Krakowska policja wyjaśnia okoliczności zatrzymania obywatela USA narodowości żydowskiej na krakowskim Kazimierzu. Zaprzecza jego twierdzeniom, że został pobity przez policjantów i obrażony na komisariacie nazistowskim gestem – poinformował w środę PAP rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń.

O sprawie napisał w internecie amerykański polityk Dov Hikind, zasiadający w Zgromadzeniu Stanowym Stanu Nowy Jork; jak poinformował, o sprawie powiadomił już Departament Stanu USA.

Według jego relacji, 40-letni Yaakov Gluck, syn szanowanego rabina z Brooklynu Edgara Glucka, który również jest naczelnym rabinem Galicji, często przyjeżdżający do Polski, został aresztowany i pobity na dziedzińcu krakowskiej synagogi w obecności świadków, a następnie zabrany na posterunek policji, gdzie umundurowany oficer obraził go wykonując gest nazistowskiego pozdrowienia.

"Niezależnie od tego, za co pan Gluck został zatrzymany i jakie postawiono mu zarzuty, policjant w Polsce przekazujący mu pozdrowienia Heil Hitler jest nie do zniesienia!" – napisał polityk. Jak stwierdził, "samą akcję trzeba przeanalizować i na pewno powiedzieć coś o naturze tych zarzutów i o tym, jak ten człowiek został pobity".

Tej wersji wydarzenia zaprzecza policja. "Do interwencji doszło 29 lipca ok. godz. 16.30. Policja została poproszona przez pracownicę synagogi Kupa o interwencję wobec dwóch awanturujących się mężczyzn, którzy nie chcieli opuścić placu przy synagodze. Mężczyźni także na prośbę policji nie chcieli opuścić placu, nie chcieli się wylegitymować ani podać danych, zaczęli znieważać policjantów i wymierzać im ciosy" – powiedział PAP w środę rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń.

Według jego relacji, mężczyźni protestowali także przeciwko zatrzymaniu. Ostatecznie funkcjonariusze musieli zastosować wobec nich środki przymusu bezpośredniego oraz chwyty transportowe. Mężczyźni w kajdankach zostali doprowadzeni do pobliskiego komisariatu przy ul. Szerokiej.

Jeden z zatrzymanych, obywatel Polski, po wylegitymowaniu został zwolniony do domu i wezwany na drugi dzień na przesłuchanie. Drugi mężczyzna, obywatel USA, odmawiał podania danych i pokazania dokumentów; kilka godzin trwało oczekiwanie na jego prawniczkę, która stawiła się z jego paszportem. Mężczyzna został zwolniony, w protokole nie podał żadnych zastrzeżeń. Został wezwany na następny dzień, ale nie stawił się na komisariat.

Jak podaje policja, obaj mężczyźni byli pod wpływem alkoholu, Amerykanin nie był w stanie dmuchać w alkomat.

"Negujemy wersję o bezpodstawnym zatrzymaniu i wykonywaniu gestów nazistowskich" – podkreślił rzecznik policji.

Policja zwróciła się o nagrania z monitoringu do Gminy Wyznaniowej Żydowskiej; według ustaleń, kamery obejmują miejsce zdarzenia i pomogą ustalić przebieg interwencji. Obecni w komisariacie policjanci, którzy zostali już przesłuchani, stanowczo zaprzeczają, by ze strony policji wykonywane były gesty nazistowskie lub wypowiadane obraźliwe sformułowania.

Sprawa badana będzie w wewnętrznym postępowaniu policji, kwestią znieważenia funkcjonariuszy zajmie się prokuratura. "Przekażemy jej nagrania z monitoringu oraz wykonane przez funkcjonariuszy nagranie, jak Amerykanin znieważa ich po angielsku" - dodał Sebastian Gleń.

Amerykańskiemu politykowi odpowiedział również w internecie Jonny Daniels, szef fundacji From The Depths. "Według policji twój wyborca był pijany, a policja została wezwana przez ŻYDOWSKĄ WSPÓLNOTĘ z powodu jego zachowania, odmówił zidentyfikowania się i w żaden sposób nie został mu okazany niemiecki gest nazistowski" – napisał, wskazując, że historia Hikinda to "fake news".