Czekają nas miesiące brutalnej kampanii wyborczej. Publikacja taśm z nagraniami Jarosława Kaczyńskiego podniosła – i tak już wysoką – stawkę jesiennego głosowania do parlamentu. Nawet jeżeli jej wpływ na decyzje wyborców będzie niewielki, to i tak zmieni bieg rywalizacji politycznej, wpływając na zachowania ośrodka decyzyjnego przy ul. Nowogrodzkiej.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Ujawnione przez „Gazetę Wyborczą” taśmy nie są materiałem, który może wstrząsnąć opinią publiczną. Nie dlatego, że zawiera banalne informacje, ale dlatego że niewiele z nich da się wpisać w tabloidowy tytuł czy pasek telewizji informacyjnej.
Co więcej, podział opinii publicznej jest tak głęboki, że w zasadzie osłabia efekt każdej kolejnej afery. Dla jednej strony Jarosław Kaczyński jest czarnym bohaterem ostatnich lat – w jej oczach nie można już tego obrazu pogorszyć. Dla innych – jest bezwzględnie atakowanym przywódcą narodu, a każdy fragment nagrania potwierdza jego niewinność oraz słuszność postępowania.
Ale – co niezwykle istotne – obok osób zainteresowanych polityką i śledzących medialne informacje jest bardzo wielu takich, którzy choć czasami uczestniczą w wyborach, to polityką się nie emocjonują. Są wśród wyborców każdej partii. Reagują wolniej, nie zmieniają zdania dzień po sensacyjnej publikacji. To o nich będzie toczyć się gra. O to, by ich zmobilizować lub zniechęcić. To oni mogą uznać, że PiS nazbierał już zbyt wiele żółtych kartek, by zdobyć ich głos. Te kartki to afera z udziałem prezesa KNF, aresztowanie Bartłomieja M., skandaliczna postawa TVP po zabójstwie Pawła Adamowicza. Ujawnione nagrania dotyczące przedsięwzięcia deweloperskiego prowadzonego lub nadzorowanego przez lidera formacji mogą być po prostu kolejnym sygnałem wzmacniającym wątpliwości mniej zdeterminowanych wyborców PiS.
Co więcej, każda z tych spraw może mieć swój – trudny dziś do przewidzenia – ciąg dalszy. Możliwy jest nowy wątek – zmieniający bieg rzeczy – uruchomiony przez reakcję bohaterów, jakieś zeznanie, przeciek, wypowiedziany w nerwach komentarz. W roku wyborczym taka zła passa może być dla rządzących groźna. Zwłaszcza że po głosowaniu samorządowym stało się jasne, że szanse PiS oraz opozycji są względnie wyrównane, a o rozstrzygnięciu może zadecydować bardzo niewielka grupa głosujących. Ale wyborcze skutki to w tym wypadku nie wszystko.
Ujawniony przez „Gazetę” materiał jest szczególnie ciekawy dla prawników i analityków. Ci pierwsi mogą – po ujawnieniu kompletu taśm – znaleźć dostatecznie silne argumenty, by podważyć dzisiejszą linię usprawiedliwiania działań prezesa PiS. Co więcej, mogą stawiać nowe pytania, bo rola, jaką odgrywa w nagranych rozmowach, nie jest klarowna. To nie są po prostu rozmowy szefa partii, a tym bardziej odpowiedzialnego lidera większości parlamentarnej. To gra prowadzona na granicy funkcji publicznych i nie do końca sformalizowanej pozycji w sferze projektowanej inwestycji. Kaczyński jest bardzo ostrożny, ale to nie znaczy, że sprawa nie będzie budzić wątpliwości.
Składane dziś przez polityków opozycji wnioski do prokuratury nie będą przed zmianą władzy skuteczne. Ale prezes PiS wie doskonale, że po – możliwej przecież – zmianie większości sejmowej po jesiennych wyborach sprawy mogą przyjąć inny obrót. W sprawach takich jak łamanie konstytucji, działania niszczące Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy, postawienie mu zarzutów będzie dla nowego obozu władzy niezwykle trudne. Podobnie w sprawie tego, co zrobiono w mediach publicznych, czy destrukcji procedur parlamentarnych. Ale powrót do zarzutów, o których mówi dziś opozycja – będzie możliwy. Trudno wierzyć, że politycy PO nie skorzystają z takiej okazji. To bardzo podnosi stawkę w grze o zwycięstwo w wyborach.
Dla analityków cała sprawa jest nie mniej ciekawa. Bo ujawnia kilka brakujących ogniw w naszej wiedzy o mechanizmach rządzenia państwem i partią. W miejsce domysłów zyskujemy dość poważne i trudne do zakwestionowania źródło wiedzy. To nie są towarzyskie rozmowy przy alkoholu, w których łatwo o ironię, konfabulację i zmyślenia. Tu wszystko toczy się serio, nawet jeżeli niektóre argumenty, których używa Kaczyński, są naciągane – nie są dowodem na to, co myśli, a jedynie na to, jak próbuje przekonać mniej zorientowanego w realiach rozmówcę.
Słuchając analityków podtrzymujących oficjalną narrację obozu rządzącego o „kapiszonie” i twierdzących, że wszystko, co zostało ujawnione, wiedzieli od dawna, mogę tylko uznać, że albo rzeczywiście mieli wstęp na Nowogrodzką, albo całą wiedzę zbudowali na uważnej analizie „Ucha Prezesa”. Wiarygodnych przecieków z centrali PiS mamy mało. Kaczyński rządzi z cienia, rzadko wypowiada się publicznie, a jego zamiary bywają nieprzeniknione także dla ważnych polityków obozu rządzącego. Dlatego ci, którzy – bez względu na ocenę PiS – próbują przede wszystkim zrozumieć to, co dzieje się w realnym ośrodku władzy, dostali przynajmniej kilkanaście puzzli, nie tylko uzupełniających układankę, ale też pozwalających na skorygowanie schematu przedstawiającego model rządów Jarosława Kaczyńskiego.
To nie jest prosty podręcznikowy model rządów partii. Model, w którym lider formacji, dysponując poparciem większości parlamentarnej, może określać ramy działania premiera i rządu. W którym będąc „ojcem” prezydenckiej kariery Andrzeja Dudy, może wpływać na jego kluczowe decyzje. Tym, co różni model rządów PiS od podręcznikowego, jest właśnie pozycja lidera partii. W zasadzie nieusuwalnego, niemogącego przegrać z kolegialnymi organami, arbitralnie mianującego szefów struktur regionalnych. I dysponującego narzędziami, które wzmacniają jego niezależność – także od procesów zachodzących we własnej partii i od skutków utraty władzy. Tymi narzędziami są instytucje zarządzane poza logiką działania w obrębie PiS, o których mówi się w kontekście nagrań.
Warto o tym, co usłyszeliśmy, pomyśleć w kontekście modelu węgierskiego, w którym obóz władzy obudowany jest nowymi oligarchami. Ludźmi, którzy fortuny zbudowali przy poparciu Viktora Orbána. Ten scenariusz w Polsce wydawał się mało realny, głównie ze względu na to, że dla Kaczyńskiego oznaczałby zbyt wielkie ryzyko. Uważam, że ujawnione taśmy potwierdzają to dawne przypuszczenie. Po pierwsze, prezes PiS – w pierwszej z ujawnionych rozmów – wyraźnie obawia się tego rodzaju oskarżeń. Po drugie, całe przedsięwzięcie nie jest budowane przy udziale współpracowników z partii, ale stanowi osobisty zasób jej prezesa.
Model zarządzania partią nie jest oligarchiczny, ale monarchiczny i dworski. Kaczyński nie chce się z nikim dzielić władzą na stałe. To on decyduje o tym, kogo dopuszcza do udziału w rządzeniu. System instytucji działających na Nowogrodzkiej jest raczej zasobem prezesa niż ukrytym majątkiem PiS. Niezwykle ciekawy jest fakt, że do kręgu zarządzających tym systemem dopuszczeni są członkowie rodziny i niemający pozycji w partii przyjaciele. To ma być inny świat. Najbezpieczniejszy krąg. Samo ujawnienie taśm pochodzących z tego właśnie kręgu – jak trafnie zauważa Ludwik Dorn – podważa elementarne poczucie bezpieczeństwa lidera PiS.
Ale oczywiście nie jest to prywatna sprawa Jarosława Kaczyńskiego. Zwłaszcza że obok prezesury partii i mandatu poselskiego pełni on pewną funkcję, którą nauczyliśmy się określać ironicznym określeniem „naczelnika”, ale którą można określić jako realne – i często bezpośrednie – zwierzchnictwo nad rządem i opanowanymi przez obóz władzy sferami życia publicznego. Na pełną i wiarygodną rekonstrukcję tej roli przyjdzie nam poczekać, przynajmniej do utraty władzy przez PiS, kiedy być może pojawią się dokumenty i świadectwa pokazujące technikę rządzenia. Ale elementami tego modelu władzy jest też specyficzny – jak na demokrację parlamentarną – model relacji z mediami, polegający na niekonfrontowaniu osoby o tak znaczącej władzy z dziennikarzami niekontrolowanych przez obóz rządzący mediów.
Nie wiem, w jakim innym kraju, po publikacji takich taśm, polityk mógłby sobie pozwolić na to, by nie zorganizować konferencji prasowej. By nie wyjaśnić swojego stanowiska z niezależnym od niego samego dziennikarzem, nawet znanym z łagodnego i eleganckiego traktowania rozmówców. Milczenie prezesa PiS jest dziś spektakularnym świadectwem – nie tylko relacji między władzą a mediami, ale także kreowania pozycji lidera, który jest ponad światem „zwykłej polityki” i poza regułami normalnej debaty.
To jeden z elementów, które Paweł Kowal nazwał ostatnio Orient Expressem – szybkim „uwschodnieniem życia publicznego”, przejmowaniem wzorów znanych z praktyki politycznej naszych wschodnich sąsiadów. To ważna obserwacja w roku wyborczym, przestroga przed przekraczaniem kolejnych granic. PiS zrobi wszystko, by wygrać drugą kadencję. Nie tylko dlatego, że jest to naturalny cel każdego rządzącego ugrupowania. Także dlatego, że utrata władzy mogłaby tę partię kosztować bardzo dużo. Taśmy ujawnione przez „Gazetę” stawkę tę wyraźnie podniosły. I ta podwyższona determinacja PiS może być ich najważniejszym politycznym skutkiem.
Autor jest publicystą i politologiem, wykładowcą Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie