Facebook, Apple i Google usunęły ze swoich platform treści Alexa Jonesa, skrajnie prawicowego propagatora teorii spiskowych. To pierwsza tak zdecydowana akcja
„Unia Europejska chce, żeby Google i inne korporacje cenzurowały treści i nazywały je fake newsami i mową nienawiści. Jeśli nasz rząd nie zacznie karać tych firm za cenzurowanie amerykańskich prawd i tym samym pozwoli im łamać zasady swobody wypowiedzi, to zachęci te podmioty, czyli Unię Europejską i Chiny, do wpływania na nasz rynek ideowy” – czytamy w oświadczeniu Alexa Jonesa opublikowanym po usunięciu jego treści z największych portali społecznościowych.
Jones to sprzyjający republikanom zagorzały zwolennik nieograniczonego dostępu do broni. – Pomagał Trumpowi, chwalił się, że ten po wyborach mu dziękował. Dla amerykańskiej prawicy jest ważną postacią. Tworzy teorie spiskowe, w których próbuje udowodnić, że lewica fabrykuje strzelaniny, żeby uzasadnić ograniczanie dostępu do broni – tłumaczy dr Tomasz Płudowski, amerykanista, specjalista ds. marketingu politycznego z UKSW. Do najgłośniejszych teorii Jonesa można zaliczyć m.in. oskarżanie amerykańskiego rządu o udział w zamachach z 11 września czy sfingowanie lądowania na Księżycu.
Jones już wcześniej miał problemy z przestrzeganiem regulaminów serwisów społecznościowych, co skutkowało usuwaniem jego postów. Jednak dopiero w tym tygodniu duże firmy technologiczne zdecydowały się zadziałać bardziej zdecydowanie. Apple w niedzielę usunęło wszystkie amatorskie nagrania radiowe tzw. podcasty „Infowars”, programu prowadzonego przez Jonesa ze sklepu muzycznego iTunes. Następny treści Jonesa zablokował Facebook, motywując to napływem licznych skarg o propagowanie mowy nienawiści. Kilka godzin później YouTube zawiesił subskrybowany przez 2,4 mln ludzi internetowy kanał Jonesa za łamanie regulaminu serwisu w programach na żywo.
Twórcy teorii spiskowych została tylko jedna platforma do komunikowania się ze swoimi zwolennikami. – „Infowars jest najważniejszą produkcją na świecie, bo tylko my znamy prawdę” – wydzierał się w filmiku umieszczonym na Twitterze Jones, wyświetlając jednocześnie w tle artykuł wskazujący na domniemane bliskie relacje rodziny przewodniczącego KE Jeana-Claude’a Junckera z nazistami. Prezes Twittera Jack Dorsey oświadczył, że Jones nie złamał regulaminu i kierownictwo nie podjęło decyzji o zablokowaniu jego konta.
Zarówno Facebook, jak i Google (właściciel YouTube’a) są poddawane od ostatnich wyborów prezydenckich w USA naciskom ze strony prawodawców i różnych grup interesów. W Ameryce toczy się dyskusja o manipulowaniu przez Rosję mediami cyfrowymi i wpływaniu na decyzje wyborców. Główne postulaty kierowane teraz w stosunku do platform społecznościowych dotyczą ściślejszej kontroli reklam oraz podmiotów, które je kupują, a także lepszego zabezpieczania danych użytkowników. Tym bardziej że w listopadzie odbędą się wybory do Kongresu – przypadające na połowę trwania kadencji prezydenta USA. – Wybory są ważne, bo mogą zmienić równowagę sił w Kongresie. Prezydent ma władzę, ale Kongres ma sakiewkę – komentuje dr Płudowski.
Już teraz pojawiają się doniesienia o próbach ingerencji w kampanię wyborczą przez inne kraje. Facebook w ubiegłym miesiącu informował o wykryciu grupy kont, która może zakłócać przebieg listopadowej elekcji. Przypomnijmy – podczas tych wyborów amerykańscy obywatele wybiorą 435 przedstawicieli Izby Reprezentantów (kadencja dwuletnia), czyli niższej izby amerykańskiego parlamentu, oraz 1/3 składu Senatu (kadencja sześcioletnia). Komentatorzy, z którymi rozmawialiśmy, sugerują, że nie należy spodziewać się rewolucji, jednak możliwa jest sytuacja, w której demokraci zdobędą przewagę w niższej izbie. Dlatego tak ważna dla republikanów jest agitacja, a jedną z jej głównych postaci był właśnie Alex Jones – stąd tak duże oburzenie na blokowanie jego treści wyrażane przez prawicowy elektorat.
Prestiżowy „Wired” wskazuje, że taka blokada może mieć efekt odwrotny do zamierzonego. – Dodała paliwa konserwatywnemu elektoratowi, w którego oczach potwierdziła tezę o spisku wielkich korporacji i mediów wycelowanym w prawicowy elektorat – pisze. „New York Times” stoi z kolei na stanowisku, że Facebook, Apple i Google to firmy prywatne, więc nie można mówić o złamaniu pierwszej poprawki do konstytucji.
Portalom zdarzało się już blokować profile kontrowersyjnych postaci. Konto Lauren Southern – konserwatywnej aktywistki i fanki Donalda Trumpa – Facebook zablokował na 30 dni w trakcie kampanii wyborczej w 2016 r. Rok później platforma zamroziła konta nacjonalisty Christophera Cantwella – uczestnika marszów w Charlottesville. Głos w sprawie zabrał wtedy sam Zuckerberg, który powiedział, że Facebook zawsze będzie usuwać treści nawołujące do terroryzmu i przemocy.
W Polsce Facebook przyprawił o ból głowy narodowców, w 2017 r. platforma wyłączyła 300 konserwatywnych fanpage’ów. Jak się później okazało, powodem była awaria systemu, za co platforma przeprosiła.