Możliwe, że jeszcze w maju rozpoczną się mowy końcowe oskarżycieli i obrony w procesie Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników ws. organizacji wizyty w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 r. Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się od ponad trzech lat.

"Z całą pewnością te wystąpienia stron nie odbędą się w jednym terminie. Myślę, że co do głosów końcowych, to się porozumiemy i wspólnie uzgodnimy terminy dla wszystkich dogodne, aby strony miały też czas na przygotowanie do tych wystąpień" - mówił na początku marca br., zwracając się do oskarżycieli i obrońców, przewodniczący składu sędziowskiego w tym procesie sędzia Hubert Gąsior.

Oskarżeni w sprawie toczącej się przed warszawskim sądem okręgowym to poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013, dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia. Proces rozpoczął się w marcu 2016 r.

Podstawą złożonego w 2014 r. prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy - m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.

Na początku procesu do sprawy - jako "rzecznik praworządności" - przyłączyła się prokuratura. W rozprawach uczestniczy zwykle dwóch prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. We wrześniu ub.r. w związku ze zmianą stanu prawnego dot. instytucji "rzecznika praworządności" przedstawiciel prokuratury złożył oświadczenie, że udział prokuratorów w tej sprawie oparty jest o przepis Kodeksu postępowania karnego stanowiący, iż "do sprawy wszczętej na podstawie aktu oskarżenia wniesionego przez oskarżyciela posiłkowego może w każdym czasie wstąpić prokurator, stając się oskarżycielem publicznym".

Arabskiemu oskarżyciele prywatni zarzucili m.in. niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP. B. szefowi kancelarii premiera zarzucono niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, które "w świetle prawa lotniczego nie było lotniskiem", a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb". Ponadto wskazano, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu.

Pozostałym urzędnikom oskarżyciele zarzucili m.in. brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów oraz niezweryfikowanie aktualności tzw. kart podejścia do lotniska. "Ewidencja składanych zamówień i wykonywanych lotów przez kancelarię premiera była prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny, co utrudniało koordynację i monitorowanie wykonywania transportu specjalnego" - wskazali oskarżyciele.

W pisemnych odpowiedziach na akt oskarżenia złożonych jeszcze przed rozpoczęciem procesu obrońcy urzędników wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Obrońca Arabskiego podkreślał np., że za zapewnienie bezpieczeństwa lotu odpowiadał 36. specpułk zajmujący się wówczas transportem najważniejszych osób w państwie, a do obowiązków szefa kancelarii premiera nie należał ani wybór miejsca lądowania, ani ustalanie statusu lotniska. Wskazywał, że nie było związku między działaniem oskarżonego, a obniżeniem poziomu bezpieczeństwa lotu.

W sierpniu 2016 r. Arabski powiedział przed sądem: "Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów, bo jestem niewinny". "Nie uczestniczyłem - ani ja, ani kancelaria premiera - w organizacji lotu prezydenta 10 kwietnia 2010 r. Organizatorem wyjazdu prezydenta do Katynia była Kancelaria Prezydenta. Nigdy nie był organizowany tzw. wspólny wyjazd do Katynia, więc co za tym idzie tzw. rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca" - powiedział w krótkim oświadczeniu. Dodał, że termin "rozdzielenie wizyt" funkcjonuje w publicystyce politycznej, bardzo często agresywnie, ale - podkreślił - nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.

Przed SO przesłuchani już zostali w tej sprawie liczni świadkowie m.in.: b. szef MSZ Radosław Sikorski, wielu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta, KPRM oraz ambasady w Moskwie, a także przedstawiciele ówczesnego kierownictwa BOR i oficerowie 36. specpułku.

W końcu kwietnia zeszłego roku przez kilka godzin zeznania w procesie złożył b. premier i obecny szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Znaczna część pytań dotyczyła kwestii przyczyn zorganizowania oddzielnych wizyt w Katyniu - premiera 7 kwietnia 2010 r. i prezydenta 10 kwietnia 2010 r. "W moich planach i, z tego co pamiętam, w planach prezydenta Kaczyńskiego, nie było wspólnej wizyty" - oświadczał Tusk.

Były premier zaznaczał, że "niezależnie od tego, jaka kultura polityczna panuje dzisiaj w Polsce na ten temat - nie jest i nie powinno być zadaniem premiera, czy prezydenta wpływanie na jakiekolwiek decyzje dot. miejsca lądowania, momentu lądowania, kierunku lotu, charakteru maszyny, doboru maszyny".

"Bezpośrednio mogę ocenić, czy wydać opinię na temat pracy ministra Arabskiego. (...) Zarówno wtedy, jak i dzisiaj oceniam jego pracę jak najwyżej" - podkreślał Tusk pytany, czy po katastrofie Arabski został w jakikolwiek sposób ukarany dyscyplinarnie za podejmowane wówczas decyzje.

W procesie dwukrotnie został także przesłuchany biegły - jeden z ekspertów wchodzących w skład zespołu kierowanego przez płk. dra Antoniego Milkiewicza, który wydawał opinię na potrzeby śledztwa prokuratury. W ramach tego zespołu biegły ten zajmował się zagadnieniami prawa lotniczego i ruchu lotniczego.

Biegły ocenił m.in., że nieprawidłowości przy organizacji lotu "w zasadzie występowały na wszystkich szczeblach". "W tym konkretnym przypadku można było zobaczyć systemowy problem z lotami VIP, który polegał na tym, że od samego początku procesu zamawiania lotu nie przestrzegano obowiązujących procedur" - zaznaczał.

Biegły mówił w lutym br., że dyplomaci z ambasady nie powinni zajmować się sprawami dokumentacji lotniczej, w tym kartami podejścia. Jego zdaniem w tej kwestii powinno być większe zaangażowanie wojskowych. Lutowe przesłuchanie biegłego było najprawdopodobniej ostatnim z przesłuchań w tym procesie.

Jeszcze na początku stycznia 2018 r. sąd rozpoczął tzw. zaliczanie materiału dowodowego. Zazwyczaj jest to jedna z ostatnich czynności w procesie przed jego zakończeniem, mowami końcowymi stron i wyrokiem. Czynność ta zajęła już kilka terminów rozpraw, ma być kontynuowana na ostatnim z wyznaczonych dotychczas terminów - 7 maja. Niewykluczone więc, że jeszcze w maju zamknięty zostanie przewód sądowy i rozpoczną się mowy końcowe. W takim wypadku wyrok mógłby zapaść jeszcze przed wakacjami.

Dotychczas jedynym wątkiem dotyczącym wizyty z 10 kwietnia 2010 r. i zakończonym prawomocnym wyrokiem jest sprawa b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie I instancji skazujące go na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r.

W 2016 r. sąd okręgowy jako I instancja skazując Bielawnego wskazywał, że oskarżony m.in.: "dopuścił do przeprowadzenia przez dowódcę obu zabezpieczeń nienależytej analizy zadania nieuwzględniającej zagranicznego charakteru obu zabezpieczeń"; "dopuścił do wyznaczenia nienależytego składu grupy rekonesansowej"; "odstąpił od przeprowadzenia przez funkcjonariuszy BOR przed 7 kwietnia 2010 r. rekonesansu z udziałem funkcjonariuszy rosyjskich służb ochrony miejsca planowanego lądowania"; "dopuścił do zaniechania pozyskania wszystkich niezbędnych informacji o sposobie zabezpieczenia przez stronę rosyjską obu wizyt w zakresie określania zasad współdziałania ze służbami gospodarza"; "zatwierdził zaniżony stopień zagrożenia obu wizyt" oraz "dopuścił do odstąpienia od zorganizowania ochrony miejsc bazowania samolotów specjalnych Tu-154 na smoleńskim lotnisku". Bielawny od początku mówił, że jest niewinny i wnosił o uniewinnienie.