Ambitna, polityczna singielka, która rzuciła wyzwanie samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. Nie rozumie jednak politycznych realiów, więc przegrywa ona i jej ekonomiczne ideały.
Okładka magazyn DGP 5.04.2019 / DGP
Minister Czerwińska jest świetnym fachowcem – mówi Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera. „Ambitne programy społeczne to również jest zasługa minister Czerwińskiej i tego, jak kieruje resortem” – to słowa Jacka Sasina, szefa Stałego Komitetu Rady Ministrów. „Jest państwowcem i nie kieruje się sympatiami, względami osobistymi czy partyjno-politycznymi” – tak o swojej byłej podwładnej mówi wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin.
Pod nazwiskiem trudno znaleźć chociaż jedną wypowiedź, w której ktokolwiek zdecydowałby się powiedzieć złe słowo o strażniczce publicznej kasy, minister finansów Teresie Czerwińskiej. Nawet nieoficjalnie, po zapewnieniu, że autor słów pozostanie anonimowy, nikt nie kwestionuje jej ekonomicznych kompetencji i zrozumienia dla procesów gospodarczych czy finansowych. Jej nieskrywany dystans do obietnic wyborczych złożonych przez Jarosława Kaczyńskiego doprowadził do sytuacji, że zbiera już pochwały ze strony opozycji. Nawet publicysta ekonomiczny „Gazety Wyborczej” Witold Gadomski poświęcił jej kilka ciepłych słów, pisząc: „Jeżeli potwierdzi się jej dymisja, świadczyć to będzie nie tylko, że ceni swoją godność – co wśród naszych polityków jest rzadką cechą – lecz także, że zachowała zdrowy rozsądek”. To słowa zaskakujące, bo ostatnia rzecz, o jaką można podejrzewać Gadomskiego, to uznanie dla kogoś, kto reprezentuje obecną ekipę. Nawet jeśli pochwała jest warunkowa, bo dotyczy scenariusza dymisji, to pokazuje, jak zaskakująca jest dla wszystkich wolta minister finansów.

Od nauki do finansów

Z polityką Czerwińska związała się dopiero po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. W grudniu tego samego roku została wiceministrem w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, którym kierował wice premier Jarosław Gowin.
– Teresę Czerwińską jako specjalistkę od finansów publicznych zarekomendował mi znany ekonomista Marek Dietl – mówi Gowin. Dietl to dzisiaj prezes GPW i jeden z tych ekonomistów w kręgu obecnej ekipy, którzy – podobnie jak szefowa MF – dbają o apolityczność, niezależność i na PiS ich świat się nie kończy.
Czerwińska w resorcie nauki była de facto takim małym ministrem finansów. – Teresa jest główną autorką zmiany sposobu finansowania polskich uczelni. Nowe zasady są powszechnie chwalone. Wprowadziła nowy algorytm, który kończy z płaceniem za każdego studenta, a wiąże finansowanie uczelni z odpowiednią proporcją między liczbą studentów a liczbą pracowników naukowych i jej dorobkiem naukowym. Wszystkie poprzednie rządy starały się stworzyć obiektywne źródła finansowania uczelni, Teresa Czerwińska jest pierwszą osobą, której udało się to zrobić – chwali ją Gowin i wskazuje, że to właśnie te „unikatowe kompetencje” wychwycił Mateusz Morawiecki, w tamtym czasie wicepremier oraz minister finansów i rozwoju.
– Przez wiele miesięcy nagabywał mnie, bym zgodził się na przejście wice minister Czerwińskiej do resortu finansów. Zdawałem sobie sprawę, że dla ekonomisty to awans, dlatego zgodziłem się, ale dopiero po półrocznych negocjacjach i gdy pani minister przygotowała nowe zasady finansowania nauki – podkreśla Gowin.
Jej przejście do gmachu przy ul. Świętokrzyskiej wpisało się w długą tradycję III RP, w której to kobiety odpowiadają za najważniejszą ustawę państwa, czyli budżet. Od Haliny Wasilewskiej-Trenkner przez Elżbietę Suchocką-Roguską i Hannę Majszczyk aż po Teresę Czerwińską wiceministrami od publicznej kasy były panie, i to często takie, które w resorcie finansów wyrosły. Nominacja Czerwińskiej była eksperymentem, bo minister przyszła z zewnątrz i musiała zmierzyć się ze specyficznymi departamentami budżetowymi, które słyną w rządzie z łatwości mówienia „nie” budżetowym dysponentom.
Szybko wsiąkła w resort i równie szybko zaczęła myśleć kategoriami dyscypliny fiskalnej, a to oznacza, że elastyczność i empatia nie były cechami, z którymi obnosiła się na posiedzeniach rządu czy w czasie wizyt w parlamencie. Jednym z pierwszych, który miał okazję się o tym przekonać, był jej były przełożony. Jeszcze jako wiceminister finansów blokowała wydatki związane z jego resortem.
– Gowin liczył wtedy na jakąś większą kwotę z bud żetu na nowy wydatek. Dla Teresy Czerwińskiej pewnie byłaby ona racjonalna, gdyby nadal była w nauce, ale w finansach myślisz już bardziej na poziomie makro i nie możesz sobie pozwolić na ukłony wobec jednego ministra, bo zaraz masz pod drzwiami kilku innych z wyciągniętą ręką – mówi nam pracownik MF z kilkuletnim stażem. Wicepremier potwierdza, że łatwo nie było i chyba do dzisiaj nie jest.
– Gdy poznałem ją z drugiej strony jako ministra finansów, okazała się niełatwym wyzwaniem. Jest bardzo twardym negocjatorem, broni stabilności budżetu i nie było żadnego sentymentu ani taryfy ulgowej z tego tytułu, że kiedyś ze mną współpracowała – przyznaje Gowin.

Wywalczony awans

Żeby stworzyć obraz, jakim ministrem finansów jest Teresa Czerwińska, porozmawialiśmy z kilkunastoma osobami pracującymi nie tylko w budynku przy ul. Świętokrzyskiej, ale również z jej koleżankami i kolegami z rządu oraz ludźmi z otoczenia promotora jej kariery politycznej – premiera Mateusza Morawieckiego. Zapewnienie anonimowości wypowiedzi powoduje, że są one bardziej szczere i mniej w nich lukru.
– Jest ambitna, typ prymuski, zawsze świetnie przygotowana. Ma tę przewagę nad swoimi poprzednikami, Pawłem Szałamachą czy Mateuszem Morawieckim, że jest z wykształcenia ekonomistką i lepiej, szybciej łapie tematy. Nie trzeba jej tłumaczyć rzeczy oczywistych – wylicza zalety informator obserwujący ją na co dzień w pracy.
Nasi rozmówcy wskazują, że swoją ambicję zaspokoiła w dużej mierze, zostając konstytucyjnym ministrem w nieco ponad trzy lata od wejścia do polityki. Łatwo nie było, bo chętnych i lepiej przygotowanych do tej roli było więcej. Także w MF buławę ministra w plecaku nosiło kilka osób, a jej najpoważniejszym kontrkandydatem był Paweł Gruza, wiceminister finansów odpowiedzialny za kwestie podatkowe.
– Paweł mocno liczył na to stanowisko. Spotykał się ze swoimi zaufanymi dyrektorami i współpracownikami i snuł plany. Trudno powiedzieć, czy miał realne szanse. Do MF ściągnął go Morawiecki, który chciał przyspieszyć sprawy uszczelnienia systemu podatkowego. Zapunktował u ówczesnego ministra finansów tym, że odmówił Szałamasze objęcia stanowiska wiceministra – mówi nam wysoki urzędnik MF. Przypomina jednak, że także Czerwińska to „człowiek Morawieckiego” w resorcie, chociaż przyszła później.
– Gruza był bardziej samodzielny, mniej zależny od Morawieckiego. Teresa wydawała się idealna, bo bez zaplecza politycznego, kontaktów w PiS, typ samotnika, który nie buduje własnej frakcji i nie zabiega o sympatię wpływowych ludzi z otoczenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ekonomistka, kompetentna i do tego zależna od woli premiera, która przynajmniej w teorii powinna grać na niego: idealna kandydatka – mówi nasz rozmówca.
W momencie kiedy ważyła się kwestia tego, kto zastąpi w MF Morawieckiego, Teresa Czerwińska dostała medialny cios związany ze swoim pochodzeniem. Utrzymane w sensacyjnym tonie informacje, że urodziła się w ZSRR i mieszkała tam do pełnoletniości, były kolportowane wśród dziennikarzy z podtekstem, że może mieć problem z dostępem do informacji niejawnych, a jej przeszłością powinny zainteresować się służby. W końcu napisała o tym Wirtualna Polska w niedzielę 7 stycznia 2018 r. Data jest istotna, bo tekst pojawił się na dwa dni przed jej powołaniem na ministerialne stanowisko. Artykuł oparty był na publicznie dostępnych informacjach z katalogu IPN, że urodziła się w Dyneburgu, drugim co do wielkości mieście na terenie Łotwy, która w tamtym czasie należała do ZSRR. Na drugie imię ma Tatiana, a jej panieńskie nazwisko to Tumanovskis. Obok jej pochodzenia pojawia się jeszcze anonimowa wypowiedź posła z sejmowej komisji ds. służb specjalnych: „Nie powinno się dyskryminować nikogo z powodu pochodzenia, ale w tym wypadku służby popełniły błąd. Taka osoba nie powinna być nawet wice ministrem. Znam sprawę pochodzenia pani Czerwińskiej i jestem zaskoczony, że jest brana pod uwagę jako konstytucyjny minister”.
Dzień po rewelacjach Wirtualnej Polski o prześmiewczą polemikę z artykułem pokusił się dziennikarz zajmujący się sprawami międzynarodowymi w „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński.
„To szokujące. Czołowy portal w Polsce określa przydatność ludzi do pełnienia funkcji na podstawie miejsca urodzenia, imion i wpisów w katalogach. Trochę przypomina zwolenników teorii spiskowych, którzy na podstawie drugiego imienia Baracka Obamy, Hussein, przypisywali mu, że jest Antychrystem, ukrywającym w niecnych celach swoją muzułmańską wiarę” – pisał i przypominał losy Polaków na Wschodzie w republikach ZSRR, w tym na dzisiejszej Łotwie, którzy byli rusyfikowani, represjonowani i szykanowani.
Czerwińska jako 15-latka po raz pierwszy przyjechała do Polski. Zwiedziła Gdańsk, Gdynię, Szczecin, odpoczywała nad Zalewem Szczecińskim z rówieśnikami. W 1991 r. przyjechała na stałe. Skończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gdańskim, wykładała w swojej alma mater i na uczelniach wyższych w Sopocie. W 2011 r. przeniosła się na Wydział Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.

Lojalna ekonomicznie, ale nie politycznie

Wykształcenie i kariera naukowa Teresy Czerwińskiej są istotne do zrozumienia jej dzisiejszej postawy wobec planów PiS zaproponowanych w pakiecie obietnic wyborczych. Jako ekonomistka specjalizuje się w inwestycjach i ubezpieczeniach. Tytuł jej pracy doktorskiej to „Działalność lokacyjna towarzystw ubezpieczeniowych na rynku kapitałowym w Polsce”, habilitacji „Polityka inwestycyjna instytucji ubezpieczeniowych – istota, uwarunkowania, instrumenty”. Z bazy Nauka Polska można się dowiedzieć, że jej publikacje skupiają się wokół funduszy emerytalnych, decyzji inwestycyjnych ubezpieczycieli i rynku kapitałowego. Podobnie ma się sprawa z pracami innych, gdzie była recenzentem lub promotorem.
– Gdybym miał ją określić jednym zdaniem, to jest to człowiek z awersją do ryzyka. Nie lubi go podejmować, unika i trudne decyzje lubi cedować na innych. Problem decyzyjny miał też Paweł Szałamacha, który sprawami trudnymi lub tymi, na które miał ograniczony wpływ, starał się nie zajmować, a energię skupiał tam, gdzie widział sens. Pod tym względem najlepszy był Mateusz Morawiecki jako minister finansów, bo chociaż zajmował się tysiącem spraw w obu ministerstwach, walką polityczną i spółkami, to potrafił powiedzieć, czy idziemy w prawo czy lewo – mówi osoba z MF. Wskazuje, że niechęć do ryzyka szefa to problem dla dyrektorów w resorcie, bo ci są skłonni podejmować decyzje, ale muszą mieć do nich polecenie i wolę polityczną. – To chroni przed późniejszym czepialstwem kontrolerów z NIK. Urzędnik ma notatkę, że było takie polecenie, i odpowiedzialność spada na kierownictwo polityczne, czyli ministra – dodaje nasz rozmówca.
Jak twierdzi, PiS mógł przewidzieć, że jeśli w kampanii zwycięży wariant wielkiego wydawania, to z Czerwińską będzie problem. Ta bowiem ma swoje przekonania, szybko wsiąkła w piony budżetowe, a te myślą kategoriami – dyscyplina finansów, nie ma, nie da się, proszę się rozejść. Już w ubiegłym roku zaczęła straszyć polityków ekipy rządzącej nową procedurą unijną, która jest nakładana na kraje nieograniczające w odpowiednim tempie deficytu strukturalnego (liczonego z pominięciem cyklu koniunkturalnego). Procedura dotknęła dwa kraje, które nadmiernie popuściły pasa – Węgry i Rumunię. Nam też groziła i pewnie w przyszłym roku się zmaterializuje. Nie jest to dobra wiadomość dla rządu, ale – na co wskazują nasze źródła w MF – Czerwińska problem nieco wyolbrzymiła. Procedura nadmiernych nierównowag nie wiąże się z żadnymi poważnymi sankcjami, chociaż jest wizerunkowym problemem szczególnie dla inwestorów.
– Jest politycznie samotna, nawet w MF nie ma swojej drużyny, a co dopiero sojuszników w PiS czy w rządzie. Nie kalkuluje politycznie, chociaż objęła polityczne stanowisko – mówi kolejny informator.
Jej człowiekiem jest niewątpliwie wiceminister finansów Tomasz Robaczyński, który zastąpił ją na stanowisku strażnika budżetu. Awansował w ministerialnych strukturach i zawdzięcza to Czerwińskiej. Kolejny wiceminister i znów awans z dyrektora to Filip Świtała. Ten z kolei objął podatkową schedę po Pawle Gruzie. Jego zaś minister chciała się z resortu pozbyć. Okazja nadarzyła się, gdy pojawiła się informacja, że Gruza stara się o stanowisko w zarządzie jednej ze spółek Skarbu Państwa. Sprawa jego odejścia się przeciągała, ale w rządzie już krążyła plotka, że nawet jak Gruza nie odejdzie, to ona i tak nie chce już z nim współpracować.
– Uważała, że on gra na siebie, przypisuje sobie wszystkie zasługi w uszczelnianiu podatków, a to była praca wielu osób, nie tylko w MF, ale też w Krajowej Administracji Skarbowej – twierdzi nasz rozmówca z pionu podatkowego.
Powołanie Świtały przepchnęła u premiera, chociaż ten – jak wskazują nasi informatorzy – był sceptyczny. Przez długi czas wydawało się, że Teresa Czerwińska jest w gronie ministrów, którzy są w rządzie drużyną Morawieckiego, a do grupy tej zalicza się też minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński czy osoby związane z Jarosławem Gowinem, jak minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Na przeciwległym biegunie są politycy z własną pozycją w PiS i bliscy prezesa partii, jak szef MSW Joachim Brudziński czy MON Mariusz Błaszczak.

Człowiek Kaczyńskiego

Od 22 lutego, kiedy to Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki ogłosili wyborczy plan, który sprowadza się do wydawania co roku ekstra 40 mld zł na rozszerzony program 500+ na pierwsze dziecko, trzynastą emeryturę, obniżenie klina podatkowego czy wsparcie przewozów autobusowych, minister finansów podpisała się tylko pod zmianami podatkowymi. Te zresztą wyszły z jej resortu. O tym, że będzie musiała w przyszłorocznym budżecie znaleźć 30 mld zł dla rodzin i emerytów, dowiedziała się kilkanaście godzin przed wystąpieniem prezesa.
– Kiedy zbieraliśmy pomysły na kampanię ze wszystkich resortów na początku roku, Teresa przyszła z planem na jakieś 1,7–2 mld zł. My tu myślimy o programie wyborczym na ok. 20 mld zł, a z najważniejszego resortu przychodzą jakieś ruchy pozorowane – mówi nam osoba znająca przebieg prac. Dodaje, że później się poprawiła i jej rachunek urósł do 10 mld zł.
Czerwińska od dłuższego czasu opowiadała się za planami, które będą obniżały klin podatkowy, ograniczały szarą strefę, zachęcały do podjęcia legalnego zatrudnienia, a nie będą jedynie prostym transferem gotówki, który PiS już wprowadził, i to na wielką skalę. Myślała jak ekonomista, który zdiagnozował, co jest problemem gospodarczym, spojrzał na jego skutki w horyzoncie długoterminowym i wybrał najlepsze wyjście. Eksperci mogli jej przyklasnąć, ale trudno wygrać wybory, niosąc na sztandarach obietnice zwiększenia kosztów uzyskania przychodu.
Po prezentacji piątki Kaczyńskiego zniknęła. Dystans był wyraźny na poziomie oficjalnych i nieoficjalnych komunikatów, jakie płynęły z MF. Do dzisiaj właściwie nie zabrała głosu wprost i nie powiedziała, co sądzi o pomysłach partii zapewniającej większość rządowi, w którym jest ministrem finansów. Wygłosiła za to wykład na konferencji naukowej o wieloletnim planowaniu budżetowym, w którym podkreślała przywiązanie do reguł budżetowych, potrzebę myślenia nie tylko o wydatkach, lecz także dochodach i patrzenia na finanse państwa nie tylko przez pryzmat jednego roku, ale wielu lat. To było przesłanie, w którym nakreśliła przy okazji, gdzie jest dla niej czerwona linia, której jako minister nie zamierza przekroczyć. Niektórzy jednak odebrali je jako testament. Podczas wystąpienia, gdzie salę wypełniali profesorowie, ekonomiści, znawcy finansów publicznych, czuła się swobodnie, była wśród koleżanek i kolegów, nie musiała tłumaczyć najprostszych pojęć.
– Ewidentnie Teresa szybko zrozumiała, że jeśli chce mieć wpływ na rząd, to musi zbudować relacje z prezesem. Zaczęła u niego bywać, i to za plecami Morawieckiego. Także po ogłoszeniu piątki przekonywała Kaczyńskiego, że sprawa jest trudna do realizacji i będzie wymagała bolesnych cięć, a być może poszukania nowych źródeł dochodów – mówi nasz informator z PiS. Podczas jednej z wizyt miała się w drzwiach gabinetu przy ul. Nowogrodzkiej minąć z premierem. Ten już wie więc, w co gra jego minister finansów. Prezes zaś, który lubuje się w takich gierkach, mógł do tej konfrontacji dopuścić z premedytacją.
Nasz rozmówca wskazuje, że Czerwińska podobno dostała dla trudnych decyzji zielone światło, co przynajmniej na jakiś czas oddala jej odejście z MF. Do końca kwietnia plan finansowania piątki powinien być gotowy, jeśli chodzi o główne liczby. Szczegółowe rozwiązania pojawią się pewnie bliżej pisania projektu budżetu.
– Dzisiaj jej los wisi de facto na cienkiej nitce, którą jest połączona z Jarosławem Kaczyńskim. To od niego zależy, co się z nią stanie albo kiedy będzie mogła odejść – mówi źródło.

Powtórka z Bauca

Trudno powiedzieć, czy po odejściu Teresy Czerwińskiej w gmachu resortu finansów pozostaną po niej dobre wspomnienia. Niewątpliwie po swoich najlepszych poprzednikach przejęła myślenie o dyscyplinie fiskalnej jako nadrzędnej wartości dla zdrowej polityki gospodarczej. Jednak trzyma dystans wobec ludzi, często pracuje w samotności w swoim gabinecie. MF jak każdy resort jest rozplotkowany, a te dotyczące minister finansów koncentrują się nie tylko na jej merytorycznych cechach, lecz opisują też osobowość.
Gdy Mateusz Morawiecki opuścił gmach przy ul. Świętokrzyskiej, nie przejęła po nim gabinetu. Została w swoim. Natychmiast więc korytarze obiegła wieść, że przyczyną był remont i ekskluzywnie urządzona łazienka. W rzeczywistości każdy gabinet ministra od 2014 r. przechodzi taki remont. W jej przypadku koszt to ok. 16 tys. zł brutto. Niby dużo, ale wymienione zostało wszystko od instalacji elektrycznej przez rury po wyposażenie. Niedawno pojawiła się plotka, że kupiono dla niej bardzo drogi dywan. W rzeczywistości za duże nakrycie parkietu zapłacono nieco ponad 700 zł. Informacje o jej przywiązaniu do luksusu jednak wracają, a wraz z nimi historie, że wymaga otwierania sobie drzwi w limuzynie.
– Plotki krążą wszędzie i czasem jest w nich ziarno prawdy, a czasem nie. Obserwacja pani minister wskazuje jednak, że splendor, jaki wiąże się z byciem konstytucyjnym ministrem, jej odpowiada. Czy jednak to ją trzyma na stanowisku? Nie sądzę – mówi nasz kolejny rozmówca.
Jego zdaniem ważniejsza jest ambicja i to, że lubi walczyć o swoje przekonania do końca. Chciałaby zracjonalizować, rozłożyć w czasie plany PiS, tak aby nie zachwiały stabilnością budżetu. Do lutowej konwencji wszystko szło po jej myśli. Mogła chwalić się wysokim wzrostem PKB i najniższym w historii deficytem oraz finansami państwa dobrze przygotowanymi na zbliżające się spowolnienie gospodarcze. Teraz jednak zajrzało jej w oczy widmo bycia drugim Baucem. Jarosław Bauc był ministrem finansów w rządzie AWS od czerwca 2000 do sierpnia 2001 r. Przygotowywał budżet na 2002 r. i z wyliczeń MF wynikało, że deficyt może sięgnąć nawet 90 mld zł. Wybuchła polityczna burza. Informacje o fatalnej kondycji finansów państwa stały się paliwem dla opozycyjnego SLD i ostatecznie przyczyniły do wyborczej porażki środowiska postsolidarnościowego. Deficyt zyskał określenie dziury Bauca, a był efektem nie tylko kosztownego pakietu czterech reform, ale w dużej mierze wzrostu wydatków socjalnych, rozbudowy administracji i braku woli politycznej AWS do głębokich cięć i podwyżki podatków.
– Teresa Czerwińska obawia się, że właśnie na jej oczach materializuje się podobny scenariusz jak za czasów Bauca, a ona przejdzie do historii jako ta, która dopuściła do niszczenia finansów państwa, a nawet brała w tym udział – uważa nasz rozmówca.
Minister finansów lubi pić herbatę z miodem – mówią jej współpracownicy. Wkrótce może potrzebować go więcej na osłodę goryczy porażki.