworzeniem Krajowej Administracji Skarbowej, to zupełna rewelacja – mówi nam Wojciech Jasiński, minister skarbu w latach 2005–2007 i były prezes Orlenu.
Powołanie KAS Marian Banaś może sobie zapisać po stronie sukcesów. Pod jednym szyldem udało się scentralizować urzędy skarbowe, kontroli skarbowej i celne. Połączyć wodę i ogień, bo i cywile, i mundurowi byli pełni obaw o swoją pozycję w nowej strukturze.
– Tutaj pojawił się Marian – karateka z Piekielnika ze swoim charakterem, dyscypliną, systematycznością i solidną pracą. Reforma była dużym ryzykiem, bo jej wprowadzanie mogło sparaliżować aparat skarbowy, a ten był kluczowy w procesie uszczelniania systemu podatkowego. Bez dochodów ekstra 500+ i inne pomysły były nie do zrealizowania – mówi nam osoba z MF.
Projekt był blokowany w Sejmie, bo nie tylko eksperci obawiali się reformy. Także w PiS były wątpliwości, czy to dobry moment. Banaś jednak udowodnił swoją skuteczność i wykorzystując polityczne wpływy, przeforsował zmiany w skarbówce. Nawet celnicy szczególnie nie oponowali i tylko raz, w połowie 2016 r., protestowali pod gmachem MF. Banaś do nich wyszedł, do niczego nie przekonał, ale z czasem udało mu się doprowadzić do dialogu ze związkowcami.
– Wiedział, że jak nie ruszy z tym od początku kadencji i nie zrobi w ciągu dwóch pierwszych lat, to pomysł zostanie zablokowany jako ryzykowny politycznie – twierdzi nasz rozmówca z resortu.

Krakowski ślad

Z czyjego parasola politycznego korzystał? Która frakcja w PiS udzieliła mu wsparcia? Raczej załatwił to bezpośrednio u prezesa. Nasi rozmówcy z obecnej ekipy rządzącej twierdzą, że w powszechnej opinii Banaś jest zaliczany do ziobrystów, czyli stronników ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
– To może wynikać z tego, że jest związany z Krakowem, a tamtejszy PiS orbituje wokół Ziobry. Porusza się jednak sprawnie pomiędzy otoczeniem Morawieckiego i Ziobry i raczej jest singlem. Zresztą w MF też uchodzi za samotnika, nie ma wokół niego dworu czy jakiejś szczególnie zaufanej grupy – mówi nam ważny polityk obozu rządzącego.
Kraków jest dla Banasia ważny. To w stolicy Małopolski wciąż urzędujący minister finansów ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, podyplomowo religioznawstwo, a później filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej. Tam też od kolportażu bibuły zaczęła się w latach 70. jego przygoda z opozycją antykomunistyczną, działalność w Solidarności. Za udział w opozycji skazano go na cztery lata. Przesiedział dwa. Po wyjściu z więzienia nadal angażował się w walkę z PRL. W połowie lat 80. należał do grona założycieli Polskiej Partii Niepodległościowej.
– Mam jak najlepszą opinię o Marianie Banasiu. Razem działaliśmy w PPN. On był szefem krakowskiego okręgu, spisywał się bardzo dobrze, był jednym z czołowych działaczy ugrupowania. Cieszę się, że znalazł tak ważne miejsce w państwie – mówi Romuald Szeremietiew, opozycjonista z czasów PRL, były wiceminister obrony narodowej.
Lista organizacji opozycyjnych, w których Banaś się udzielał, jest długa. Niewiele brakowało jednak, a jego kariera rozwinęłaby się w zupełnie inny sposób – w wojsku.
„Będąc młodym człowiekiem, starałem się jednak myśleć o swej przyszłości, którą chciałem związać z wojskiem i jako oficer próbować zmieniać rzeczywistość, tworzyć układ mogący coś zdziałać dla Polski. Miałem nadzieję, że wcześniej czy później musimy się uwolnić od Związku Sowieckiego. Dlatego zapisałem się na kurs szybowcowy i spadochronowy w Nowym Targu, licząc, że po skończeniu liceum dostanę się do szkoły oficerskiej w Dęblinie, gdzie uda mi się zostać pilotem. Oczywiście było to wszystko ogromnie naiwne i okazało się, że droga nie tędy wiedzie do wolnej Polski. Zwłaszcza że moje poglądy były władzom już trochę znane” – możemy przeczytać w relacji Banasia opublikowanej w „Encyklopedii Solidarności”.
Do Dęblina trafił, ale nie na pilotaż samolotowy, tylko na śmigłowce, bo miał niewielkie nadciśnienie.
– Osoby mające za sobą kilka lat edukacji we wspomnianej szkole uświadomiły mi jednak, że z moimi poglądami nie mam tam czego szukać i lepiej by było, gdybym poszedł na uczelnię cywilną – wspomina Banaś.
Do Krakowa – do delegatury NIK – wrócił z Warszawy po odwołaniu ze stanowiska wiceministra finansów na początku 2008 r. Kraków też, a właściwie należąca do Banasia kamienica stała się przyczynkiem do kontroli, jaką CBA objęła jego oświadczenia majątkowe. Sprawdzanie miało się zakończyć w połowie lipca, zostało wydłużone o kolejne trzy miesiące i jego wyniki poznamy już po najbliższych wyborach, w połowie października. W oświadczeniach majątkowych Banasia z czasów, gdy kierował KAS, był bałagan.
– To cały Marian. Ma listę priorytetów i sprawy, które uznaje za ważne, załatwia sprawnie, a oświadczenia majątkowe zawsze wypełniał na ostatnią chwilę, nie pamiętał powierzchni działek i teraz ma problem, ale chyba bardziej wizerunkowy – bagatelizuje sprawę współpracownik ministra z MF.
To, że CBA tak długo zajmuje się majątkiem Banasia, rodzi jednak w resorcie finansów spekulacje. Najpierw funkcjonariusze prowadzili bowiem jedynie analizę przedkontrolną, a po niej przeszli do regularnej kontroli, do tego przedłużonej.
– Być może była to jakaś próba zablokowania jego wyboru do NIK – zastanawia się nasz rozmówca.
To niejedyna afera wokół Banasia. W 2017 r. „Fakt” sugerował, że mógł nie zapłacić za swój majówkowy pobyt w uzdrowisku w Rabce. Media opisywały też pracę syna Banasia w spółce zależnej państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Jakub Banaś został prezesem Maskpolu we wrześniu 2018 r., a pięć miesięcy później złożył rezygnację. W prasie pojawiły się informacje (przez niego dementowane), że stanowisko zawdzięcza ojcu.
– Żadna z tych spraw nie osłabiła pozycji Mariana, który zarówno za czasów Pawła Szałamachy, jak i Mateusza Morawieckiego czy Teresy Czerwińskiej miał w resorcie i w PiS wysokie notowania. Zaprowadziły go one na fotel szefa MF, a teraz do NIK. Czy potrzeba lepszych dowodów zaufania? – mówi nasz rozmówca z PiS.
Budować pozycję w PiS pomaga mu też głęboka religijność.
– Na moje życiowe postawy ogromny wpływ miało wychowanie w duchu religijnym i pod tym kątem konfrontowałem otaczającą nas rzeczywistość z wyznawanymi wartościami. Od razu dostrzegłem ogromną sprzeczność moich wartości z tym, co oferowały władze PRL i czego uczono nas w szkole. Obserwowałem również dyskryminację, jakiej poddawani byli ludzie wierzący w ówczesnej Polsce – mówi sam Banaś.
Jego współpracownicy to potwierdzają i wskazują, że w Wielkim Tygodniu potrafił zrobić przerwę w pracy w ministerstwie na pójście do kościoła.

Cyfrowy szef

Jego czasy w MF można podzielić na dwa etapy i to nawet nie dlatego, że awansował na szefa resortu (podobnie jak jego poprzedniczka Teresa Czerwińska nawet nie zmienił gabinetu).
– Chodzi o to, że do gmachu przyszedł Marian papierowy, a wychodzi internetowy. Na początku nawet kalendarz miał książkowy i sekretariat nie panował nad jego wszystkimi spotkaniami – mówi nasz rozmówca z MF i zwraca uwagę, że dzisiaj nowy prezes NIK jest już w pełni online. Przyda mu się to w nowym miejscu pracy.
– Gdy byłem prezesem NIK, izba przeszła ogromne zmiany. Wprowadziliśmy najnowsze systemy zarządzania instytucją i jakością przeprowadzanych kontroli. Model ten trzeba utrzymać i rozwijać, ponieważ sprawdza się w praktyce. Świadczy o tym silna pozycja międzynarodowa NIK. Nowy prezes otrzymuje instytucję dobrze zarządzaną, cieszącą się zaufaniem w Polsce i na arenie międzynarodowej. Głównym wyzwaniem jest utrzymanie tej pozycji – mówi były już prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Zrezygnował tuż przed końcem kadencji, bo zamierza startować w najbliższych wyborach.
Czego spodziewa się Kwiatkowski po nowym prezesie?
– Mariana Banasia znam z pracy w NIK. Zanim przeszedł do rządu, był kontrolerem. Pracę tę oceniam dobrze. Nie ma wątpliwości, że kontrolerzy dobrze i niezależnie będą wykonywali swoje obowiązki, o ile nikt nie będzie wpływał na ich decyzje – podkreśla Kwiatkowski.
Banasiowi się uda, jeśli będzie pamiętał o przysiędze dojo. Szczególnie jej pierwszym punkcie: „Będziemy ćwiczyć nasze serca i ciała dla osiągnięcia pewnego i niewzruszonego ducha”. Kyokushin to w końcu droga ku prawdzie, a zawrócić z niej będzie mógł kontrolerów NIK tylko ich nowy szef.