Za kilka dni w rejonie działań powinna się znaleźć amerykańska grupa lotniskowcowa, dlatego jest możliwość eskalacji tej sytuacji - powiedział w sobotę PAP Jakub Palowski z defence24.pl, pytany o odwetowy atak amerykańsko-brytyjsko-francuskiej koalicji na cele w Syrii.

Palowski wskazał, że cel polityczny tych działań został bardzo jasno określony przez władze USA i ich europejskich sojuszników - była to odpowiedź na użycie broni chemicznej, aby powstrzymać dalsze jej użycie.

Według eksperta "co do dalszego przebiegu wydarzeń, na razie trudno jest to prognozować". "Możemy powiedzieć, że za kilka dni w rejonie działań powinna się znaleźć amerykańska grupa lotniskowcowa, dlatego jest możliwość eskalacji tej sytuacji" - podkreślił ekspert.

Jak dodał, na razie jest "to atak jednorazowy i wszystko zależy od tego, czy będą kolejne incydenty związane z użyciem broni chemicznej, czy też nie".

Palowski powiedział też, że niewiadomą jest odpowiedź Rosji. "Aczkolwiek pierwsze sygnały, które płyną z Rosji, są dosyć stonowane. Twierdzą oni, że żaden z pocisków manewrujących nie znalazł się w strefie rosyjskiej obrony powietrznej i jakby nie wymuszało to bezpośredniej reakcji rosyjskiej obrony powietrznej, co by wskazywało na taką dosyć ograniczoną reakcję" - zaznaczył Palowski.

Połączone siły lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego przeprowadziły w sobotę nad ranem serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku. O ten atak chemiczny kraje zachodnie oskarżają armię prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Koalicja zbombardowała obiekty w Damaszku i na zachód od miasta Hims.

Prezydent USA Donald Trump, informując o ostrzałach, powiedział m.in., że naloty odwetowe są konsekwencją niedotrzymania przez Rosję danego słowa w sprawie likwidacji broni chemicznej w Syrii. "Nie byłoby ich, gdyby Rosja nie poniosła porażki w swych planach powstrzymania Asada przed sięgnięciem po broń chemiczną" - zaznaczył Trump.